Выбрать главу

– Właśnie.

– W jaki sposób Burke mógłby sfałszować pismo mojej siostry?

– Mógł wynająć fachowca.

– Skąd wziął próbkę pisma Kathy?

– Kto wie? To nie takie trudne.

Jessice zaszkliły się oczy.

– A więc to był tylko fortel? Podstęp dla zdobycia przewagi w negocjacjach?

– Możliwe. Ale wątpię.

– Dlaczego?

– Coś mi tu nie pasuje. Po co Burke zadawałby sobie aż tyle trudu? Mógł nas przecież zaszantażować samym zdjęciem. Nie musiał umieszczać go w pornosie. Zdjęcie by mu wystarczyło.

Uchwyciła się tej nadziei jak deski ratunkowej.

– Masz rację – przyznała.

– Pozostaje pytanie, skąd Otto wziął to pismo.

– Może kupił je w jakimś kiosku któryś z jego pracowników.

– Niemożliwe. Cyce - słowo to znów z trudem przeszło mu przez usta (dobrze!) – mają bardzo niski nakład. Szansę na to, żeby ktoś z klubu Tytanów kupił tę szmatę, dokładnie ją przejrzał i na jednej z ostatnich stron z ogłoszeniami wypatrzył w dolnym rzędzie zdjęcie Kathy, są w najlepszym razie nikłe.

Jessica strzeliła palcami.

– Ktoś mu przysłał pocztą! Myron skinął głową.

– Mogło ją otrzymać z tuzin ludzi. Nie tylko Christian.

– Jak się tego dowiedzieć?

– Pracuję nad tym – zapewnił, ratując kawalątek chrupiącej kaczki przed zniknięciem w czeluści jej ust. Był przepyszny.

Powrócił do akt Kathy. Przez pierwszy semestr na studiach miała złe stopnie. W ciągu drugiego jej oceny znacznie się poprawiły. Spytał o to Jessicę.

– Pewnie oswoiła się z życiem na uczelni – odparła. – Zapisała się do koła dramatycznego, została czirliderką, zaczęła chodzić z Christianem. Pierwszy semestr był dla niej szokiem kulturowym. To normalne.

– Pewnie tak.

– Nie jesteś przekonany.

Wzruszył ramionami. Myron Bolitar, senor Scepticalo.

Dalej w aktach były rekomendacje. Wychowawca w liceum nazwał Kathy „niezwykle utalentowaną” dziewczyną. Nauczycielka historii w dziesiątej klasie dostrzegła u niej „zaraźliwy entuzjazm życiowy”, a nauczyciel angielskiego w klasie maturalnej uznał ją za osobę „błyskotliwą, mądrą i dowcipną”, z której „każda uczelnia będzie miała powód do dumy”. Bardzo miłe opinie. Myron zerknął na dół strony.

– Oho!

– Co takiego?

Wręczył Jessice gorącą rekomendację nauczyciela angielskiego w ostatniej klasie liceum w Ridgewood, pana Grady’ego. Pana Gary’ego,Jerry’ego” Grady’ego.

14

Ze snu wyrwał go telefon. Myron śnił o Jessice. Próbował przypomnieć sobie szczegóły, ale te rozpadły się na kawałeczki, uleciały i pozostało po nich zaledwie kilka żałosnych odprysków. Ktoś dzwonił do niego o siódmej rano. Domyślał się kto.

– Halo?

– Dzień dobry, Myron. Mam nadzieję, że cię nie zbudziłem. Myron rozpoznał głos i uśmiechnął się.

– Kto mówi? – spytał.

– Roy O’Connor.

– Ten Roy O’Connor?

– No, tak. Roy O’Connor, menedżer.

– Supermenedżer – sprostował Myron. – Czemu zawdzięczam ten zaszczyt?

– Możemy się spotkać koło południa?

Royowi wyraźnie drżał głos.

– Jasne, Roy. W moim biurze?

– E, nie.

– W twoim?

– E, nie. Myron usiadł.

– Mam wymieniać miejsca, a ty będziesz mi mówił „ciepło”, „zimno”?

– Znasz pub Reilly’ego na Czternastej?

– Będę siedział na kanapce z tyłu, w prawym rogu, o pierwszej. Zjemy lunch. Jeżeli ci to odpowiada.

– Jak najbardziej, Roy. Mam włożyć coś ekstra?

– E, nie.

Myron z uśmiechem odłożył słuchawkę. Nocna wizyta Wina, zwykle w porze, kiedy smacznie spałeś w swym najświętszym mateczniku – sypialni, skutkowała bez pudła.

Wstał z łóżka. Słyszał, jak matka krząta się po kuchni, a ojciec ogląda telewizję. Wczesny ranek w domu Bolitarów. Drzwi do piwnicy otworzyły się.

– Obudziłeś się, Myron?! – dobiegł go krzyk matki.

Co za okropne imię! Nienawidził go serdecznie. Urodził się z wszystkimi palcami u rąk i stóp, nie miał zajęczej wargi, ucha jak kalafior ani nie utykał – więc żeby zrównoważyć brak życiowego pecha, rodzice ochrzcili go tym imieniem.

– Obudziłem! – odkrzyknął.

– Tata kupił świeże bajgle! Są na stole!

– Dziękuję!

Wszedł po schodach. Pod dłonią wyczuł zarost, który musiał zgolić. Drugą usunął z kącików oczu żółte śpiochy. Obleczony w dresy Adidasa, ojciec leżał jak mokra skarpeta na kanapie i posilał się bajglem z pastą z bieługi. Jak co rano oglądał na wideo gimnastykę, nabierając krzepy przez osmozę.

– Cześć, synu – powitał go. – Na stole masz bajgle.

– O, dzięki.

Miał wrażenie, że jego rodzice od lat się nie słyszą.

Wszedł do kuchni. Mama dobijała sześćdziesiątki, ale wyglądała znacznie młodziej. Na jakieś czterdzieści pięć lat. A zachowywała jak jeszcze młodsza osoba. Jak szesnastolatka.

– Późno wczoraj wróciłeś – wypomniała mu. Chrząknął.

– O której?

– Późno. Przed dziesiątą – odparł Myron Bolitar, nocny Anioł Piekieł.

– Z kim byłeś? – spytała, z całych sił starając się, by to Pytanie zabrzmiało niewinnie. Mistrzyni taktu.

– Z nikim.

– Z nikim? Spędziłeś cały wieczór z nikim? Spojrzał na boki.

– A gdzie są lampy do przesłuchań i druty do elektrowstrząsów?

– No pięknie. Jeżeli nie chcesz mi powiedzieć…

– Nie chcę.

– Byłeś z dziewczyną?

– Mamo…

– Dobrze, zapomnij, że spytałam.

Myron sięgnął po telefon i zadzwonił do Wina. Po ósmym sygnale już miał zrezygnować, gdy w słuchawce rozległ się daleki, słaby głos:

– Halo?

– Win?

– Tak.

– Wszystko w porządku?

– Halo?

– Win?

– Tak.

– Dlaczego tak długo nie odbierałeś?

– Halo?

– Win?

– Kto mówi?

– Myron.

– Myron Bolitar?

– A ilu znasz Myronów?

– Myron Bolitar?

– Nie, Myron Rockefeller.

– Coś tu się nie zgadza.

– Słucham?

– I to bardzo!

– O czym ty mówisz?

– Jakiś kretyn dzwoni do mnie o siódmej rano i podszywa się pod mojego najlepszego przyjaciela.

– Przepraszam. Zapomniałem, która godzina.

Wina trudno było nazwać rannym ptaszkiem. Na studiach w Duke nigdy nie wstawał przed południem – nawet na poranne zajęcia. Większego śpiocha nie znalazłoby się ze świecą. Natomiast rodziców Myrona budził odgłos najcichszego bąka puszczonego na półkuli zachodniej. Zanim wyprowadził się do piwnicy, w ich domu co noc powtarzała się ta sama scena. Około trzeciej nad ranem Myron wstawał z łóżka i szedł do łazienki. Gdy na palcach mijał sypialnię rodziców, ojciec budził się tak powoli, jakby ktoś upuścił mu na krok loda na patyku.

– Kto to?! – krzyczał.

– To tylko ja, tato.

– To ty, Myron?

– Tak, tato.

– Wszystko w porządku, synu?

– Jak najbardziej, tato.

– Po co wstałeś? Jesteś chory?

– Idę do łazienki. Robię to samodzielnie, odkąd skończyłem czternaście lat.

Na drugim roku studiów w Duke Myron i Win mieszkali w najmniejszej dwójce w całym kampusie, z piętrowym łóżkiem, które zdaniem Wina „lekko trzeszczało”, a zdaniem Myrona „kwakało jak kaczka rozjeżdżana przez koparkę”. Któregoś ranka, kiedy łóżko milczało i obaj spali, okno w ich pokoju rozbiła piłka baseballowa. Hałas był tak ogłuszający, ż«poderwał na nogi cały akademik i wszyscy popędzili, żeby sprawdzić, czy Myron i Win przeżyli upadek gigantycznego meteoru, który przebił dach. Wściekły Myron doskoczył do okna, klnąc na czym świat stoi, a za nim – po majtkach i koszulach zaścielających podłogę – inni studenci, wspierając go wiązankami. Taki harmider obudziłby ze snu umarłego.