Выбрать главу

Wielka Cyndi raptem przestała skakać, objęła Esperanzę i wydała z siebie dźwięk la – la. Nowa miłość.

– Jeżeli Felder wiedział, że Greg się ukryje, to dlaczego nagrał się na jego sekretarce? – spytał Myron.

– Być może, żeby wywieść nas w pole. Albo nie wiedział o zamiarze Grega.

– Zadzwonię do niego. Może mi się uda z nim umówić na jutro.

– Dziś masz mecz?

– Tak.

– O której?

– Wpół do ósmej. – Myron sprawdził godzinę. – Ale jeżeli przedtem mam porozmawiać z Clipem, muszę się zbierać.

– Poprowadzę – rzekł Win. – Chciałbym poznać tego pana Arnsteina.

Po ich wyjściu Esperanza odsłuchała nagrania poczty głosowej, a potem uporządkowała biurko. Ustawiła prosto dwa zdjęcia przekrzywione przez kolana koleżanki – na jednym była z brodatą collie Chloe, zwyciężczynią konkursu na najlepszego psa swojej rasy na wystawie psów w Westchester, a na drugim w stroju Małej Pocahontas z Wielką Cyndi czyli Wielką Szefową, z pasami mistrzowskimi WDW (Wspaniałych Dam Wrestlingu) w kategorii walk parami.

Wpatrywała się w fotografie, nie przestając myśleć o tym, co usłyszała od Myrona. Nie dawały jej spokoju pytania o czas. Czas morderstwa. Czas zniknięcia Downinga. No i czas związany z Liz Gorman. Kiedy przyjechała do Nowego Jorku? Bank w Tucson obrabowano dwa miesiące temu. Właśnie wtedy Liz zaczęła pracować w barze Parkview. Poszukiwana kryminalistka uciekłaby oczywiście jak najdalej od miejsca przestępstwa, ale żeby do tak gęsto zaludnionego miasta jak Nowy Jork? Dlaczego?

Im dłużej się nad tym głowiła, tym bardziej gubiła się w domysłach. Z pewnością istniała jakaś przyczyna i skutek. Za tym skokiem na bank kryło się coś, co przywiodło Liz Gorman do Nowego Jorku. Po kilku minutach jałowych rozważań Esperanza podniosła słuchawkę i zadzwoniła do zaufanego informatora Myrona i Wina w FBI.

– Potrzebuję wszystkiego o napadzie Brygady Kruka na bank w Tucson – powiedziała. – Możesz przysłać mi kopię akt?

– Dostaniesz je jutro rano.

ROZDZIAŁ 24

Win i Myron podzielali dość niezwykłe zamiłowanie do broadwayowskich musicali. W tej chwili stereofoniczna aparatura w jaguarze Wina odtwarzała na cały głos ścieżkę dźwiękową z musicalu 1776. Amerykański kongresman wołał: „Niech ktoś otworzy okno!”, doprowadzając do zażartej kłótni na temat zalet otwartego („w Filadelfii [było] gorąco jak w piekle”) i zamkniętego („za dużo much”) okna. Uwikłane w tę sprzeczkę osoby kazały Johnowi Adamsowi usiąść. Historia.

– Kto grał Thomasa Jeffersona w pierwszej inscenizacji? – spytał Win.

Myron znał odpowiedź. Życie z jego przyjaciółmi było nieustannym quizem.

– Teatralnej czy filmowej? – spytał Myron.

Win zmarszczył brwi.

– Nie zajmuję się inscenizacjami filmowymi.

– Ken Howard.

– Dobrze. A najsłynniejsza kreacja pana Howarda?

– Trener w Białym cieniu.

– Dobrze. A kto pierwszy zagrał Johna Adamsa?

– William Daniels.

– Najlepiej znany jako?

– Okropny lekarz w St. Elsewhere.

– Jaka aktorka, zagrała Marthę Jefferson?

– Betty Buckley. Najlepiej znana z roli Abby w Ośmioro wystarczy.

Win uśmiechnął się.

– Dobry jesteś – pochwalił.

Myron patrzył w okno. Budynki i samochody zbiły się w pulsującą masę. Myślał o Jessice. O zamieszkaniu z nią. Nie miał nic przeciwko temu, żadnych argumentów. Kochał ją. Ona jego. A poza tym to ona zrobiła pierwszy ruch – pierwszy raz, jak sięgał pamięcią. W większości związków zawsze jedno z partnerów dominowało. Zgodnie z naturalnym porządkiem rzeczy. Trudno było znaleźć idealną równowagę. W ich przypadku przewagę miała Jessica. Wiedział o tym, a gdyby nie wiedział, i tak uświadomiłyby mu to częste aluzje Esperanzy, że jest „pod pantoflem”. Nie znaczyło to, że Jessica kocha go nie tak mocno jak on ją. Zresztą, może tak było. W każdym razie na pewno rzadko proponowała mu coś pierwsza, rzadko się przed nim odsłaniała. Chciał skorzystać z okazji, chciał jeszcze bardziej ją ośmielić. Długo czekał na takie słowa z jej ust. Coś go jednak powstrzymywało. Podobnie jak w przypadku rozmowy z T.C. miotał się między przeciwieństwami.

Z burzy wszystkich za i przeciw w jego głowie nie płynęły żadne wnioski. Najchętniej skonfrontowałby z kimś swoje myśli. Najlepiej byłoby je omówić z kimś bliskim. Tylko z kim? Jego najbardziej niezawodna powierniczka, Esperanza, nie cierpiała Jessiki. Win… jeśli chodzi o sprawy sercowe, odpadał. Od dawna iskrzyło mu wyłącznie w dolnych partiach ciała.

Mimo to Myron usłyszał własny głos:

– Jessica zaproponowała, żebym z nią zamieszkał.

– Dostajesz pełną stawkę za mecze finałowe? – spytał Win po chwili.

– Słucham?

– Dołączyłeś do drużyny późno. Obliczyłeś, ile dostaniesz za mecze finałowe?

– Nie martw się. Zadbałem o to.

Win skinął głową. Patrzył na drogę. Bez przerwy zmieniał pasma ruchu. Wskazówka szybkościomierza trzymała się osiemdziesięciu mil, prędkości przekraczającej możliwości drogi numer 3. Choć z biegiem lat Myron co nieco się oswoił z jego sposobem jazdy, mimo to nie odrywał oczu od przedniej szyby.

– Zostaniesz na meczu? – spytał.

– To zależy.

– Od czego?

– Od tego, czy będzie tam Łomot – odparł Win. – Mówiłeś, że szuka pracy. Mógłbym ją przy okazji wypytać.

– Co jej powiesz?

– Stoimy przed dylematem. Zagadniesz ją o telefon od Downinga, to się zdemaskujesz. Zagadnę ją ja, zaraz spyta o przyczyny i powody. Tak czy siak, jeżeli nie ma martwicy mózgu, nabierze podejrzeń. A co więcej, jeśli wie o czymś istotnym, prawdopodobnie nam skłamie.

– Co proponujesz?

Win przechylił głowę, jakby się namyślał.

– Może pójdę z nią do łóżka – rzekł. – A kiedy zatraci się w spazmach namiętności, pociągnę ją za język.

– Ona sypia tylko z graczami Gigantów i Smoków – przypomniał mu Myron, marszcząc czoło. – Do łóżka?

Win wzruszył ramionami.

– To lepsze od chłosty gumowym wężem – odparł. – No, chyba że ona lubi te rzeczy.

– Masz jakieś inne pomysły?

– Pracuję nad tym.

Skręcili w zjazd do stadionu Meadowlands. Z odtwarzacza CD płynął śpiew Abigail Adams informującej Johna Adamsa, że kobiety w Massachusetts potrzebują szpilek. Win chwilę nucił do wtóru.

– Jeśli chodzi o Jessice – zdjął rękę z kierownicy i poniekąd nią skinął – nie mnie radzić w takich sprawach.

– Wiem.

– Kiedy rzuciła cię pierwszy raz, byłeś nieszczęśliwy. Nie rozumiem, po co miałbyś ryzykować powtórkę.

Myron popatrzył na przyjaciela.

– Naprawdę nie wiesz? – spytał.

Win nie odpowiedział.

– To smutne, Win.

– O tak, bardzo tragiczne.

– Ja nie żartuję.

Win po aktorsku zasłonił przedramieniem czoło.

– Biada mi, nigdy nie doświadczę otchłani nieszczęścia, w którą swoim odejściem wtrąciła cię Jessica. Biedactwo.

– Dobrze wiesz, że chodzi o coś więcej.

Win opuścił rękę i pokręcił głową.

– Nieprawda, przyjacielu. Prawdziwe było jedynie cierpienie. Reszta twoich uczuć to okrutna złuda.

– Naprawdę tak sądzisz?

– Tak.

– O wszystkich związkach?

Win pokręcił głową.

– Tego nie powiedziałem.

– A co z naszą przyjaźnią? Też jest okrutną złudą?

– Nie mówimy o nas.

– Próbuję zrozumieć…

– Nie ma nic do zrozumienia – przerwał mu Win. – Zrób, co uznasz za najlepsze. Powiedziałem: ze mną nie ma co omawiać takich spraw.