Выбрать главу

– Chodziłem, a bo co? Chcecie znać moje stopnie?

– Znałeś Kathy Culver.

Horty spłoszył się.

– Jesteście z policji?

– Nie.

Horty zamilkł.

– Znałeś Kathy Culver.

– Kathy jaką?

– Lewe udo. Kość numer dwieście pięć. Kość udowa to największa kość w ciele…

– Dobra, znałem ją. I co z tego?

– Jak się poznaliście? – spytał Myron.

– Na zabawie. W pierwszym tygodniu nauki.

– Chodziliście ze sobą?

– Chodziliśmy? – Horty’ego rozbawiło to pytanie. – Co wy. Z taką jak ona się nie chodzi.

– Z jaką?

– Z taką, co pierwszego wieczoru obciąga ci fiuta. Williemu też obciągnęła.

– Jakiemu Williemu?

– Kumplowi z pokoju.

– Gra w futbol?

– Owszem, ale to gracz pomocniczy – odparł Horty takim tonem, jakby mówił o kimś niższego gatunku.

– Mów.

– Człowieku, po co chcesz to wiedzieć?

– Mów.

Horty wzruszył ramionami. Noga mu szybko puchła, ale kokaina na tyle skutecznie tłumiła ból, że się trzymał.

– No więc, urządziliśmy imprezę. W akademiku Moore’a, w którym mieszkali wszyscy czarni bracia. Kathy była tam jedyną białą laską. Przyszła ubrana jak zdzira. I zachowywała się jak zdzira. Zaczęliśmy nawijać i tak dalej. Snifowała kokę jak odkurzacz. Lubiła ten towar. A potem poszliśmy w tany. – Uśmiechnął się na to wspomnienie. – W taniec – ocieraniec. Na parkiecie chwyciła mnie za armatę i dawaj ją repetować. No, to targam ją na górę i obciąga mi druta. Ale to nie wszystko. Z torby wyjmuje aparat – aparat, kurwa mać! – i każe mi robić zdjęcia. Nie picuję! Zbliżenia siebie i mojej czarnej lufy.

Myron poczuł, że znów ściska go w żołądku. Win miał jak zwykle obojętną minę.

– Następnego wieczoru wróciła – ciągnął Horty. – I za, jednym zamachem obsłużyła mnie i Williego. Zabawa była przednia, znów napstrykaliśmy zdjęć. Tylko że tym razem ja też miałem aparat.

– I zrobiłeś zdjęcia.

– A jak.

– Mieliście więcej takich… spotkań?

– Nie. Zabrała się za innych gości. Pierwszoklaśna laska, a taka zdzira. Blondyna, figura jak ta lala i w ogóle.

– Rozmawiałeś z nią potem? Horty wzruszył ramionami.

– Trochę. Niewiele. Odkąd spiknęła się z Christianem, zaczęła się całkiem inna rozmowa.

– To znaczy?

– Zaczęła tak zadzierać nosa, jakby jej gówno pachniało perfumami. I te ich ciągłe ciuciu-muciu, jak jakaś parka w show telewizyjnym. Ze zdziry zmienia się raptem w niepokalaną cnotkę. Kurwa, która ujeżdżała moją czarną armatę jak dzikiego mustanga, nagle przestaje mi mówić „cześć”. To nie w porządku. Nie w porządku.

Znawca dobrego wychowania.

– Więc postanowiłeś ją zaszantażować – rzekł Myron.

– Zaszantażować? Skądże.

– O wszystkim wiemy, Horty. Wiemy, że zapłaciła ci za zdjęcia.

Horty prychnął.

– Co wy, to nie był szantaż. Zwykła transakcja. Zadzwoniłem do niej i powiedziałem, że mogę sprawić, by jej zmiękła rura. I że jedno zdjęcie kosztuje tysiąc papierów. Przyjęła to do wiadomości i wyraziła gotowość zapłacenia za te piękne fotki.

Zastrzegłem, że bardzo je sobie cenię. Ze względu na dużą wartość sentymentalną i w ogóle. Wreszcie doszliśmy do zgody. Umowy korzystnej dla obu stron, nie szantażu! – podkreślił. Spojrzał na nogę i skrzywił się. – Koniec historii.

– O czymś zapomniałeś.

– O czym.

– O zbiorowym gwałcie w szatni.

To go nie zaskoczyło. Lekko się uśmiechnął.

– Gwałcie? Człowieku, ty mnie nie słuchasz. Ta cipa była kurwą do potęgi. Skoczyłaby nago na kupę kamieni, gdyby myślała, że znajdzie tam kutasa! Kochała tę robotę. A my wszyscy dobrze się zabawiliśmy.

Win posłał Myronowi wymowne spojrzenie: „Zachowaj spokój”.

– Ilu was było?

– Sześciu.

– Nie wystarczyły ci jej pieniądze, Horty? – spytał cicho Myron. – Musiałeś ją zgwałcić?

– Powiedziałem ci już, człowieku…

– Nie przyszła do tej szatni na umówiony grupowy stosunek z pół tuzinem chłopa. Zgwałciliście ją.

– Jakim cudem, człowieku? – Horty potrząsnął głową. – To skończona kurwa. Kto się raz skurwił, kurwą pozostanie. Taka jest prawda. Pierdolona cipa rżnęła niepokalaną dziewicę. Panienkę rozgrywającego. Za kogo się uważała, do kurwy nędzy! Właśnie dlatego przypomniałem jej, co robiła. Pokazałem jej, kim jest. Nie żadną królową balu. Tylko zdzirą, która kocha szarpać druty.

Win na wszelki wypadek zastąpił Myronowi drogę.

– A poza tym byłem to winien jej kochasiowi. Z okładem.

– Christianowi Steele’owi?

– Tak. Steele zaszkodził mnie, więc ja jemu, puszczając jego kurewkę w obieg. Należał mu się rewanż, gościu. Zrewanżowałem się kutasowi, przez którego wyleciałem z drużyny.

– Wyleciałeś nie przez Christiana.

– Co ty gadasz, człowieku?

– Rozmawiałem z trenerem Clarkiem. Wyleciałeś, bo dwóch zawodników przyszło nawalonych na mecz. Christian nie miał z tym nic wspólnego.

– No, no. – Horty wzruszył ramionami. – Coś takiego.

– Twoja skrucha jest wzruszająca.

– Muszę jechać do lekarza. Noga jebie mnie jak cholera.

– Nie martwiłeś się, że cię złapią?

– Co?

– Nie bałeś się, że Kathy zawiadomi policję o gwałcie?

Horty zrobił taką minę, jakby Myron nagle przeszedł na japoński.

– Ocipiałeś, człowieku? Komu mogła powiedzieć. Właśnie dała mi dużą kasę, żeby wyciszyć sprawę. Gdyby pisnęła słowo, wszystko by się wydało. Cała brzydka prawda. Wszyscy by się dowiedzieli – Christian, jej mamuśka, papcio, profesorowie. Wszyscy by się dowiedzieli, że zapłaciła kupę szmalu, żeby to ukryć. A gdyby okazała się na tyle głupia, żeby sypać? Przecież byli świadkowie tego, co wyprawiała na tamtej imprezie ze mną i z Williem, i były zdjęcia. Kto po ich obejrzeniu uwierzyłby, że ją zgwałciliśmy?

Ten sam argument wysunął dziekan Gordon. Wielkie umysły myślą jednakowo.

– Ej, człowieku, noga boli mnie jak cholera!

– Czy potem widziałeś Kathy?

– Nie.

– To ty wyrzuciłeś jej majtki?

– Nie. Majtki miał inny chłopak. Chciał zachować je na pamiątkę. Kiedy usłyszał, że zginęła, skrewił i je wyrzucił.

– Kto to był?

– Nie jestem kapusiem.

– No, to będziesz – rzekł Win i postawił nogę na jego złamanej goleni.

To wystarczyło.

– Dobra, dobra. Jak mówiłem, było nas sześciu. Trzech ziomali, dwóch białasów i jeden żółtek.

Równe prawa dla gwałcicieli wszystkich ras!

– Jednym był kopacz, Tommy Wu. A poza tym ja, Ed Woods, Bobby Taylor i Willie.

– To pięciu.

Horty zawahał się.

– Daj żyć, człowieku. Ten szósty wyrzucił majtki, ale to przyjaciel. Nadal wspomaga mnie kasą, kiedy jestem spłukany. Zrobił karierę.

– Jaką karierę?

– Gra zawodowo i tak dalej. Nie podam ci nazwiska. Win lekko nacisnął jego nogę. Horty podskoczył.

– To Ricky Lane – powiedział. Myron zamarł.

– Napastnik Jetsów?

Głupie pytanie. Ilu grających w zawodowej lidze Rickych Lane’ów studiowało na Uniwersytecie Restona?

– Tak. Człowieku, nic więcej nie wiem.

– Masz do niego jeszcze jakieś pytania? – spytał Win Myrona.

Myron potrząsnął głową.

– To odejdź.

Myron się nie ruszył.

– Powiedziałem: odejdź.

– Nie.

– Słyszałeś, co powiedział. Nie wsadzisz go do pudła. Sprzedaje dzieciom narkotyki, gwałci niewinne kobiety, szantażuje, kradnie i śmieje się z tego.