Выбрать главу

– O co, kurwa, biega?!

Horty usiadł prosto.

– Odejdź – powtórzył Win.

Myron się zawahał.

– Człowieku, powiedziałem wszystko, co wiem.

Do głosu Horty’ego wkradło się drżenie. Myron nie ruszył się z miejsca.

– Nie zostawiaj mnie z tym pojebem! – krzyknął Horty.

– Odejdź – powtórzył Win.

– Nie. – Myron potrząsnął głową. – Zostanę.

Win przyjrzał mu się uważnie, skinął głową i podszedł do Horty’ego, który próbował odpełznąć, ale nie odpełzł daleko.

– Tylko go nie zabij – przestrzegł Myron.

Win skinął głową. Zabrał się do dzieła z precyzją chirurga Z kamienną twarzą. Jeśli słyszał krzyki Horty’ego, nie dał tego po sobie poznać.

Niebawem Myron kazał mu przestać. Win niechętnie odstąpił od ofiary.

Odeszli.

39

Ricky Lane mieszkał w osiedlu domów w New Jersey podobnym do tego, w którym zamieszkał Christian. Win zaczekał w samochodzie. Podchodząc do frontowych drzwi, Myron bardziej poczuł, niż usłyszał basy aparatury stereo. Ricky otworzył mu dopiero po trzech dzwonkach i kilkakrotnym pukaniu.

– Cześć, Myron – powiedział.

Miał na sobie rozpiętą jedwabną koszulę – trudno powiedzieć, ostatni krzyk mody czy górę od piżamy – która odsłaniała jego muskularne ciało, związane tasiemką spodnie, a na nogach klapki. Może strój ten służył mu do spania. Może w nim wypoczywał. A może szykował się do odegrania epizodu w Marzę o Jeannie.

– Musimy porozmawiać – powiedział Myron.

– Wejdź.

Ogłuszająca muzyka była tak potworna, że w porównaniu z nią zespół Wymaz z Szyjki brzmiał łagodnie jak Brahms. Salon był w gładkim nowoczesnym stylu. Mnóstwo włókna szklanego, czerni i bieli. Mnóstwo obłych krawędzi. Aparatura stereo na całą ścianę – z korektorem błyskającym światłami jak urządzenie na statku kosmicznym w serialu Star Trek.

Ricky wyłączył stereo. Zapadła nagła cisza. Myronowi przestały wibrować płuca.

– Co się stało? – spytał Ricky, ze zdziwieniem w oczach chwytając w locie szklany słoik.

– Nalej do niego – powiedział Myron.

– Co?

– Chcę, żebyś do niego nasikał.

Ricky spojrzał na słoik, a potem na Myrona.

– Nie rozumiem – powiedział.

– Rozrosłeś się. Bierzesz sterydy.

– Coś ty, człowieku. Nie ja.

– No, to daj mi próbkę moczu. Zbadają go w laboratorium.

Ricky wpatrzył się w słoik. Nic nie powiedział.

– No, Ricky. Nie mam całego dnia.

– Jesteś moim agentem, Myron, a nie moją matką.

– Owszem. Bierzesz sterydy?

– Nie twój interes.

– Rozumiem, że potwierdzasz.

– Rozum to, jak chcesz.

– Kupiłeś je od Horty’ego? A może po studiach znalazłeś innego dostawcę?

Zapadła cisza.

– Zwalniam cię, Myron – powiedział Ricky.

– Jestem zdruzgotany. A teraz opowiedz mi o zgwałceniu Kathy Culver.

Ricky milczał. Z całych sił starał się zachować luz, ale język jego ciała mówił co innego.

– Wiem wszystko – ciągnął Myron. – Od twojego kumpla Horty’ego. Nawiasem mówiąc, miły gość. Do rany przyłóż.

Ricky cofnął się. Postawił słoik na lśniącym sześcianie, zapewne stole, i się odwrócił.

– Ja jej nie tknąłem – powiedział ledwo dosłyszalnym głosem.

– Trujesz. W sześciu dopadliście ją w szatni futbolistów i po kolei zgwałciliście.

– Nie. To nie było tak.

Myron czekał. Wciąż zwrócony plecami do niego, Ricky zapiął koszulę, wyjął z odtwarzacza płytę i schował do pudełka.

– Owszem, byłem tam – odezwał się cicho. – W tej szatni. Nawalony. Wszyscy byliśmy nawaleni jak świnie. Horty właśnie dostał nowy towar i…

Resztę zdania dopowiedział wzruszeniem ramion.

– Zaczęło się od zakładu. Byliśmy pewni, że do niczego nie dojdzie. Myśleliśmy, że się do tego nie posuniemy. Czekaliśmy, aż któryś z nas go odwoła.

Ricky zamilkł.

– Ale nikt go nie odwołał – rzekł Myron. Ricky skinął głową.

– Zerwałem zakład, ale za późno. Kiedy przyszła moja kolej, odmówiłem.

– Po tym, jak wszyscy to zrobili?

– Tak. Stałem, patrzyłem, a nawet zachęcałem ich okrzykami.

Ricky zamilkł.

– Zatrzymałeś jej majtki?

– Tak.

– I na wieść o wszczęciu śledztwa wrzuciłeś je do kosza na śmieci.

Ricky odwrócił się.

– Nie – odparł, bliski słabiutkiego uśmiechu. – Nie byłbym aż tak głupi, żeby zostawiać je na wierzchu kosza. Spaliłbym je.

Był to bardzo istotny fakt.

– Więc kto je wyrzucił? – spytał Myron po krótkim zastanowieniu.

– Pewnie Kathy. – Ricky wzruszył ramionami. – Oddałem jej majtki.

– Kiedy?

– Później.

– Po jakim czasie?

– Około północy. Po wszystkim… po jej wyjściu z szatni zapanowała atmosfera, jakby ktoś dał nam antidotum. Albo nagle zapalił światła i wreszcie dotarło do nas, co zrobiliśmy. Wszyscy zamilkli i się rozeszli. Ale nie Horty. Coraz mocniej naćpany, śmiał się wrednie jak hiena. Reszta wróciła do pokojów. Nikt się nie odzywał. Położyłem się do łóżka, ale na krótko. Ubrałem się i wyszedłem na dwór. Właściwie bez żadnego planu. Pragnąłem ją odszukać. Powiedzieć jej coś. Chciałem… kurczę, nie wiem czego.

Ricky bawił się włosami, okręcając je na palcach jak dziecko. Myronowi wydał się mniejszy.

– Wreszcie ją odnalazłem.

– Gdzie?

– Szła przez kampus.

– Gdzie konkretnie?

– W samym środku. Na trawniku.

– Dokąd zmierzała?

– Na południe – odparł Ricky po krótkim namyśle.

– Szła od strony domów dla pracowników uczelni?

– Tak.

Wyszła od dziekana Gordona, pomyślał Myron.

– Mów.

– Podszedłem do niej. Zawołałem po imieniu. Myślałem, że ucieknie. Było ciemno, noc. Odwróciła się i spojrzała na mnie. Nie była przestraszona. Stała i na mnie patrzyła. Przeprosiłem ją za wszystko. Nie odpowiedziała. Oddałem jej majtki. Powiedziałem, że może ich użyć jako dowodu. Powiedziałem nawet, choć nie planowałem, że złożę zeznanie. Tak wyszło. Wzięła majtki i odeszła. Bez jednego słowa.

– Wtedy widziałeś ją po raz ostatni?

– Tak.

– W co była ubrana?

– Ubrana?

– Kiedy widziałeś ją po raz ostatni.

Ricky podniósł oczy w górę, próbując sobie przypomnieć.

– Chyba na niebiesko – odparł.

– Nie na żółto?

– Nie. Na pewno nie.

– Nie przebrała się po gwałcie?

– Nie. Na pewno była w tym samym ubraniu.

Myron ruszył do drzwi.

– Będziesz potrzebował nie tylko nowego agenta, Ricky. Będziesz potrzebował również dobrego adwokata – powiedział.

40

Kiedy Myron i Win weszli do poczekalni, zastali Jake’a. Wstał na ich widok.

– Masz chwilę? – spytał.

– Porozmawiamy w gabinecie – odparł Myron.

– W cztery oczy.

Win bez słowa odwrócił się na pięcie i wyszedł.

– Nic do niego nie mam, ale na jego widok cierpnie mi skóra – wyjaśnił Jake.

– Wejdź. – Myron przystanął przy biurku Esperanzy. – Dodzwoniłaś się do Chaza? – spytał.

– Jeszcze nie. Wręczył jej kopertę.

– W środku jest zdjęcie. Pojedź do Lucy i sprawdź, czy zna tego gościa.

Skinęła głową.

Myron wszedł za Jakiem do gabinetu. Klimatyzacja była nastawiona na maksimum. Jak przyjemnie.

– Co cię sprowadza do miasta, Jake? – spytał.

– Sprawdzałem coś u Johna Jaya.