– To wszystko?
– Tak.
– Kiedy to było?
– Czy ja wiem. Dwa, trzy tygodnie temu.
– A kiedy odezwała się ponownie?
Emily otworzyła szafkę i wyjęła kubek z jakąś postacią z kreskówki i napisem NAJWSPANIALSZA MAMA NA ŚWIECIE.
– Kawy wystarczy na dwoje – powiedziała.
– Nie, dziękuję.
– Na pewno?
– Tak. Co było potem?
Pochyliła się i zajrzała do zaparzarki jak do szklanej kuli.
– Kilka dni później Greg zrobił mi coś… – Urwała. – Jak ci już mówiłam – podjęła zmienionym tonem, wypowiadając słowa ostrożniej i wolniej – zrobił coś strasznego. Szczegóły nie są ważne.
Myron skinął głową, lecz nic nie powiedział. Nie było sensu mówić jej o nagraniu z hotelu i zbijać z tropu. Należało ułatwić zwierzenia.
– Tak więc kiedy się do mnie zgłosiła, informując, że Greg gotów jest dużo zapłacić za milczenie, odparłam, że dam jej więcej za mówienie. Usłyszałam, że będzie mnie to słono kosztowało. Powiedziałam, że nie dbam o to ile. Próbowałam zaapelować do niej jak kobieta do kobiety. Posunęłam się do tego, że opisałam jej, jak się sprawy mają, że Greg chce mi odebrać dzieci. Chyba mi współczuła, ale dała do zrozumienia, że nie może sobie pozwolić na filantropię. Za informację muszę zapłacić.
– Wymieniła sumę?
– Sto tysięcy dolarów.
Myron wstrzymał się od gwizdnięcia. Podwójne oskubanie. Albo Liz Gorman zamierzała ciągnąć pieniądze od obojga i doić ich tak długo, jak się da, albo walnąć ich po kieszeni raz a dobrze, przewidując, że znów będzie musiała się ukryć. Tak czy siak, z jej punktu widzenia należało wycisnąć dolary od wszystkich zainteresowanych – Grega, Clipa i Emily. Wziąć forsę za milczenie. Wziąć forsę za mówienie. Szantażyści są tak lojalni jak politycy w roku wyborów.
– Wiesz, czym szantażowała Grega? – spytał.
– Nie powiedziała.
– Ale byłaś gotowa zapłacić jej sto tysięcy.
– Tak.
– Nawet nie wiedząc za co?
– Tak.
– Skąd wiedziałaś, że nie masz do czynienia z wariatką? – Wzmocnił to pytanie gestem.
– Szczerze? Nie wiedziałam. Ale groziło mi, że utracę dzieci! Byłam w desperacji.
Pomyślał, że Liz Gorman wykorzystała jej desperację do maksimum.
– I nadal nie wiesz, czym go szantażowała?
– Nie.
– Mogło chodzić o hazard Grega?
Jej oczy się zwęziły.
– W czym rzecz? – spytała zdezorientowana.
– Wiedziałaś, że Greg uprawiał hazard?
– Jasne. I co z tego?
– Wiedziałaś, jak wysoko grał?
– Nie bardzo. Raz na jakiś czas jeździł do Atlantic City. Obstawiał za pięćdziesiąt dolarów zakłady futbolowe.
– Tak myślałaś?
Powiodła oczami po jego twarzy, próbując odgadnąć, co myśli.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała.
Myron spojrzał przez okno. Basen wciąż był zakryty, ale gromada drozdów powróciła z pielgrzymki na południe. Z tuzin ptaków, z opuszczonymi głowami i skrzydłami chodzącymi wesoło jak psie ogony, obsiadło karmnik.
– Greg jest nałogowym hazardzistą. W ciągu lat przegrał miliony. Felder nie sprzeniewierzył pieniędzy. Greg je przegrał.
– Niemożliwe. – Emily pokręciła głową. – Żyłam z nim blisko dziewięć lat. Coś bym zauważyła.
– Hazardziści umieją się kryć z nałogiem. Kłamią, oszukują, kradną… robią wszystko, byleby grać dalej. Są uzależnieni.
Oczy jej rozbłysły.
– I tym szantażowała go ta kobieta? Że jest hazardzistą?
– Chyba tak – powiedział Myron. – Nie jestem pewien.
– Ale hazardował się na pewno? Dopóki nie stracił pieniędzy?
– Tak.
Na twarzy Emily zapłonęła nadzieja.
– W takim razie żaden sędzia nie odda mu pod opiekę dzieci – ucieszyła się. – Wygram!
– Prędzej odda je hazardziście niż morderczyni – zgasił ją Myron – czy kobiecie, która podrzuca fałszywe dowody.
– Już mówiłam, że ten dowód jest prawdziwy.
– To ty tak twierdzisz. Ale wróćmy do szantażystki. Zażądała od ciebie stu tysięcy.
Emily znów zajęła się zaparzarką.
– Tak.
– Jak miałaś jej zapłacić?
– Kazała mi czekać w sobotę wieczorem przy automacie przed supermarketem Grand Union. Miałam się tam stawić o północy, z gotówką. Zadzwoniła punktualnie o dwunastej i podała adres na Sto Jedenastej Ulicy. Poleciła przyjechać o drugiej.
– I pojechałaś o drugiej w nocy na Sto Jedenastą ze stoma tysiącami dolarów? – spytał, starając się ukryć niedowierzanie w głosie.
– Zebrałam tylko sześćdziesiąt tysięcy.
– Wiedziała o tym?
– Nie. Wiem, że wygląda to bardzo głupio, ale zrozum, byłam zdesperowana. Gotowa na wszystko.
Myron zrozumiał. Widział z bliska, do czego zdolne są matki. Każda miłość wypacza, a miłość matczyna wypacza całkowicie.
– Mów dalej – zachęcił.
– Kiedy wyjechałam zza rogu, zobaczyłam, że z jej domu wychodzi Greg. Osłupiałam. Mimo postawionego kołnierza dojrzałam jego twarz. – Emily podniosła oczy. – Jestem jego żoną od dawna, ale pierwszy raz widziałam u niego taką minę.
– Jaką?
– Był przerażony. Do Amsterdam Avenue pobiegł dosłownie sprintem. Zaczekałam, aż skręci za róg, a potem podeszłam do drzwi i nacisnęłam guzik domofonu. Bez efektu, zaczęłam więc naciskać inne guziki. Wreszcie ktoś mnie wpuścił. Weszłam po schodach i dłuższą chwilę pukałam do drzwi. Nacisnęłam klamkę. Nie były zamknięte. Otworzyłam je.
Emily urwała. Trzęsącą się ręką podniosła kubek do ust. Łyknęła kawy.
– Zabrzmi to okropnie, ale nie widziałam zwłok, tylko moją ostatnią deskę ratunku na zatrzymanie przy sobie dzieci.
– I postanowiłaś podrzucić dowód.
Emily odstawiła kubek i jasnymi oczami spojrzała na Myrona.
– Tak. Miałeś rację co do wszystkiego. Wybrałam pokój zabaw, bo wiedziałam, że Greg tam nie zejdzie. Nie miałam pojęcia, że uciekł. Pomyślałam, że kiedy wróci do domu, krew nie zniknie. Owszem, posunęłam się za daleko, ale nie skłamałam. On ją zabił.
– Tego nie wiesz.
– Jak to?
– Mógł się natknąć na zwłoki tak jak ty.
– Mówisz poważnie? – spytała ostrzejszym tonem. – Oczywiście, że ją zabił. Krew na podłodze była całkiem świeża. To Greg miał wszystko do stracenia. Miał motyw i sposobność.
– Ty też.
– Miałam motyw? Jaki?
– Chciałaś go wrobić w morderstwo. Chciałaś zachować dzieci.
– Absurd! – oburzyła się.
– Masz jakiś dowód na potwierdzenie swojej wersji?
– Mam co?!
– Dowód. Wątpię, Emily, czy policja ci uwierzy.
– A ty? – spytała.
– Chciałbym go zobaczyć.
– Dowód? Jaki? Przecież nie robiłam zdjęć!
– Jakieś fakty potwierdzające to, co mówisz.
– Po co miałabym ją zabić? W jakim celu? Potrzebna mi była żywa. Dzięki niej miałam szansę zachować dzieci.
– Przypuśćmy, że ta kobieta rzeczywiście miała coś na Grega. Jakiś konkret. Jego list, taśmę wideo, coś takiego…
Myron czekał na reakcję Emily.
– Dobrze. – Skinęła głową. – Mów.
– Przypuśćmy też, że cię zdradziła, że sprzedała obciążający dowód Gregowi. W końcu był pierwszy w kolejce. Może zapłacił jej tyle, że wycofała się z umowy z tobą. Wchodzisz do jej mieszkania, dowiadujesz się, co zrobiła, dociera do ciebie, że twoja jedyna szansa na zachowanie dzieci przepadła, zabijasz Gorman i zrzucasz winę na tego, kto najwięcej zyska na jej śmierci. – Na Grega.