– Cios poniżej pasa. – Wspierając się na łokciach, Myron pochylił się nad biurkiem i ścisnął głowę dłońmi. – Dobrze – rzekł wreszcie. Wypuścił powietrze. – Zobaczymy, jak sobie poradzi.
Esperanza zmierzyła go spojrzeniem.
– W tym momencie mam podskoczyć i powiedzieć „dziękuję, dziękuję”? – spytała po kilku sekundach.
– Nie, w tym momencie wyjdę. – Myron sprawdził godzinę. – Przed konferencją prasową muszę porozmawiać z Clipem o tych śladach krwi.
– Przyjemnej zabawy. Esperanza ruszyła do drzwi.
– Chwileczkę! – zawołał. – Masz dziś zajęcia? Obróciła się ku niemu. Studiowała wieczorowo prawo na Uniwersytecie Nowojorskim.
– Nie.
– Chcesz zobaczyć mecz? – Myron odchrząknął. – Możesz przyjść z… Lucy, jeśli chcesz.
Lucy była najnowszą miłością Esperanzy. Przed nią chodziła z Maxem. Jej preferencje seksualne były chwiejne.
– Zerwałyśmy – odparła.
– Och, przykro słyszeć – rzekł, nie wiedząc, co powiedzieć. – Kiedy?
– W zeszłym tygodniu.
– Nic nie mówiłaś.
– Pewnie dlatego, że to nie twoja sprawa.
Miała rację.
– No, to może przyjdziesz z… kimś nowym. Albo sama. Gramy z Celtami.
– Nie skorzystam – odparła.
– Na pewno?
Skinęła głową i wyszła z gabinetu. Myron chwycił marynarkę i wrócił na parking. Mario, nie podnosząc oczu, rzucił mu kluczyki. Przed tunelem Lincolna Myron przeskoczył na drogę numer 3. Minął znany hipermarket Tops ze sprzętem i elektroniką. Nad jezdnią sterczał z billboardu wielki kinol. Napis na tablicy głosił: „Tops! Masz go tuż pod nosem”. Jakie realistyczne. W wielkim nochalu brakowało jedynie sterczących włosków. Gdy do stadionu Meadowlands pozostała mila, w taurusie zadzwonił telefon.
– Mam wstępne dane – oznajmił Win.
– Mów.
– W ciągu zeszłych pięciu dni nikt nie korzystał z kart kredytowych Grega ani z jego kont bankowych.
– W ogóle?
– W ogóle.
– Żadnych wypłat w banku?
– Nie w ubiegłych pięciu dniach.
– A wcześniej? Może przed zniknięciem wyjął grubą kasę.
– Jeszcze nie wiem. Pracuję nad tym.
Myron zjechał z autostrady. Zastanawiał się, co to wszystko znaczy. Na razie znaczyło niewiele, lecz nie były to dobre wieści. Krew w suterenie. Ani śladu Grega. Żadnych operacji finansowych. Nie wróżyło to nic dobrego.
– Coś jeszcze? – spytał.
Win zawahał się.
– Może wkrótce ustalę, gdzie najdroższy Greg wypił drinka z nadobną Carlą.
– Gdzie?
– Po meczu – odparł Win. – Będę wiedział więcej.
ROZDZIAŁ 5
– Sport to folklor – powiedział Clip Arnstein do tłumu reporterów zapełniających salę. – Do naszej wyobraźni przemawiają nie tylko zwycięstwa i porażki, ale historie. Historie o wytrwałości. Historie o sile woli. Historie o ciężkiej pracy. Historie o rozpaczy. Historie o cudownych przypadkach. Historie o triumfach i tragediach. Historie o powrotach.
Spojrzał na Myrona stosownie wilgotnymi oczami, z najdobrotliwszym uśmiechem na ustach. Myron skulił się. Przezwyciężył silne pragnienie, żeby skryć się pod stołem konferencyjnym.
Po zrobieniu stosownej pauzy stojący przy pulpicie Clip znów obrócił się twarzą do dziennikarzy. Milczeli. Sporadycznie błyskały flesze. Przełknął kilka razy ślinę, jakby przetrawiał w duchu jakąś decyzję. Grdyka mu chodziła. Podniósł wilgotne oczy.
Występ niezły, podsumował Myron, choć nieco szmirowaty.
Na konferencję przyszło więcej ludzi, niż oczekiwał. Nie było wolnych miejsc, wielu stało. Dzień widać nie obfitował w wydarzenia. Clip niespiesznie odzyskał utracone opanowanie. Nieco ponad dziesięć lat temu ściągnąłem do drużyny nadzwyczajnego młodego koszykarza, gracza, któremu pisana była wielkość. Miał świetny rzut z wyskoku, doskonałe wyczucie boiska, odporność psychiczną, a przede wszystkim był wyjątkową osobą. Lecz bogowie mieli względem niego inne plany. Wszyscy wiemy, co spotkało Myrona Bolitara tamtego fatalnego wieczoru w Landover w Marylandzie. Nie ma powodu rozpamiętywać przeszłości. Ale jak powiedziałem na wstępie konferencji, sport to folklor. Dziś drużyna Smoków daje temu młodemu mężczyźnie szansę na wplecenie swojej legendy w bogatą materię sportu. Dziś drużyna Smoków umożliwia temu młodemu mężczyźnie odzyskanie tego, co w tak okrutny sposób los zabrał mu przed laty.
Myron zaczął zwijać się z zakłopotania. Poczerwieniał. Strzelając oczami na wszystkie strony, szukał schronienia, ale go nie znalazł. Poprzestał więc na wpatrywaniu się w twarz Clipa, jak tego oczekiwali dziennikarze. Tak bardzo skupił się na znamieniu na jego policzku, że w końcu szczęśliwie rozmyło mu się przed oczami.
– Nie będzie to łatwe, Myron – zwrócił się do niego Clip. Myron, wpatrzony w znamię, nie mógł spojrzeć mu w oczy.
– Niczego ci nie obiecaliśmy. Nie wiem, co z tego wyniknie. Czy będzie to finał twojej historii, czy może początek nowego wspaniałego rozdziału. Ale ci z nas, którzy kochają sport, zachowają nadzieję. Mamy to w swej naturze. To natura wszystkich prawdziwych wojowników i kibiców.
Clipowi załamał się głos.
– Tak już jest – ciągnął. – Przypominam ci o tym niechętnie, Myron, ale muszę. W imieniu New Jersey Dragons witam cię, znakomity i dzielny graczu, w naszym zespole. Życzymy ci wszystkiego najlepszego. Jesteśmy pewni, że bez względu na to, co cię spotka na boisku, przyniesiesz zaszczyt naszemu klubowi. – Zamilkł, zacisnął usta. – Dziękuję – dorzucił prędko i wyciągnął rękę do Myrona.
Myron wszedł w rolę. Wstał, chcąc uścisnąć Clipowi dłoń, ale ten miał inny pomysł. Otoczył go ramionami i przyciągnął do siebie. Flesze aparatów rozmigotały się jak światła w dyskotece. Kiedy Clip wreszcie puścił Myrona, dwoma palcami otarł oczy. A bodaj go, zagrał to lepiej niż Pacino. Clip wyciągnął rękę i poprowadził Myrona do pulpitu.
– Jakie to uczucie wrócić do sportu? – zawołał jakiś reporter.
– Straszne – odparł Myron.
– Jest pan zdolny do gry na tym poziomie?
– Nie za bardzo.
Jego szczerość na chwilę powstrzymała dziennikarzy. Ale tylko na chwilę. Clip roześmiał się, a inni poszli w jego ślady. Wzięli to za żart. Myron nie myślał wyprowadzać ich z błędu.
– Wciąż ma pan dobrze ustawiony celownik do rzutów za trzy punkty? – spytał inny.
Myron skinął głową.
– Celownik owszem, ale nie wiem, czy dopełniacz. Zapożyczony żart, ale co tam. Znów rozległy się śmiechy.
– Dlaczego wraca pan dopiero teraz? Co pana przekonało do powrotu?
– Telewizyjna Stacja Jasnowidzów.
Clip wstał i podniesieniem ręki powstrzymał dalsze pytania.
– Wybaczcie, ludzie, ale na dziś wystarczy. Myron musi się przebrać do meczu – powiedział.
Myron podążył za Arnsteinem do jego gabinetu, w którym czekał już Calvin. Clip zamknął drzwi.
– Jak się sprawy mają? – spytał, zanim usiadł.
Myron powiedział mu o krwi w suterenie. Clip wyraźnie zbladł. Mrożonka zacisnął palce na poręczach fotela.
– Co sugerujesz? – spytał ostrym tonem Clip.
– Sugeruję?
Clip Arnstein wzruszył teatralnie ramionami.
– Nic z tego nie rozumiem – powiedział.
– Tu nie ma nic do rozumienia – odparł Myron. – Greg zniknął. Nikt nie widział go od pięciu dni. Nie korzystał z bankomatu ani karty kredytowej. A w suterenie jego domu jest krew.
– W pokoju zabaw dla dzieci? Tak powiedziałeś. W pokoju zabaw.
Myron skinął głową.
Clip spojrzał pytająco na Calvina, a potem uniósł dłonie w górę.
– I co to znaczy, u licha? – spytał.