Grająca szafa ryczała Little Red Corvette Prince’a. A może„artysty znanego wcześniej jako Prince”? Czyż nie tak teraz siebie nazywał? Niemniej w chwili wydania Little Red Coroette na płycie był Prince’em. Który z nich dwu miauczał zatem z szafy? Próba rozwikłania tego doniosłego dylematu pokićkała Myronowi w głowie tak bardzo, jak paradoksy czasowe z trzech Powrotów do przyszłości, więc dał sobie spokój.
W Chacie było pustawo. Przy barze siedział bujnowąsy gość w baseballówce drużyny Houston Astros. Pośrodku, przy najbardziej widocznym stoliku na sali, migdalili się bez najmniejszej żenady kobieta i mężczyzna. Nikt się tym nie przejmował. W głębi zaś kulił się niczym klient sklepu wideo w dziale pornosów drugi osobnik.
Myron usiadł w boksie z tyłu i zagadnął kelnerkę, znacznie żwawszą niż ta z pubu. Kiedy doszedł do tego, że Greg Downing polecił mu Szwajcarską Chatę, odparła:
– Tak? Co pan powie. Widziałam go tu tylko raz. Strzał w dziesiątkę!
– W sobotę wieczorem? Ściągnęła twarz w namyśle.
– Hej, Joe! – zawołała do barmana. – Downing był tu w sobotę wieczorem?
– A kto chce wiedzieć?! – odkrzyknął zza baru Joe. Miał w sobie coś z ptaka z mysimi włosami. Ptaszek i myszka. Seksowne połączenie.
– Ja i ten gość. Rozmawiamy.
Joe Ptak przyjrzał się Myronowi paciorkowatymi, myszkującymi oczkami. Oczka się zaokrągliły.
– Eee, to przecież ten nowy gracz, co nie? – spytał. – Ze Smoków? Widziałem pana w wiadomościach. Takie głupie nazwisko.
– Myron Bolitar.
– O właśnie, tak jest. Zaczniecie tu bywać, Myron?
– Czy ja wiem.
– Mamy tu całkiem ekskluzywną klientelę – pochwalił się Joe, wycierając kontuar ścierką czystą jak szmata ze stacji benzynowej. – Wiesz pan, kto tu kiedyś wpadł? Kuzyn Brucie. Dyskdżokej. Równiacha.
– Wiele straciłem – odparł Myron.
– No. Były też inne sławy, no nie, Zganiacz?
Bujnowąsy klient w baseballówce Astros z ożywieniem skinął głową.
– Na przykład ten gość podobny do Soupy’ego Salesa. Pamiętasz?
– A jaka rozmowa. Sławy.
– Z tą różnicą, że to nie był Soupy Sales. Ktoś podobny.
– Na jedno wychodzi.
– Znacie Carlę? – spytał Myron.
– Carlę?
– Dziewczynę, z którą przyszedł Greg.
– Tak się nazywała? Nie, nie miałem okazji jej poznać. Ani Grega. Zaszył się, że się tak wyrażę, w kąt, inkoguto. Się nie narzucaliśmy. – Joe wyprężył pierś jak do odznaczenia. – W Szwajcarskiej Chacie szanujemy znakomitości. – Machnął ścierką w stronę Myrona. – Pan powie innym chłopakom, dobra?
– Zrobi się.
– Fakt faktem, z początku nie mieliśmy pewności, czy to Downing.
– Jak w przypadku Soupy’ego Salesa – wtrącił Zganiacz.
– Tak jest. Tyle że to naprawdę był Greg.
– Ale tamten tylko wyglądał jak Soupy. Świetny aktor z tego Soupy’ego.
– I jaki pseudonim!
– Wszechstronny talent – przyznał Zganiacz.
– Czy kiedyś już tu zaglądał? – spytał Myron.
Gość podobny do Soupy’ego?
Ty młocie pneumatyczny! – Joe zamachnął się ścierką na Zganiacza. – Na kij mu ta wiadomość? Pyta o Grega Downinga.
– A skąd mam wiedzieć, w mordę jeża? Czy ja jestem Jasnowidz z telewizji?
– Panowie! – wtrącił Myron.
Joe podniósł rękę.
– Skaż mnie Bóg, Myron, pardon. Normalnie w Szwajcarskiej Chacie takie rzeczy się nie zdarzają. Tu nikt się z nikim nie kłóci, no nie, Zganiacz?
Zganiacz rozłożył ręce.
– A kto się tu z kim kłóci?
– Moje słowa. Ale do rzeczy, Greg nie jest naszym stałym klientem. Był tu pierwszy raz.
– Tak jak Kuzyn Brucie – dorzucił Zganiacz. – Też zaszedł jeden raz.
– Owszem. Ale mu się spodobało.
– Zamówił drugą szklankę. To o czymś świadczy, nie?
– No chyba. Dwie szklanki. Mógł wypić jedną i pójść. Z tym że to były dietetyczne cole.
– A co z Carlą?
– Z kim?
– Z kobietą, z którą przyszedł Greg.
– A o co pan pyta?
– Była tutaj wcześniej?
– Widziałem ją pierwszy raz. A ty, Zganiacz?
– Nie. – Zganiacz pokręcił głową. – Zapamiętałbym ją.
– Dlaczego? – spytał Myron.
– Ze względu na duże bufory – odparł bez wahania Joe. Jego kolega złożył dłonie w miseczki i przytknął je do piersi.
– Miała czym oddychać – powiedział.
– Ale ładna to ona nie była.
– Wcale – potwierdził Zganiacz. – Stara jak na młodego faceta.
– W jakim wieku? – spytał Myron.
– Starsza od Grega Downinga, na pewno. Pod pięćdziesiątkę. No nie?
Zganiacz potwierdził skinieniem głowy.
– Ale gary pierwsza klasa.
– Giganty.
– Olbrzymy.
– Wiem, wiem – wtrącił Myron. – Coś jeszcze? Zaskoczył ich tym pytaniem.
– Kolor oczu? – zagadnął.
Joe zamrugał, spojrzał na Zganiacza.
– Miała oczy?
– Cholera wie.
– A kolor włosów?
– Szatynka – odparł Joe. – Z tych jaśniejszych.
– Bruneta – odparł Zganiacz.
– Może i bruneta – przystał Joe.
– Chociaż jakby jaśniejsza.
– Ale mówię panu, Myron. Taka mleczarnia! Takie działa!
– Działa Nawarony! – potwierdził Zganiacz.
– Greg i ona wyszli razem?
Joe spojrzał na Zganiacza. Ten wzruszył ramionami.
– Chyba tak – odparł Joe.
– O której?
Joe pokręcił głową.
– A pan pamięta, panie Zaganiacz? – zagadnął Myron. Daszek baseballówki skoczył w jego stronę jak pociągnięty za sznurek.
– Tylko nie Zaganiacz, cholera! Bez „a” po „z”! Zganiacz! Zga – niacz! Bez „a”! Czyja wyglądam, kurna, jak kindybał?!
Joe znów sieknął ścierką.
– Nie obrażaj mi sławy, kołku.
– Sławy? Kurdebalans, Joe, to zwykły rezerwowy! Kudy mu do Soupy’ego! To nikt, pionek. – Zganiacz obrócił się do Myrona. – Bez obrazy, Myron – powiedział bez śladu wrogości.
– Ja się nie obrażam.
– Ma pan zdjęcie? – spytał Joe. – Machnąłby pan autograf znajomkom ze Szwajcarskiej Chaty i powiesilibyśmy je na ścianie. Założylibyśmy ścianę ze zdjęciami sławnych klientów, co?
– Przykro mi, ale nie mam ani jednego.
– A może pan nam przysłać? Znaczy się, z autografem. Albo przynieść następnym razem.
– No… to następnym razem.
Dalszymi pytaniami Myron wyciągnął z nich tylko tyle, że poznał datę urodzin Soupy’ego Salesa. Wyszedł, ruszył ulicą minął chińską restaurację z martwymi kaczkami na wystawie. Martwe kaczki? W sam raz na zaostrzenie apetytu. Może Burger King powinien wywieszać w witrynach zarżnięte krowy. Dzieciaki waliłyby drzwiami i oknami.
Spróbował zebrać to, czego się dowiedział. Carla dzwoni do Grega i umawia się z nim w Szwajcarskiej Chacie. Dlaczego? Dlaczego akurat tam? Nie chcą, żeby ich ktoś zobaczył? Czemu? A poza tym, kim ona jest? Jak to wszystko się ma do zniknięcia Grega? No, a krew w suterenie? Greg wrócił do domu z Carlą czy sam? Czy to ona z nim mieszkała? A jeżeli tak, to dlaczego spotkali się tutaj?