Zamyślony Win nie zareagował.
– Chodź, Aaron – warknął Frank. – Idziemy, ale wyrok na niego obowiązuje.
– Proszę bardzo – odparł Herman. – Chcesz go zabić, nie wejdę ci w paradę.
– Już go nie ma.
Wychodząc, Frank trzasnął drzwiami. Efektowny epizod, choć przeszarżowany, pomyślał Myron.
– Pociecha z niego – rzekł.
Herman przeszedł w kąt gabinetu i wolno zamachnął kijem.
– Na twoim miejscu bym z nim nie zadzierał. Jest naprawdę wkurzony. Zawsze cię lubiłem, Myron. Od samego początku. Nie wiem, czy tym razem zdołam ci pomóc.
Ów „początek” miał miejsce na pierwszym roku studiów w Duke. Myron nie lubił tego wspomnienia. Jego ojciec grał hazardowo i przegrywał. Dzień przed meczem z drużyną Uniwersytetu Stanowego Georgii Myron zastał go w akademiku w towarzystwie dwóch oprychów Hermana Ache’a. Zapowiedzieli mu, że jeżeli Georgia nie przegra dwunastoma punktami, to jego stary straci palec. Po raz pierwszy widział wtedy ojca płaczącego. W ostatnich czterdziestu sekundach trzykrotnie stracił piłkę i z tego powodu jego drużyna wygrała tylko dziesięcioma punktami.
Ojciec i syn nigdy o tym nie rozmawiali.
– Dlaczego tak ci zależy na tym Chazie Landreaux?
– Bo warto go uratować.
– Przed czym?
– To jeszcze dzieciak, Hermanie, a Frank dokręca mu śrubę. Chcę temu zapobiec.
Herman uśmiechnął się, zmienił kije, wykonał kilka uderzeń i wziął wbijak.
– Wieczny idealista.
– Skądże. Chcę tylko pomóc chłopakowi.
– I sobie.
– Owszem. I sobie.
Myron spostrzegł, że Herman Ache ma na nogach buty do golfa. Z kolcami. Rany! Dla większości ludzi golf to idiotyczna namiastka sportu. Dla garstki życiowa obsesja. Są tylko te dwie skrajności.
– Wątpię, czy go powstrzymam – rzekł Herman, przypatrując się dziurom w dywanie. – Frank jest bardzo zawzięty.
– To ty rządzisz. Wszyscy to wiedzą.
– Frank jest moim bratem. Na odciski wchodzę mu tylko w ostateczności. W tym przypadku nie widzę potrzeby.
– Co Frank mu zrobił?
– Słucham?
– Jak go nastraszył?
– A… – Herman znów zmienił kije. Wbijak zastąpił „drewniakiem”. – Porwał jego siostrę bliźniaczkę.
Myrona znów ścisnęło w dołku. On i Win mieli rację. Tylko co z tego.
– Nic jej nie jest?
– O to bym się nie martwił – odparł Herman takim tonem, jakby zadano mu bardzo głupie pytanie. – Nie zrobią jej krzywdy. O ile Landreaux nie zerwie współpracy.
– Kiedy ją wypuszczą?
– Za dwa dni. Po to, żeby kontrakt nabrał mocy prawnej, a Landreaux się nie rozmyślił.
– Czego chcesz, Hermanie? Ile żądasz za zdjęcie mi Franka z karku?
Herman Ache nałożył rękawiczkę do golfa i, patrząc na swoje ręce, wykonał bardzo staranny zamach.
– Jestem stary, Myron. Stary i bogaty. Cóż mógłbyś mi dać? Win usiadł prosto, pierwszy raz zmieniając pozycję.
– Za szeroko prowadzi pan kij, panie Ache – rzekł. – Niech pan mocniej skręci nadgarstki i przesunie uchwyt odrobinę w prawo.
Nagła zmiana tematu zaskoczyła wszystkich. Herman spojrzał na Wina.
– Przepraszam – powiedział – ale nie zapamiętałem nazwiska.
– Windsor Horne Lockwood Trzeci.
– A więc to pan jest tym nieśmiertelnym Winem. Nie tego się spodziewałem. – Herman wypróbował nowy chwyt. – Trochę dziwnie.
– Parę tygodni i się pan oswoi. Często pan gra?
– Kiedy tylko mogę. Dla mnie to więcej niż gra. To…
– …świętość – dokończył za niego Win. Oczy Hermana rozbłysły.
– Właśnie. Pan gra w golfa, panie Lockwood?
– Tak.
– Nic nie dorówna tej grze.
– Nic – przyznał Win. – Gdzie pan grywa?
– Takim jak ja trudno znaleźć dobre pola. Należę do klubu Świętego Antoniego w Westchester. Zna go pan?
– Nie.
– Marne pole. Osiemnastodołkowe, oczywiście. Skaliste. Trzeba skakać jak górska kozica.
Opowieści golfiarzy. Myron kochał je. Tak jak wszystko, nieprawdaż?
– Czegoś nie rozumiem – czujnie podchwycił temat. – Masz przecież takie wpływy, Hermanie. Dlaczego nie grasz, gdzie ci się podoba?
Ache i Win zmierzyli go takim wzrokiem, jakby był świętym tureckim, modlącym się w Watykanie.
– Pan wybaczy, ale Myron nie zna się na golfie – rzek Win. – Myśli, że „żelazo” dziewiątka to komponent witaminy.
Herman się zaśmiał. Dwaj gangsterzy zawtórowali. Myron nie rozumiał dlaczego.
– Znam się doskonale – odparł. – Golf to gromada facetów w śmiesznych strojach, którzy na wielkich trawiastych nieruchomościach walą kijami w piłki.
Zaśmiał się. Nikt mu nie zawtórował. Golfiści nie słyną z poczucia humoru. Herman schował kij do worka.
– Członkostwa klubu golfowego nie da się wymusić ani kupić – wyjaśnił. – Za bardzo szanuję tę grę i jej tradycje żeby chwytać się tak chamskich metod. Miejsca w pierwszej ławce w kościele nie załatwia się, przykładając księdzu pistolet do głowy.
– Świętość – powtórzył Win.
– Tak jest. Prawdziwy golfista czymś takim się nie splami.
– Do klubu musi go ktoś zaprosić – dodał Win.
– Właśnie. Na wspaniałym polu golfowym nie tylko siei gra. Takiemu polu składa się hołd. Z rozkoszą przyjąłbym zaproszenie na któreś z nich. To moje wielkie marzenie. Niestety, nie do spełnienia.
– Dałby się pan zaprosić na dwa?
– Dwa… – Herman urwał.
Oczy, które rozbłysły mu na ułamek sekundy, szybko zgasły, jakby zląkł się, że z niego kpią. – Jak to? Win wskazał na zdjęcie na ścianie po lewej.
– To klub golfowy w Merion – rzekł i wskazał ścianę w głębi. – A to w Pine Valley.
– I co?
– Z pewnością pan o nich słyszał.
– Słyszałem?! To dwa najsłynniejsze pola golfowe na Wschodnim Wybrzeżu, dwa z najlepszych na świecie. Niech pan wymieni jakiś dołek. Proszę, jakikolwiek, na którymś z nich.
– Dołek szósty w Merion.
Twarz Hermana rozjaśniła się jak twarzyczka dziecka na widok prezentów pod choinką.
– Jeden z najbardziej niedocenionych dołków na świecie. Z uwagi na zakrzywiony tor należy zacząć od lekkiego podkręcenia piłki. Orientujemy się na środkowy dół z piachem, ścinamy do środka, nie za blisko granicy toru po prawej. A na koniec średniodługim „żelazem” celujemy w łagodnie wzniesioną łączkę, uważając na piachy z prawej i lewej.
Win uśmiechnął się.
– Imponujące – pochwalił.
– Nie powie mi pan, panie Lockwood, że grał pan w Merion i Pin Valley! W głosie Hermana zabrzmiało coś znacznie więcej niż podziw.
– Jestem członkiem obydwu klubów.
Herman gwałtownie wciągnął powietrze. Myron na wpół oczekiwał, że się przeżegna.
– Członkiem obydwu?! – spytał z niedowierzaniem Ache.
– W Merion daję przeciwnikom trzypunktowe fory, a w Pine Valley pięciopunktowe. Zapraszam pana na weekend do obu klubów. Spróbujemy zaliczyć siedemdziesiąt dwa dołki dziennie, po trzydzieści sześć na każdym z pól. Zaczniemy o piątej rano. Chyba że to dla pana za wcześnie.
Herman potrząsnął głową. Czyżby ze łzami w oczach?
– Za wcześnie? Skądże – zapewnił.
– Następny weekend panu odpowiada?
Herman Ache podniósł słuchawkę.
– Wypuśćcie dziewczynę – polecił. – Wyrok odwołany. Ten, kto tknie Myrona Bolitara, już nie żyje.
31
Win i Myron wrócili do biura. Myron, choć boleśnie poobijany, kości miał całe. Nie wątpił, że wytrzyma. Już taki był. Bardzo dzielny.
– Ależ ty wyglądasz! – powitała go Esperanza.