Zamilkli. Przed nimi wyłoniła się hala. Przez lata nazywano ją Areną Brendana Byrne’a, od nazwiska niepopularnego gubernatora, sprawującego urząd w czasie, gdy budowano kompleks Meadowlands. Ostatnio jednak poszukujące kapitału władze sportu przemianowały ją na Arenę Continental Airlines nazwa ta wprawdzie nie wpadała w ucho, ale poprzednia tez nie wyrywała z piersi pieśni. Hańba, zakrzyknęli z wielkim oburzeniem na tę zniewagę Brendan Byrne i jego dawni służalcy. To spuścizna gubernatora. Jak można mu to zrobić. Myron nie miał wszakże nic przeciwko zmianie nazwy. Bo jaki był wybór? Ściągnąć z amerykańskich podatników dwadzieścia siedem milionów dolarów czy zranić próżność polityka? Konkurencja bardzo nierówna.
Spoglądając na przyjaciela, wpatrzonego w drogę i mocno ściskającego kierownicę, Myron powrócił myślami do ranka sprzed lat pięciu. Kiedy po odejściu Jessiki snuł się bez celu po domu, do drzwi zapukał Win.
– Chodź – powiedział bez żadnych wstępów. – Wynajmę ci dziewczynę. Musisz spuścić z krzyża.
Myron pokręcił przecząco głową.
– Na pewno nie? – upewnił się Win.
– Na pewno.
– Wobec tego zrób coś dla mnie.
– Co?
– Nie wychodź z domu, żeby się zalać. Byłby to straszny banał.
– Spuszczenie z krzyża nie jest banałem?
Win sznurował usta.
– Jest, ale znośnym – odparł, zawrócił i wyszedł.
I na tym stanęło. Nigdy potem nie wrócili w rozmowie do związku Myrona z Jessica. Odgrzanie tego tematu było błędem.
Win nie bez powodu był, jaki był. Myron spojrzał na przyjaciela, szczerze mu współczując. Win traktował życie jako ciągłą lekcję, jak o siebie dbać. Wyniki nie zawsze okazywały się piękne, lecz zwykle skuteczne. Nie zerwał z ludzkimi uczuciami, nie działał jak robot, choć czasami chciałby ludzie tak o nim myśleli. Po prostu nauczył się im nie ufać i nie polegać na innych. Niewiele osób lubił, ale jeśli już kogoś kochał, to niezwykle mocno. Reszta świata znaczyła dla niego niewiele.
– Załatwię ci miejsce blisko Maggie Łomot – powiedział Myron.
Win skinął głową i zaparkował. Myron podał nazwisko sekretarce i wprowadzono ich do gabinetu. Zastali już tam Calvina Johnsona, który stał po prawej ręce Clipa. Siedzący przy biurku Clip wyglądał dziś starzej. Policzki miał poszarzałe, podgardle bardziej obwisłe. Wstał, ale chyba z większym wysiłkiem.
– Pan Lockwood, jeśli się nie mylę – powiedział, wpatrując się w Wina.
Wiedział o nim, był dobrze przygotowany.
– Tak – odparł Myron.
– Pomaga nam w kłopotach?
– Tak.
Myron przedstawił ich sobie, wymienili uściski dłoni, usiedli. Win, jak zwykle w takich sytuacjach, milczał. Oczami wędrował po pomieszczeniu, nie pomijając niczego. Zanim się odezwał, lubił dobrze się przyjrzeć nieznajomym, zwłaszcza na ich gruncie.
– A więc, jak się sprawy mają? – zagadnął Clip z wymuszonym uśmiechem.
– Zatrudniając mnie – zaczął Myron – wyraził pan obawę, że odkryję coś kompromitującego. Chciałbym wiedzieć co.
Clip przybrał rozbawioną minę.
– Nie bierz tego do siebie, Myron – rzekł ze śmiechem – ale gdybym to wiedział, nie musiałbym cię wynajmować.
– Nie mówi pan wszystkiego.
– Słucham?
– Greg zniknął wcześniej.
– No i?
– Na początku nie spodziewał się pan kompromitacji. Skąd ta zmiana?
– Już powiedziałem. Czeka mnie głosowanie właścicieli.
– To pana jedyne zmartwienie?
– Skądże. Martwię się również o Grega…
– Ale po jego zniknięciu nie wynajął pan nikogo. Czego się pan boi?
Clip wzruszył ramionami.
– Chyba niczego. Po prostu dmucham na zimne. A bo co? Coś odkryłeś?
– Pan nigdy nie dmucha na zimne. Jest pan ryzykantem. Zawsze pan taki był. Wymieniał pan popularnych, sprawdzonych repów na niewypróbowanych debiutantów. Z reguły przedkładał pan agresywny atak nad wzmacnianie obrony. Nigdy nie bał się pan postawić wszystkiego na jedną kartę.
– Ta strategia ma to do siebie, że można też sporo stracić. Czasem bardzo dużo. – Clip uśmiechnął się blado.
– Co pan stracił tym razem?
– Jeszcze nic. Jeżeli Greg nie wróci, może to kosztować mój zespół mistrzostwo NBA.
– Ja nie o tym. Chodzi o coś więcej.
– Przykro mi. – Clip rozłożył ręce. – Naprawdę nie wiem, o czym mówisz. Po zniknięciu Grega uznałem, że jest sens cię wynająć. Owszem, wcześniej też znikał, nigdy jednak tak późno w sezonie i nie wtedy, gdy byliśmy tak blisko mistrzostwa. To do niego niepodobne.
Myron spojrzał na Wina. Miał znudzoną minę.
– Zna pan Lizę Gorman? – spytał Clipa.
Kątem oka dostrzegł, że Calvin lekko się wyprostował.
– Nie. A powinienem?
– A kobietę o imieniu Carla albo Sally?
– Słucham? Pytasz, czy znam kobietę…
– Poznaną ostatnio. Lub związaną jakoś z Gregiem Downingiem.
Clip pokręcił przecząco głową.
– Calvin?
Calvin zrobił to samo, lecz z małym opóźnieniem.
– Skąd to pytanie?
– Ponieważ to z nią spotkał się Greg wieczorem, kiedy zniknął.
Clip usiadł prosto, z szybkością peemu wyrzucając z ust słowa:
– Odszukaliście ją? Gdzie ona jest? Może są razem. Myron ponownie spojrzał na Wina. Tym razem Win ledwo dostrzegalnie skinął głową. Też to zauważył.
– Nie żyje – odparł Myron.
Z twarzy Clipa spełzły kolory. Calvin milczał, tylko skrzyżował nogi. Jak na Johnsona Mrożonkę, był to ruch nie lada.
– Nie żyje?
– Konkretniej, zamordowano ją.
– O mój Boże!…
Clip skakał spojrzeniem od twarzy do twarzy, jakby szukał w nich odpowiedzi lub pocieszenia. Nie znalazł.
– Na pewno nie słyszał pan o Liz Gorman, Carli ani Sally? – spytał Myron.
Clip otworzył i zamknął usta. Nie wydał żadnego dźwięku.
– Zamordowano? – powtórzył.
– Tak.
– Była z Gregiem?
– Jako ostatni widział ją przy życiu. Jego odciski palców znaleziono w miejscu zbrodni.
– Miejscu zbrodni? – Clipowi drżał głos, patrzył nieprzytomnie. – Mój Boże, krew w suterenie. Zwłoki były w domu Grega?
– Nie. Ta kobieta zginęła w swoim mieszkaniu w Nowym Jorku.
– Przecież krew znalazłeś w suterenie Grega – zdziwił się Clip. – W pokoju zabaw.
– Tak. Ale zniknęła.
– Zniknęła? – spytał Clip zmieszanym i nieco poirytowanym tonem. – Jak to zniknęła?
– Uprzątnięto ją. – Myron utkwił w nim spojrzenie. – W minionych dwóch dniach ktoś wszedł do domu Grega i próbował zatuszować skandal.
Clip się wzdrygnął.
– Myślisz, że to ja? – spytał z nagłym ożywieniem w oczach.
– Tylko panu powiedziałem, że znalazłem tam krew. Chciał pan to utrzymać w tajemnicy.
– Decyzję zostawiłem tobie – odparował Clip. – Powiedziałem, że ją uszanuję, nawet jeśli uznam, że jest niewłaściwa. Oczywiście, że zależy mi na uniknięciu skandalu. To normalne. Ale czegoś takiego bym nie zrobił. Przecież mnie znasz, Myron.
– Mam wykaz rozmów telefonicznych tej kobiety. Dzwoniła do pana cztery dni przed śmiercią.
– Jak to: dzwoniła do mnie?
– W wykazie jest numer telefonu pańskiego biura. Clip zaczął mówić, urwał i zaczął od nowa.
– No cóż, być może dzwoniła, co wcale nie znaczy, że do mnie – odparł tonem dalekim od pewności. – Może rozmawiała z moją sekretarką.
Win odchrząknął, a potem przemówił po raz pierwszy od wejścia do gabinetu.
– Panie Arnstein.
– Tak.
– Z całym należnym szacunkiem, ale coraz trudniej mi znieść pańskie łgarstwa.