Christian cofnął się o krok. Mało brakowało, a wyrżnąłby głową w półkę z książkami.
– Potraktowano to jak sensację – zaczął. – Historia Kathy trafiła na łamy szmatławców, ojej zniknięciu plotkowano w Gorącym temacie. Zrobiono z tego rozrywkę. Telewizyjny show. Nazywali nas „sielankową parą”. – Palcami nakreślił w powietrzu cudzysłów. – Tak jakbyśmy nie byli z krwi i kości. Jakbyśmy nic nie czuli. Wszyscy mi powtarzali, że jestem młody, że szybko się pozbieram. Kathy była dla nich tylko ładną blondynką, jakich miliony. Oczekiwano, że ułożę sobie życie. Zginęła. No, to koniec i kropka.
Jego chłopięcy wdzięk, który powinien mu dopomóc w staniu się królem reklam, nabrał znienacka nowego wymiaru. Zamiast nieśmiałego, naiwnego, skromnego chłopaka z Kansas Myron ujrzał prawdziwe oblicze Christiana: kulącego się w kącie, osieroconego przez ojca i matkę, dzieciaka, który nie ma rodziny, a najpewniej również przyjaciół, a jedynie czcicieli oraz tych, którzy chcieli go wykorzystać.
Jak ja sam? – zadał sobie pytanie.
Potrząsnął głową. W żadnym razie! Inni, owszem, ale nie on. Nie był taki. Mimo to coś zbliżonego do poczucia winy kuksało go twardo w żebra.
– Nie uwierzyłem w jej śmierć – ciągnął Christian – i właśnie w tym tkwił w jakiejś mierze problem. Po pewnym czasie dopada człowieka niepewność. Z jednej strony liczyłem, że znajdą jej ciało, że wydarzy się coś, co ostatecznie zakończy sprawę. Mówię straszne rzeczy.
– Wcale nie.
– Wciąż myślę o tych majtkach, wie pan?
Jedynym śladem w sprawie tajemniczego zniknięcia Kathy były jej majtki, znalezione w kampusie na wierzchu kubła na śmieci. Według pogłosek, poplamione spermą i krwią. Potwierdzało to podzielane powszechnie od początku podejrzenia, że Kathy Culver nie żyje. Smutna historia, lecz do przewidzenia. Zgwałcił ją i zamordował jakiś psychopata, sądzono. Jej ciała chyba się nie znajdzie, choć kto wie, czy za pewien czas jacyś myśliwi nie natkną się w lesie na jej szczątki, co w wieczornych dziennikach stanie się wiadomością dnia i od nowa ściągnie na tę historię kamery w nieśmiertelnej nadziei, że reporterzy uchwycą pogrążonych w żalu krewnych.
– To było obrzydliwe – ciągnął Christian. – Wciąż nazywali je, „różowymi”. Nazywali je Jedwabnymi”. Ani razu bielizną, figami lub po prostu majtkami. Zawsze „różowymi jedwabnymi majtkami”! Jakby to było ważne. Pewna stacja poprosiła modelkę z firmy Victoria’s Secret o komentarz na ich temat. Tak jakby nosząc je, Kathy prosiła się o to, co ją spotkało. Jak można ją tak poniżać…
Christiana, który najwyraźniej do czegoś dojrzewał, zawiódł głos. Myron milczał. Miał tylko nadzieję, że chłopak się nie załamie.
– Chyba powinienem przejść do rzeczy – rzekł wreszcie Christian.
– Nie śpiesz się. Nigdzie się nie wybieram.
– Dzisiaj coś zobaczyłem… Kathy być może żyje. Słowa te spadły na Myrona jak policzek zadany mokrą dłonią. Nie był na nie przygotowany, nie tego spodziewał się po Christianie, a już na pewno nie wiadomości, że Kathy Culver, być może, żyje.
– Słucham?!
Christian sięgnął za siebie i wysunął szufladę biurka, które również wyglądało jak rekwizyt z serialu z lat pięćdziesiątych. Stały na nim we wzorowym porządku dwa pojemniki, z długopisami i zatemperowanymi ołówkami, a także biurowa lampa, notes z kalendarzem oraz słownik Podstawy stylistyki i tezaurus, podtrzymywane z boków przez kuliste podpórki.
– To przyszło z dzisiejszą pocztą.
Christian podał Myronowi kolorowy magazyn z nagą kobietą na okładce. Powiedzieć ojej kształtach „obfite”, to jak nazwać drugą wojnę światową potyczką. Większość mężczyzn ma hopla na punkcie biustów. Myron nie należał w tej mierze do wyjątków, ale piersi tej kobiety były niczym wybryk natury. W jej nieładnej twarzy było coś bardzo nieprzyjemnego. Patrzyła w obiektyw wzrokiem, który w zamierzeniu miał wabić, a tymczasem podsuwał myśl, że modelka cierpi na zatwardzenie. Nogi miała szeroko rozstawione, oblizywała usta i kiwała palcem na czytelnika.
Co za subtelna zachęta.
Magazyn nazywał się Cyce. Czołowy artykuł, jak wynikało ze słów zdobiących prawą pierś z okładki, zajmował się tematem: „Jak ją skłonić, żeby się wygoliła”.
– O co chodzi? – spytał Myron, odrywając wzrok od zdjęcia.
– Spinacz.
– Słucham?
Christian, któremu widać nie starczyło siły na powtórkę, wskazał palcem górną krawędź magazynu. Błysnął metal. Spinacza użyto do zaznaczenia strony.
– Dostarczono go razem z nim – wyjaśnił.
Myron szybko przerzucił strony pełne zdjęć nagich ciał, dotarł do zaznaczonej spinaczem i, zmieszany, zmrużył oczy. Erotycznych zdjęć było na niej tyle samo co gdzie indziej, tyle że dołączonych do ogłoszeń. Na samej górze widniał napis:
Telefoniczne fantazje na żywo – wybierz sobie dziewczynę!
Fotografie schodziły w dół w trzech rzędach, po cztery dziewczyny w każdym. Myron przebiegł oczami stronę, czytając z niedowierzaniem reklamy. „Orientalne dziewczyny czekają!”, „Soczyste, mokre lesbijki!”, „Zbij mnie, proszę!”, „Napalone suki!”, „Tycie cycuszki!” (ani chybi oferta dla tych, których nie rajcowała mleczarnia z okładki), „Dosiądź mnie!”, „Zerwij moją wisienkę!”, „Spraw, żebym błagała: jeszcze!”, „Potrzebny Robokut!”, „Pani Sawanna żąda, żebyś zaraz zadzwonił!”, „Jurna kura domowa!”, „Szukamy panów z nadwagą”. Każdemu hasłu towarzyszyły zdjęcia kobiet w prowokacyjnych: pozach i numery telefonów.
Niektóre, o wiele bardziej obsceniczne i wulgarne, przedstawiały mężczyzn w rolach kobiet i kobiety z męskim ekwipunkiem. Części z nich nawet on sam nie rozumiał – jak niepojętych doświadczeń naukowych. Telefony były takie, jak należało oczekiwać: 1-800-888-ZDZIRA, 1-900-46-DZIWKA, 1-800-LIZAWKA, 1-900-ZŁA DZIEWCZYNA.
Myron skrzywił się. Miał ochotę umyć ręce.
I wtedy zobaczył zdjęcie.
W dolnym rzędzie, drugie z prawej. A przy nim hasło „Zrobię wszystko!” i numer telefonu „1-900-344-ŻĄDZA, 3,99 $ za minutę. Dyskretne opłaty – rachunki telefoniczne i karty kredytowe Visa/MC”.
Na zdjęciu była Kathy Culver.
Zmroziło go. Spojrzał na okładkę i sprawdził datę. Był to najnowszy numer pisma.
– Skąd to masz? – spytał.
– Przyszło z dzisiejszą pocztą – odparł Christian, biorąc kopertę. – W tym.
Myronowi zakręciło się w głowie. Próbował przezwyciężyć kołowatość, znaleźć grunt pod stopami, ale patrząc na zdjęcie Kathy, nie mógł odzyskać równowagi. Na zwyczajnej, brązowej kopercie nie było oczywiście adresu nadawcy, znaczków, stempla pocztowego, nazwy miasta ani stanu. Jedynie napis:
Christian Steele
Skrytka 488
A więc nadano ją w kampusie. Adres wypisano ręcznie.
– Z pewnością dostajesz masę listów od fanek. Christian potwierdził skinieniem głowy.
– Trafiają gdzie indziej – odparł. – Nie do mojej prywatnej skrytki pocztowej. Jej numer jest zastrzeżony.
– To może być fotomontaż – rzekł Myron, trzymając kopertę tak, żeby nie zatrzeć ewentualnych odcisków palców.
Urwał, bo Christian potrząsnął głową. Znów patrzył w podłogę.
– Na zdjęciu jest nie tylko jej twarz, panie Bolitar – powiedział, zażenowany.
– Rozumiem.
Myron w lot pojął, co to znaczy.
– Jak pan myśli, powinniśmy zwrócić się z tym do policji?
– Może.
– Chcę być w porządku. – Christian zacisnął dłonie w pięści. – Nie pozwolę jednak, żeby znowu zmieszali ją z błotem. Widział pan, jak ją potraktowali, gdy padła ofiarą przestępstwa. Co więc zrobią, gdy zobaczą to zdjęcie?