Выбрать главу

– Nie zostawią na niej suchej nitki. Christian skinął głową.

– Ktoś prawdopodobnie wyciął ci kawał. Zanim więc coś zrobimy, wszystko sprawdzę.

– Jak?

– O to się nie martw.

– Aha, jeszcze jedno. Charakter pisma na kopercie. Myron jeszcze raz przyjrzał się adresowi.

– Tak? – spytał.

– Nie jestem pewien, ale bardzo przypomina pismo Kathy.

3

Na jej widok Myron stanął jak wryty.

Przed chwilą wszedł do baru, rozkojarzony, jakby śnił na jawie, a jego umysł był kamerą, która nie może złapać ostrości. Próbował poukładać sobie to, co zobaczył i czego dowiedział się od Christiana, podsumować fakty i dojść do logicznych wniosków.

Ale nie zdołał.

Magazyn upchnął do prawej kieszeni trencza. Pornos w trenczu! Jezus Maria! W głowie do znudzenia rozbrzmiewały mu pytania. Czy Kathy Culver żyje? A jeśli tak, to co się z nią stało? Co ją, niewinną studentkę, doprowadziło na ostatnie strony pisma Cyce!

W tym momencie dostrzegł najpiękniejszą kobietę, jaką widział w życiu.

Ubrana w białą bluzkę, rozpiętą pod szyją, krótką szarą spódnicę i czarne rajstopy, ze skrzyżowanymi długimi nogami siedziała na barowym stołku i sączyła drinka. Wszystko leżało na niej idealnie. Przez krótką chwilę myślał, że jest ubocznym produktem jego snu na jawie, olśniewającym zwidem działającym na zmysły. Ale gula w żołądku szybko wyprowadziła go z błędu. Zaschło mu w gardle, a głęboko uśpione uczucia uderzyły w niego znienacka jak przybrzeżna fala.

Z trudem przełknąwszy ślinę, zmusił nogi do ruchu. Wszystko w barze stało się rozmytym tłem, teatralną oprawą dla zapierającej dech urody tej kobiety.

– Często tutaj wpadasz? – zapytał, podchodząc.

Spojrzała na niego jak na wracającego z przebieżki zgreda w przepoconym podkoszulku.

– Wystrzałowa odżywka – odparła. – Jaka oryginalna.

– Nie bardzo. Za to w jakim wykonaniu.

Uśmiechnął się, jak sądził, zwycięsko.

– Cieszę się, że tak myślisz. – Powróciła do drinka. – A teraz spadaj.

– Gramy niedostępną?

– Spadaj.

– Daj spokój – rzekł z szerokim uśmiechem. – Jesteś zakłopotana.

– Co robię?

– To jasne dla wszystkich w tym barze.

– Ale co? Oświeć mnie.

– Że mnie pragniesz. Szalenie.

– Aż tak to widać?

Prawie się uśmiechnęła.

– Nie twoja wina. Mnie nie sposób się oprzeć.

– Ach tak! Zaraz zemdleję.

– Tylko na to czekam, ptysiu.

Westchnęła głęboko. Piękna jak zwykle, piękna jak w dniu, w którym go zostawiła. Nie widział jej cztery lata, ale na myśl o niej wciąż cierpiał. Patrząc na nią, jeszcze bardziej cierpiał. Przypomniał sobie weekend, który spędził z nią w domu Wina na Martha’s Vineyard. Wciąż pamiętał, jak morski wietrzyk rozwiewał jej włosy, jak przechylała głowę, kiedy do niej mówił, jak wyglądała w jego starej bluzie od dresu i jak ją przytulał. Było mu błogo niczym w niebie. Mocniej ścisnęło go w żołądku.

– Cześć, Myron – powiedziała.

– Cześć, Jessica. Dobrze wyglądasz.

– Co tu robisz?

– Na górze mam biuro. Praktycznie tu mieszkam.

Uśmiechnęła się.

– Rzeczywiście. Przerzuciłeś się na sportowców?

– Tak.

– To lepsze od pracy tajniaka?

Myron nie odpowiedział. Zerknęła na niego, ale nie zatrzymała wzroku.

– Czekam na kogoś – oznajmiła znienacka.

– Na mężczyznę?

– Myron…

– Przepraszam. Stary odruch. – Serce skoczyło mu w piersi, bo na jej lewej dłoni nie dostrzegł obrączki. – Nie wyszłaś za tego jak mu tam? – spytał.

– Douga.

– O właśnie. Douga. To on nie wabił się Dougie?

– Wyśmiewasz się z cudzych imion?

Wzruszył ramionami. Słusznie mu to wypomniała.

– Co mu się stało?

Wpatrzyła się w mokry odcisk po kuflu od piwa.

– Jemu nic. Dobrze wiesz.

Otworzył usta i zaraz je zamknął. Odgrzewanie gorzkiej przeszłości nie prowadziło do niczego dobrego.

– Co cię sprowadza do Nowego Jorku? – spytał.

– W następnym semestrze będę mieć zajęcia na uniwerku. Serce znowu mu przyśpieszyło.

– Wróciłaś na Manhattan?

– W zeszłym miesiącu.

– Bardzo mi przykro z powodu twojego ojca…

– Dostaliśmy twoje kwiaty – przerwała mu.

– Chciałem zrobić coś więcej.

– Lepiej, że nie zrobiłeś. – Dopiła drinka. – Muszę lecieć. Miło było cię widzieć.

– Myślałem, że jesteś z kimś umówiona.

– Coś mi się pokręciło.

– Nie przestałem cię kochać. Wstała, skinęła mu głową.

– Spróbujmy jeszcze raz – powiedział.

– Nie. Ruszyła.

– Jess?

– Słucham?

Zastanawiał się, czy nie powiedzieć jej o zdjęciu młodszej siostry w magazynie porno.

– Może umówimy się na lunch? Porozmawiamy.

– Nie.

Odwróciła się i odeszła. Znowu.

Windsor Horne Lockwood Trzeci wysłuchał go ze złożonymi dłońmi. Złożone w geście skupienia dłonie pasowały do niego znacznie lepiej niż do Myrona. Kiedy skończył opowieść, Win po krótkim milczeniu wreszcie rozwarł palce i położył ręce na biurku.

– No, no, co za nadzwyczajny dzień – zauważył.

Na studiach dzielili pokój w akademiku, a teraz wynajmował Myronowi biuro. Bolitar uznawał za komplement, gdy ludzie mówili mu, że nie wygląda na swoje nazwisko. Natomiast Windsor Horne Lockwood Trzeci idealnie pasował do swojego nazwiska. Blondyn, ze starannie ostrzyżonymi włosami z przedziałkiem po prawej stronie, z klasycznymi rysami, prezentował się aż za ładnie, niczym porcelanowa lalka.

Ubierał się jak absolwent ekskluzywnej prywatnej szkoły – w koszule różowe, koszule z monogramami, koszule polo, spodnie oliwkowe, spodnie do golfa (czytaj: brzydkie), białe kamasze z koźlej skóry (od majowego Dnia Pamięci Narodowej do wrześniowego Święta Pracy) oraz trzewiki z ozdobną perforacją (od Święta Pracy do Dnia Pamięci Narodowej). Miał też bardzo irytujący akcent, wywodzący się nie tyle z konkretnego rejonu Stanów, co z którejś z elitarnych szkół w rodzaju Andover i Exeter (Win ukończył tę drugą). Grał wybornie w golfa – przeciwnikom dawał trzypunktowe fory – a jego rodzina od pięciu pokoleń należała do konserwatywnego Merion Golf Club w Filadelfii i od trzech do równie konserwatywnego klubu Pine Valley w południowym New Jersey. Choć nosił trwałą opaleniznę, jaką widzi się tylko u graczy w golfa (na rękach, poniżej krótkich rękawów, i na szyi, przy wyciętym w kształcie serka dekolcie koszulki), to jego śnieżnobiała skóra nigdy nie była brązowa, lecz spieczona na raka.

Przy tak stuprocentowym białym burżuju jak Win futbolowa gwiazda, Christian Steele, wyglądał jak włoski pikolak.

Kiedy się poznali, Myron znienawidził Windsora od pierwszego wejrzenia, podobnie jak większość ludzi kierujących się powierzchownymi wrażeniami. Win przywykł do tego, że biorą go za dziedzica starej fortuny, snoba i aroganta – krótko mówiąc, skończonego palanta. Nic nie mógł na to poradzić. Nie szanował jednak tych, którzy polegają na pierwszym wrażeniu.

– Wolałeś nie mówić o tym Jessice? – spytał, wskazując leżący na biurku magazyn porno.

Myron wstał, zrobił kilka kroków i usiadł.

– A co jej miałem powiedzieć? „Cześć, kocham cię, wróć do mnie, tu jest zdjęcie twojej podobno martwej siostry, która reklamuje sekstelefon w piśmie porno”?

– Staranniej dobrałbym słowa – rzekł po namyśle Win. Zaczął kartkować magazyn, unosząc brew, jakby chciał mruknąć „hm”. Obserwując go, Myron postanowił nie mówić mu na razie o Chazie Landreaux i incydencie w garażu. Win bowiem osobliwie – i nie zawsze miło – reagował na groźby wobec przyjaciół. Lepiej więc było zachować te wieści na później, po podjęciu decyzji, w jaki sposób załatwić sprawę z Royem O’Connorem. I z Aaronem. Win rzucił magazyn na biurko.