– Owszem, wpadło. Ale ci chłopcy nie byliby zdolni…
– Gwałciciele! – sprostował Myron. – Ci „chłopcy” zbiorowo zgwałcili dziewczynę, która nic złego im nie zrobiła! Nie pomyślał pan, że są zdolni do morderstwa?
– Gdyby chcieli ją zabić, toby jej nie wypuścili – odparował Gordon. – Tak uważałem.
– I siedział pan cicho.
– To był błąd. Teraz to wiem. Spodziewałem się, że uciekła na kilka dni, żeby dojść z sobą do ładu. Po tygodniu zrozumiałem, że za późno na sprostowania.
– Wybrał pan życie w kłamstwie.
– Tak.
– W końcu była tylko studentką. Przyszła do pana po pomoc w najtrudniejszym momencie w życiu, a pan ją odtrącił.
– Myśli pan, że o tym nie wiem?! – krzyknął Gordon. – Nie dawało mi to spokoju przez całe półtora roku!
– Pewnie, ludzki z pana człowiek.
– O co panu chodzi, Bolitar?!
Myron wstał.
– Żeby pan zrezygnował z funkcji dziekana. Bezzwłocznie.
– A jeżeli odmówię?
– To ściągnę pana ze stołka i będzie to bardzo bolesne. Jutro z samego rana proszę złożyć rezygnację ze stanowiska.
Podpierając palcami brodę, Gordon popatrzył na Myrona. Minęły sekundy. Twarz mu się rozluźniła jak pod dotykiem masażystki. Zamknął oczy, zgarbił się i wolno skinął głową.
– Dobrze – powiedział. – Dziękuję.
– To nie pokuta. Nie wykręci się pan z tego sianem.
– Rozumiem.
– Jeszcze jedno: czy Kathy wymieniła jakieś nazwiska?
– Nazwiska?
– Gwałcicieli.
Gordon zawahał się.
– Nie.
– Domyśla się pan, kim byli?
– Nie jest to poparte konkretami.
– Słucham.
– Kilka dni po zniknięciu Kathy zauważyłem, że pewien student szasta pieniędzmi. Mąciwoda. Kupił sobie nowy kabriolet BMW. Wpadł mi w oko, bo jeździł nim po trawnikach w kampusie. Zniszczył mnóstwo darni.
– Kto to był?
– Były futbolista. Wyleciał z drużyny za handel narkotykami. Nazywał się Junior Horton. Wołali go…
– Horty.
Myron nic więcej nie powiedział. Pośpiesznie opuścił gabinet i dziekanat. Było piękne późne popołudnie. Ciepłe, lecz nie parne. Świecące słabiej słońce jeszcze nie było gotowe zajść. Powietrze pachniało świeżo skoszoną trawą i kwitnącymi wiśniami. Z chęcią rozpostarłby koc i położył się na nim, myśląc o Kathy Culver.
Nie miał czasu.
Gdy otwierał forda taurusa, zabrzęczał telefon. Dzwoniła Esmeralda.
– U Lucy klops – poinformowała. – To nie Adam Culver kupił zdjęcia.
Jeszcze jedną teorię diabli wzięli. Już miał włączyć silnik, gdy przez otwarte okno usłyszał głos Jake’a Courtera:
– Słusznie myślałem, że cię tutaj znajdę.
– O co chodzi? – spytał
– Lada moment ujawnimy mediom personalia Nancy Serat.
– Dzięki za wiadomość.
– Nie po to tu przyjechałem.
Myronowi nie spodobał się jego ton.
– Mamy podejrzanego – dodał Jake. – Ściągnęliśmy go na przesłuchanie.
– Kogo?
– To twój klient. Christian Steele.
34
– Co z Christianem? – spytał Myron.
– Nancy Serat wynajęła domek tydzień temu – odparł Jake. – Dzień czy dwa przed wyjazdem do Cancun. Nie zdążyła się jeszcze rozpakować.
– No i?
– To skąd tam tyle całkiem świeżych i wyraźnych odcisków palców Christiana Steele’a? Na gałce u drzwi. Na szklance. Na gzymsie kominka.
– Jake. – Myron starał się nie okazać zdumienia. – Nikogo nie można aresztować na takiej podstawie. Media pożrą go żywcem.
– Gówno mnie to obchodzi.
– Nic na niego nie macie.
– Był na miejscu zbrodni.
– I co z tego? Jessica też tam była. Ją również aresztujecie?
Jake rozpiął marynarkę, uwalniając brzuch. Miał na sobie brązowy garnitur, na oko z roku 1972. Z szerokimi klapami. Nie ma co, nie należał do niewolników mody.
– No dobra, mądralo – rzekł. – Co w takim razie twój klient robił w domu Nancy Serat?
– Spytamy go o to. Porozmawia z tobą. To porządny chłopak, Jake. Nie niszcz go domysłami.
– Za nic nie chciałbym pozbawić cię prowizji.
– To cios poniżej pasa, Jake.
– W tej sprawie nie jesteś obiektywny, Bolitar. Steele to twój najcenniejszy klient, przepustka do elity menedżerów.! Nie chcesz, żeby okazał się winien.
Myron nic na to nie powiedział.
– Zostaw samochód tutaj. Zawiozę cię na posterunek.
Posterunek znajdował się tylko półtora kilometra dalej.
– Jest tu nowy prokurator okręgowy – uprzedził Jake, gdy wjechali na parking. – Młody, ambitny wał Roland.
Niedobrze.
– Cary Roland? – spytał Myron. – Kręcone włosy?
– Znasz go?
– Owszem.
– Szuka poklasku. Kiedy widzi się w telewizji, to mu staje. Na dźwięk nazwiska Christiana aż się spuścił.
Myron nie miał złudzeń. Znał Cary’ego Rolanda od dawna. Nie wróżyło to nic dobrego.
– Ujawnił jego nazwisko mediom? – spytał.
– Jeszcze nie. Odłożył to do jedenastej wieczorem, żeby znaleźć się w dziennikach wszystkich sieci.
– I mieć czas na poprawienie trwałej.
– Też.
Christiana zastali w klitce o powierzchni pięciu metrowi kwadratowych. Siedział na krześle przy biurku. Nie oświetlały go reflektory. Był sam.
– Gdzie Roland? – spytał Myron.
– Za lustrem.
Nawet na tak niepozornym, staroświeckim posterunku mielił weneckie lustro. Po wejściu do pokoiku Myron spojrzał w nie i poprawił krawat, powstrzymując się od pokazania Rolandowi j środkowego palca. Znowu zwyciężył w nim dorosły.
– Pan Bolitar?
Christian skinął mu ręką, jak znajomemu, którego dostrzegł na trybunie.
– Wszystko w porządku? – spytał Myron.
– Tak. Tylko nie wiem, co tu robię.
Do pokoiku wszedł z magnetofonem policjant w mundurze.
– Czy Christian jest aresztowany? – spytał Myron Jake’a Courtera.
– Niemal zapomniałem, że ty też jesteś prawnikiem – odparł z uśmiechem Jake. – Miło jest mieć do czynienia z zawodowcem.
– Jest aresztowany? – powtórzył Myron.
– Jeszcze nie. Chcieliśmy zadać mu kilka pytań.
Policjant podłączył sprzęt i zaczęło się przesłuchanie.
– Jestem szeryf Jake Courter, panie Steele – przedstawił się Jake. – Pamięta mnie pan?
– Tak. Zajmuje się pan sprawą zniknięcia mojej narzeczonej.
– Zgadza się. Panie Steele, czy zna pan Nancy Serat?
– Tak, mieszkała w akademiku z Kathy.
– Wczoraj wieczorem ją zamordowano. Czy wie pan o tym?
Christianowi rozszerzyły się oczy. Spojrzał na Myrona. Myron skinął głową.
– Mój Boże… nie.
– Przyjaźnił się pan z Nancy Serat?
– Tak – odparł głucho Christian.
– Gdzie pan był wczoraj wieczorem, panie Steele?
– O której? – wtrącił Myron.
– W czasie pomiędzy zakończeniem treningu a pójściem do łóżka.
Myron zawahał się. W pytaniu Jake’a kryła się mina, którą mógł rozbroić lub zostawić to Christianowi. W innych okolicznościach delikatnie ostrzegłby klienta, czym grozi zła odpowiedź. Tym razem jednak nic nie zrobił, obserwując, co się stanie.
– Jeżeli pyta pan o to, czy wczoraj spotkałem się z Nancy Serat, to potwierdzam – odparł wolno Christian.
Myron odetchnął. Spojrzał w weneckie lustro i pokazał język. Dorosły przegrał.
– O której? – spytał Jake.
– Około dziewiątej.
– Gdzie się spotkaliście?
– W jej domu.
– Tym przy Acre Street sto osiemnaście?