Выбрать главу

– A niech to! – zaklął Myron.

Samochód Steele’a – no bo czyj – oblegał zwarty, gruby kordon reporterów. Można się było tego spodziewać. Myron polecił Christianowi zamknąć się w samochodzie i milczeć, o ucieczce nie było mowy. Dziennikarze pojechaliby za nimi, a jemu nie uśmiechał się wyścig samochodowy.

Zaparkował w pobliżu. Reporterzy otoczyli go jak lwy, które zwietrzyły ranne jagnię.

– Co tu się dzieje, Myron?

– Dlaczego Christian nie trenuje?

– Co z jego kontraktem?

Rzuciwszy im na pożarcie ochłap „bez komentarzy”, przepłynął przez morze mikrofonów, kamer i ciał, i wcisnął się do samochodu Christiana, nie wpuszczając medialnego szlamu do środka.

– Jedź – polecił.

Christian włączył silnik i ruszył. Reporterzy niechętnie się rozstąpili.

– Przepraszam, panie Bolitar – powiedział.

– Co się stało?

– Strażnik mnie nie wpuścił. Podobno tak mu polecono.

– Sukinkot – mruknął Myron.

Otto Burke i jego przeklęte numery! Lisek chytrusek! Wiele można było się po nim spodziewać. Ale szlaban dla gracza?! Tym razem przesadził. Pomimo prężenia mięśni byli przecież bliscy podpisania kontraktu. Burke’owi bardzo zależało na jak najszybszym ściągnięciu Christiana na zgrupowanie, żeby mógł się przygotować do sezonu.

Dlaczego więc go nie wpuścił?

Coś tu śmierdziało.

– Masz w samochodzie telefon? – spytał.

– Nie. – Trudno.

– Zawróć i zaparkuj przy bramie C – polecił Myron.

– Co pan chce zrobić?

– Pójdziesz ze mną.

Myron popchnął przed sobą Christiana, obok próbującego ich zatrzymać strażnika.

– Hej, nie wolno wam wejść! – krzyknął za nimi strażnik. – Stać.

– Zastrzel nas.

Myron nie zwolnił kroku. Weszli na boisko. Gracze nacierali j ostro na manekiny. Bardzo ostro. Nikt się nie oszczędzał. Poddawano ich próbie. Większość walczyła o miejsce w zespole. W drużynach szkolnych i uniwersyteckich większość z nich była niekwestionowanymi gwiazdami, a mimo to musiała odpaść. Odrzuceni powoli żegnali się z marzeniami, zabiegając o dostanie się do innych zespołów, o utrzymanie się w nich, by wreszcie, po licznych niepowodzeniach, rozstać się z futbolem.

Fascynująca profesja.

Trenerzy dmuchali w gwizdki. Ofensywni obrońcy ćwiczyli błyskawiczne sprinty. Kopacze posyłali piłki w stronę odległych i bramek. Wykopywacze ćwiczyli loby z woleja. Kilku graczy obejrzało się, dostrzegli Christiana i podniósł się szum. Myron i nie zwrócił na to uwagi. Wypatrzył swój cel – Otto Burke siedział w pierwszym rzędzie na wprost linii środkowej boiska.

Siedział niczym Cezar w Koloseum, z przyklejonym uśmiechem na twarzy i rękami opartymi na sąsiednich krzesełkach.! Za nim zasiadali Larry Hanson i kilku członków zarządu. Senat imperatora. Co jakiś czas Otto odchylał się do tyłu i częstował swoją świtę uwagami wywołującymi salwy śmiechu.

– Myron! – zawołał uprzejmie, przyzywając go krótką rączką. – Chodź no! Usiądź!

– Zaczekaj tu – powiedział Myron do Christiana i wszedł po schodach.

Świta pod przewodnictwem Larry’ego Hansona wstała ja na komendę i odmaszerowała.

– Raz, dwa, trzy, cztery! W prawo zwrot! – zawołał nich, salutując.

A to ci niespodzianka. Żaden się nie roześmiał.

– Siadaj, Myron – rzekł rozpromieniony Otto. – Pogadajmy.

– Nie odpowiedziałeś na moje telefony.

– Dzwoniłeś? – Burke pokręcił głową. – Opieprzę za to moją sekretarkę.

Myron westchnął głęboko i usiadł.

– Dlaczego nie wpuszczono Christiana?

– No wiesz! To bardzo proste. Jeszcze nie podpisał kontraktu. Tytani nie mogą tracić czasu na inwestowanie w kogoś, kto może nie wejść do drużyny. – Burke wskazał głową boisko. – Widzisz, kogo tu próbujemy? To Neil Decker z Cincinnati. Świetny rozgrywający.

– Jasne, wspaniały. Już prawie umie kręcić piłką beczki. Otto zaśmiał się.

– Rozbawiasz mnie. Pocieszny z ciebie facet, Myron.

– Cieszy mnie ta opinia. Powiesz mi, o co chodzi?

Otto Burke skinął głową.

– To proste. Dlatego mówmy wprost, zgoda?

– Rzeczowo, wprost. Jak tylko chcesz.

– Świetnie. Chcemy renegocjować kontrakt twojego klienta. Od nowa.

– Rozumiem.

– Uważamy, że jego wartość spadła.

– Aha.

Burke uważnie przyjrzał się Myronowi.

– Widzę, że nie jesteś zaskoczony – powiedział.

– Co wymyśliłeś tym razem?

– A co miałem wymyślić?

– No, to przypomnę ci Benny’ego Kelehera. Zaprosiłeś go do domu, napoiłeś gorzałą, a potem nasłałeś na niego gliniarza, który aresztował go za jazdę po pijaku.

– Nie miałem z tym nic wspólnego – oburzył się Otto.

– Nazajutrz Keleher dziwnym trafem podpisał kontrakt. Następna sprawa, przypadek Eddiego Smitha. Wynająłeś detektywa, żeby zrobił mu kilka kompromitujących fotek, i zagroziłeś, że wyślesz je jego żonie.

– Kolejne kłamstwo.

– Niech ci będzie. Dobra, przejdźmy do rzeczy. Jaki jest powód nagłego spadku ceny za Christiana?

Otto usiadł wygodnie i ze złotej papierośnicy z emblematem Tytanów wyjął papierosa.

– W pewnym mocno świńskim magazynie zobaczyłem coś, co mnie bardzo zniechęciło – odparł.

Wcale nie wyglądał na zniechęconego. Był bardzo zadowolony.

– Znów walnąłeś poniżej pasa. Brawo!

– Słucham?

– Mówię o magazynie. To twoja robota.

Otto uśmiechnął się.

– A więc o nim wiedziałeś?

– Skąd wziąłeś to zdjęcie?

– Jakie zdjęcie?

– To z ogłoszenia.

– Nie mam z tym nic wspólnego.

– No jasne. Po prostu zaprenumerowałeś sobie Cyce.

– Nie mam nic wspólnego z tym ogłoszeniem, Myron. Słowo.

– To skąd wziąłeś to pismo?

– Ktoś mi je pokazał.

– Kto?

– Nie mogę powiedzieć.

– Wygodny wykręt.

– Nie podoba mi się twój ton. A poza tym wiedz jedno: I tym razem to ty zagrałeś nie fair. Skoro wiedziałeś o tymi magazynie, to twoim moralnym obowiązkiem było mi o nim powiedzieć.

– Użyłeś słowa „moralny” i piorun w ciebie nie strzelił? Bóg nie istnieje.

Uśmiech na twarzy Burke’a przygasł, lecz pozostał.

– Choćbyśmy nie wiem jak chcieli, to problem pozostanie.! Ten magazyn istnieje i trzeba coś zrobić z tym fantem. Powiem ci, co wymyśliłem.

– Zamieniam się w słuch.

– Przyjmiesz naszą aktualną ofertę i obniżysz ją o jednał trzecią. Jeśli nie, fotka panny Culver trafi do mediów. Przemyśl to sobie. Na decyzję masz trzy dni.

Podana przez Neila Deckera piłka, lecąc jak kaczka złamanym skrzydłem, spadła za daleko od adresata. Otto Burk zmarszczył brwi i pogładził bródkę.

– Dwa dni – sprostował.

10

Dziekan Harrison Gordon upewnił się, czy drzwi gabinetu są zamknięte na klucz; A ściślej, na dwa spusty. W tej sprawie nie chciał ryzykować.

Umościł się w fotelu i wyjrzał przez okno na renomowany Uniwersytet Restona w całej okazałości – melanż zielonych trawników i budynków z cegły. Tej świątyni nauki nie przyozdabiały bluszcze, choć powinny. Studenci wyjechali na wakacje, ale teren wciąż roił się od ludzi – uczestników letnich obozów futbolowych i tenisowych, okolicznych mieszkańców, traktujących kampus jak park, hipisowskich weteranów, którzy pielgrzymowali do tutejszych przybytków sztuk wyzwolonych niczym muzułmanie do Mekki, typów chowanych na owsiance – mnóstwa czerwonych bandan i poncz. Jakiś brodacz rzucił latającym plastikowym talerzem. Talerz pochwycił mały chłopiec.