– No więc próbują tego wobec mnie.
– Myślałem, że ma pan większość udziałów w klubie.
– Czterdzieści procent – odparł Clip. – Reszta ma najwyżej po piętnaście. Dwaj z nich się zmówili i chcą mnie wysadzić z siodła. – Zacisnął dłonie i położył je na biurku jak przyciski do papieru. – Twierdzą, że za bardzo obchodzi mnie koszykówka, a za mało interesy. Że powinienem zająć się graczami i meczami. Za dwa dni będą głosować.
– I co z tego?
– Głosowanie jest tuż – tuż. Wystarczy skandal i po mnie. Myron przyjrzał się obu mężczyznom.
– Mam się tym zająć? – spytał po krótkiej chwili.
– Nie, skądże – zaprzeczył szybko Clip. – Nie w tym rzecz. Nie chcę tylko, żeby prasa zrobiła widły z czegoś, co może być igłą. W tej sytuacji nie mogę dopuścić, by na jaw wyszło coś kompromitującego.
– Kompromitującego?
– Tak.
– Na przykład?
– Skąd mam wiedzieć – obruszył się Clip.
– A jeśli Greg nie żyje?
– W takim razie, choć zabrzmi to cynicznie, dzień czy dwa nic tu nie zmieni. Zresztą jeśli coś mu się przytrafiło, to może nie bez powodu.
– Nie bez powodu?
Clip uniósł ręce.
– Ja nic nie wiem. Wystarczy, że ruszysz trupa czy choćby kogoś, kto się ukrywa, a wypełzną robaki. Rozumiesz?
– Nie – odparł Myron.
– Nie mogę do tego dopuścić. Nie teraz. Nie przed tym głosowaniem.
– Innymi słowy, chce pan, żebym się tym zajął – stwierdził Myron.
– Wcale nie. Chcemy uniknąć niepotrzebnej paniki. Jeżeli Greg nie żyje, nic na to nie poradzimy. Ale jeżeli zniknął, tylko ty dajesz nadzieję, że nie rzucą się na to media i że go uratujesz.
Wciąż coś przed nim ukrywali, lecz postanowił na razie ich nie naciskać.
– Nie domyśla się pan, dlaczego ktoś obserwuje dom Grega? – spytał.
– Ktoś obserwuje dom Grega? – zdziwił się Clip.
– Tak myślę.
– Calvin?
Clip utkwił wzrok w Calvina.
– Nie mam pojęcia – odparł Calvin.
– Ja również, Myron. Domyślasz się, kto to jest?
– Jeszcze nie. Mam pytanie: czy Greg miał dziewczynę? Clip znów spojrzał na Calvina.
Calvin wzruszył ramionami.
– Sypiał na prawo i lewo – rzekł. – Ale wątpię, czy był z kimś związany.
– Nie znasz żadnej z tych, z którymi sypiał?
– Nie z nazwiska. To były fanki, tym podobne.
– Dlaczego to cię interesuje? Myślisz, że uciekł z jakąś kobietą? – spytał Clip.
Myron wzruszył ramionami i wstał.
– Pora iść do szatni – powiedział. – Niedługo mecz.
– Chwileczkę. Myron zatrzymał się.
– Wiem, Myron, że wychodzę na bezdusznego, ale naprawdę przejmuję się Gregiem. Bardzo. Chcę, żeby znalazł się cały i zdrowy. – Clip przełknął ślinę. Zmarszczki na jego skórze pogłębiły się, jakby ktoś go wyszczypał. Pobladł. – Jeżeli szczerze powiesz mi, że najlepiej będzie ujawnić, co wiemy, to tak zrobię. Bez względu na koszty. Przemyśl to sobie. Chcę dla Grega jak najlepiej. Bardzo mi na nim zależy. Bardzo zależy mi na was obu. Świetne z was chłopaki. Na prawdę. Obu wam wiele zawdzięczam.
Clip miał minę, jakby zbierało mu się na płacz. Myron nie bardzo wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Postanowił, że nic nie powie. Skinął głową, otworzył drzwi i wyszedł.
Gdy się zbliżał do windy, dobiegł go znajomy ochrypły głos: Kogo ja widzę? Czyż to nie nasz powrotnik?
Myron przyjrzał się reporterce sportowej Audrey Wilson. Była w swoim zwykłym stroju: granatowym żakiecie, czarnym golfie i marmurkowych dżinsach. Jeśli nosiła makijaż, to bardzo dyskretny, paznokcie miała krótkie, niepolakierowane. Barwniejsze były tylko jej buty – niebieskie sportowe chucki taylory. Nie rzucała się w oczy. Brunetka, ostrzyżona na pazia. Jej rysom nie brakowało niczego, ale też niczym się nie wyróżniały.
– Czyżbym wyczuwał nutę cynizmu? – spytał.
Wzruszyła ramionami.
– Chyba nie sądzisz, że to kupię – powiedziała.
– Co kupisz?
– Bajeczkę o twoim nagłym pragnieniu, by – zajrzała do notatek – „wpleść swoją legendę w bogatą materię sportu”. – Podniosła oczy, pokręciła głową. – Clip przecież picuje, aż się kurzy, nie?
– Muszę się przebrać, Audrey.
– Nie dasz mi przedtem cynku?
– Cynku, Audrey? A może od razu „bombę”? Jak ja lubię to słowo w ustach dziennikarzy.
Uśmiechnęła się. Miło, szeroko i szczerze.
– Bronimy się? – spytała.
– Ja? W życiu.
– To może, że użyję innego frazesu, złożysz oświadczenie dla prasy?
Myron skinął głową i po aktorsku przyłożył rękę do piersi.
– Zwycięzca nigdy się nie poddaje, poddający się nigdy nie zwycięża – zadeklamował.
– Yince Lombardi?
– Felix Unger. W odcinku Dziwnej pary, w którym gościnnie wystąpił Howard Cosell. Myron skręcił i poszedł do szatni. Audrey – chyba najlepsza dziennikarka sportowa w kraju – podążyła za nim. Pisała o Smokach dla największej gazety na Wybrzeżu Wschodnim. Miała własny program w stacji radiowej WFAN, wysoko oceniany i nadawany w najlepszym czasie antenowym. Prowadziła też poranny niedzielny program telewizyjny Rozmowy o sporcie na kanale sportowym ESPN. A jednak jej pozycja, podobnie jak niemal wszystkich kobiet w tej zdominowanej przez mężczyzn branży, nigdy nie była pewna, a kariera zawodowa, niezależnie od sławy, zawsze o krok od zwichnięcia.
– Jak tam Jessica? – spytała.
– Dobrze.
– Nie rozmawiałam z nią od miesiąca – dodała śpiewnie. – Może powinnam do niej zadzwonić, usiąść z nią i pogadać, wiesz, tak od serca.
– Ojej, nie licz na jej szczerość.
– Próbuję ułatwić ci sprawę, Myron. Dzieje się coś dziwnego. Przecież wiesz, że i tak dowiem się, o co chodzi. Co ci szkodzi powiedzieć?
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Najpierw Greg Downing w tajemniczych okolicznościach zostawia zespół…
– Co jest tajemniczego w skręconym stawie skokowym?
– A potem jego miejsce zajmujesz ty, jego dawny wróg, który od jedenastu lat nie grał zawodowo w koszykówkę. Nie uważasz, że to dziwne?
Pięknie. Od pięciu minut w pracy i od razu podejrzenia. Myron Bolitar, mistrz kamuflażu.
– Muszę iść, Audrey – powiedział, gdy dotarli do drzwi szatni. – Porozmawiamy później.
– Masz to jak w banku. – Uśmiechnęła się do niego z kpiarską słodyczą. – Powodzenia, Myron. Rzuć ich na kolana.
Skinął głową, wziął głęboki oddech i pchnął drzwi.
Zaczęło się.
ROZDZIAŁ 6
Nikt go nie powitał. Nikt nie przerwał zajęć. Nikt nawet na niego nie spojrzał. W szatni nie zaległa martwa cisza jak w starym westernie, kiedy szeryf otwiera pchnięciem skrzypiące drzwiczki i posuwiście wkracza do saloonu. Może właśnie w tym tkwił szkopuł. Może drzwi powinny skrzypieć. Albo on popracować nad posuwistym krokiem.