Выбрать главу

– A poza tym?

– Jeżeli insynuujesz, że łączyło nas coś więcej niż relacja nauczyciel-uczennica…

– To właśnie insynuuję.

Grady ponownie skrzyżował ręce na piersi.

– Szkoda mi słów na odpowiedź. Uważam naszą rozmowę za zakończoną.

Zwracał się do nich jak do uczniów. Bywa, iż nauczyciele zapominają, że życie to nie lekcja w klasie.

– Przytop go – polecił Myron.

– Z rozkoszą.

Wyższy o pięć centymetrów Grady pochylił się nad Winem i zmierzył go morderczym spojrzeniem.

– Nie boję się ciebie – powiedział.

– Twój pierwszy błąd.

Z szybkością, której nie rejestruje wideokamera, Win złapał go za rękę, wykręcił ją i pociągnął w dół. Był to chwyt hapkido. Grady upadł na posadzkę z kafelków. Win nacisnął kolanem jego łokieć. Łagodnie. Nie za boleśnie. W sam raz, aby ofiara zrozumiała, kto jest panem.

– A niech to! – zaklął.

– Co się stało?

– Wszystkie muszle są czyste. Nienawidzę tego.

– Chcesz coś dodać, zanim go zanurzysz?

Grady zbladł jak ściana.

– Obiecajcie, że nikomu nie powiecie – wydusił z siebie.

– Powiesz prawdę?

– Tak, ale musicie przysiąc, że nic nie powiecie. Dyrektorowi ani nikomu.

– Zgoda.

Myron skinął głową do Wina, a ten puścił Gary’ego.

– Kathy i ja mieliśmy romans – wyznał Grady, głaszcząc uwolnioną rękę niczym za mocno skarconego szczeniaka.

– Kiedy?

– W klasie maturalnej. Trwał kilka miesięcy. Od tamtego czasu jej nie widziałem, przysięgam.

– To wszystko? Skinął głową.

– Nic więcej nie wiem. To zdjęcie zamieścił ktoś inny.

– Jeżeli kłamiesz, Gary…

– Nie. Jak Boga kocham.

– No dobrze. Idź – rzekł Myron.

Gary wypadł z toalety tak szybko, że nawet nie zerknął w lustro, czy jest potargany.

– Gnida! Skończona gnida! Uwodzi uczennice, żyje z sekstelefonów.

– Za to jaki elegant. Co teraz? – spytał Win.

– Zakończymy śledztwo, a potem poinformujemy radę szkolną o pozaprogramowych zajęciach pana Grady’ego.

– Przecież obiecałeś mu, że o niczym nie powiesz.

Myron wzruszył ramionami.

– Skłamałem.

16

Jessica jak w transie podziękowała Myronowi, odłożyła słuchawkę, chwiejnie weszła do kuchni i usiadła. Matka i młodszy brat Edward podnieśli wzrok.

– Dobrze się czujesz, kochanie? – spytała Carol Culver.

– Tak – odparła z trudem.

– Kto dzwonił?

– Myron.

Nie zareagowali.

– Rozmawialiśmy o Kathy – dodała.

– W związku z czym? – spytał Edward.

Zawsze był dla niej Edwardem, nie Edem, Eddiem czy Tedem. Ledwie rok temu skończył studia, a już miał własną, dobrze prosperującą firmę komputerową – Komputerowe Interaktywne Systemy Zarządzania. Z jej oprogramowań korzystało kilka renomowanych korporacji. Edward nawet w biurze chodził wyłącznie w dżinsach i koszmarnych koszulkach z tandetnymi napisami w stylu „Byle do przodu!”. Nie uznawał krawata. Miał szeroką, niemal dziewczęcą twarz o delikatnych rysach i rzęsy, za które kobiety oddałyby wszystko. Tylko ostrzyżona brzytwą głowa – oraz maksyma na koszulce: MANIACY KOMPUTEROWI MAJĄ NAJLEPSZY SPRZĘT – podpowiadały, co jest jego życiową pasją.

Jessica wzięła głęboki oddech. Nie było co dłużej robić ceregieli i liczyć się z uczuciami brata i matki. Otworzyła torebkę i wyjęła egzemplarz Cyców.

– Kilka dni temu ten magazyn trafił do sprzedaży – powiedziała i rzuciła pismo na stół, okładką do góry.

Na twarzy matki pojawiło się zmieszanie i niesmak. Edward zachował spokój.

– Co to jest? – spytał.

Jessica otworzyła pismo na właściwej stronie.,

– Proszę – powiedziała, wskazując zdjęcie Kathy w dolnym rzędzie.

Dopiero po kilku chwilach skojarzyli, na co patrzą, tak jakby ów obraz utknął gdzieś po drodze między okiem a mózgiem. Carol Culver jęknęła, dłonią przysłoniła usta, tłumiąc okrzyk. Oczy Edwarda zamieniły się w szparki.

– To nie wszystko – dodała Jessica, nie dając im czasu dojść do siebie.

Matka obrzuciła ją pustym spojrzeniem. W jej oczach nie było życia, jakby jakiś zimny podmuch bezpowrotnie zgasił w nich pełgający płomień.

– Grafolog, który zbadał charakter pisma na kopercie, stwierdził, że zgadza się ono z pismem Kathy.

Edward gwałtownie zaczerpnął powietrza, a pod matką wreszcie ugięły się kolana. Opadła na krzesło i się przeżegnała. Z oczu popłynęły jej łzy.

– Żyje? – spytała.

– Nie wiem.

– Ale jest jakaś szansa? – wtrącił Edward.

Jessica skinęła głową.

– Zawsze jest. Zamilkli w osłupieniu.

– Muszę jednak wiedzieć, co się z nią stało – ciągnęła. – Dlaczego się zmieniła.

– Co masz na myśli? – spytał Edward, któremu znów zwęziły się oczy.

– W klasie maturalnej Kathy miała romans z nauczycielem angielskiego.

Matka i brat znowu zamilkli, choć raczej nie z osłupienia.

– Z Garym Gradym. Ta gnida to potwierdziła.

– Nie – zaprotestowała cicho Carol Culver. Opuściła głowę. Krzyż na jej szyi zakołysał się jak wahadło i się rozpłakała. – Jezu Chryste, nie moje dziecko…

– Wystarczy, Jess. Edward wstał.

– Nie wystarczy.

– Wychodzę. Chwycił marynarkę.

– Zaczekaj. Dokąd się wybierasz?

– Do widzenia.

– Musimy to wyjaśnić.

– Niczego nie wyjaśnimy!

– Edward…

Wybiegł tylnym wejściem, zatrzaskując drzwi. Jessica wróciła do matki. Jej łkanie było rozdzierające. Patrzyła na nią kilka chwil, a potem wyszła z kuchni.

Roy O’Connor już czekał na Myrona na kanapce z tyłu restauracji. Ssał kostkę lodu wyjętą z pustej szklanki.

– Cześć, Roy.

O’Connor, nie racząc wstać, wskazał głową kanapkę naprzeciwko siebie. Złote sygnety tonęły w fałdach tłuszczu na palcach pulchnych dłoni. Trudno było powiedzieć, ile ma lat – czterdzieści pięć czy dziesięć więcej. Łysinę zakrywał pożyczką, której przedziałek zaczynał się pod pachą.

– Przyjemny lokal – pochwalił Myron. – Stolik z tyłu, przyćmione światła, cicha romantyczna muzyka. Gdybym cię nie znał…

O’Connor potrząsnął głową.

– Wiem, Bolitar, że uważasz się za drugiego Steve’a Martina, ale daj sobie spokój, dobra?

– Widzę, że z kwiatów po występie nici…

– Musimy porozmawiać.

– Zamieniam się w słuch.

Podeszła kelnerka.

– Podać panom coś do picia? – spytała.

– To samo – odparł Roy, wskazując swoją szklankę.

– A dla pana?

– Macie Yoo-Hoo? – spytał Myron.

– Tak.

– Wspaniale. To poproszę.

Kelnerka odeszła.

– Yoo-Hoo? O, kurwa.

Roy pokręcił głową.

– Mówiłeś coś?

– Dziś w nocy odwiedził mnie twój oprych.

– Wcześniej odwiedziło mnie dwóch twoich.

– Nie mam z tym nic wspólnego.

Myron spojrzeniem „bujać to my” wyraził najlepiej jak; umiał niewiarę. Kelnerka przyniosła drinki. Roy wlał w siebie martini tak szybko, jakby była to odtrutka ratująca życie: Myron przeciwnie, sączył swoje Yoo-Hoo z pełną kulturą. Jak na dżentelmena przystało.

– A sprawa wygląda tak – ciągnął O’Connor. – Podpisałem z Landreaux kontrakt. Dałem mu zaliczkę. Co miesiąc dostawał kasę. Wywiązałem się z warunków umowy.

– Podpisałeś z nim kontrakt nielegalnie.

– Nie ja pierwszy.

– Ani ostatni. W co grasz, Roy?

– Znasz mnie. Wiesz, jak działam.

Myron skinął głową.