Выбрать главу

Esperanza zbyła go machnięciem ręki.

– Pomyślałbyś tak czy nie?

– Nie w tych okolicznościach – odparł. – Ten domysł miałby ręce i nogi…

– Gdyby osoba ochraniająca Grega wiedziała o morderstwie – dokończyła za niego, sprawdzając coś w komputerze. – On lub ona musieliby również wiedzieć, że Greg jest w nie tak czy owak zamieszany.

Myronowi zawirowało w głowie od rozwiązań.

– Myślisz, że Greg ją zabił – rzekł. – Że po morderstwie wrócił do domu i zostawił ślady, takie jak krew w suterenie. A potem posłał tam ochraniającą go osobę, żeby je usunęła.

– Jak na to wpadłeś, u diabła?! – Esperanza skrzywiła się.

– Ja tylko…

– Wcale tak nie myślę. – Spięła kartki faksu. – Gdyby posłał tam kogoś, by usunął dowody, znikłoby również narzędzie morderstwa.

– Właśnie. Więc co nam pozostaje?

Wzruszyła ramionami i czerwonym flamastrem zaznaczyła coś kółkiem na faksie.

– To ty jesteś wielkim detektywem. Główkuj.

Myron zastanawiał się chwilę, modląc się, żeby rozwiązanie, które raptem wpadło mu do głowy, okazało się błędne.

– Jest jeszcze jedna możliwość – rzekł.

– Jaka?

– Clip Arnstein.

– To znaczy?

– Powiedziałem mu o krwi w suterenie.

– Kiedy?

– Dwa dni temu.

– Jak zareagował?

– Mocno spanikował. Poza tym ma motyw: jakikolwiek skandal przekreśli jego szansę na zachowanie kontroli nad Smokami. Właśnie po to mnie wynajął. Żebym zapobiegł wszelkim kłopotom. Nikt inny nie wiedział o krwi w suterenie. – Myron zamilkł. Usiadł wygodniej na krześle i jeszcze raz to przemyślał. – Oczywiście nie miałem czasu zawiadomić Clipa o śmierci Liz Gorman. On nie wie, że to nie była krew Downinga. Wie tylko, że była w suterenie Grega. Posunąłby się aż do tego? Zaryzykowałby jej usunięcie, nie mając pojęcia o istnieniu Liz? Esperanza posłała mu półuśmiech.

– Może wie więcej, niż myślisz – odparła.

– Jak to?

Wręczyła mu wydruk z faksu.

– To wykaz zamiejscowych rozmów z automatu w barze Parkview – wyjaśniła. – Spójrz na numer, który zakreśliłam. Taki sam mam w notatniku w komputerze.

Cztery dni przed zniknięciem. Grega z automatu w barze Parkview odbyto dwunastominutową rozmowę. Dzwoniono pod numer Clipa.

ROZDZIAŁ 23

– Liz Gorman telefonowała do Clipa? – Myron spojrzał na Esperanzę. – Co tu się dzieje, do diabła?!

Wzruszyła ramionami.

– Spytaj Clipa.

– Czułem, że coś przede mną ukrywa. Ale nie rozumiem, jaką rolę odgrywa.

– Nie wiem. – Przejrzała papiery na biurku. – Do załatwienia jest tysiąc spraw. Spraw związanych z agencją. Dziś wieczorem masz mecz?

Skinął głową.

– Więc zapytaj go wieczorem. A na razie czeka nas dreptanie w miejscu.

Myron przebiegł wzrokiem wykaz.

– Rzuciły ci się w oczy jakieś inne numery? – spytał.

– Jeszcze nie – odparła. – Ale przez moment chciałabym porozmawiać o czymś innym.

– O czym?

– Mamy problem z klientem.

– Z którym?

– Z Jasonem Blairem.

– A co z nim?

– Jest wkurzony. Nie podoba mu się, że to ja negocjuję warunki jego kontraktu. Truje, że wynajął ciebie, a nie jakąś – palcami nakreśliła w powietrzu cudzysłów – skąpo odzianą zapaśniczkę ze zgrabną pupką.

– Tak powiedział?

– Tak jest. „Zgrabną pupką”. Baran nie zauważył nóg.

Myron uśmiechnął się.

– I co? – spytał.

Za ich plecami zadzwoniła winda. W tej części piętra zatrzymywała się tylko jedna. Wysiadało się z niej wprost do recepcji RepSport MB. To ci – podobno – klasa! Z windy wyszło dwóch mężczyzn. Myron rozpoznał ich natychmiast. Panterka i Cegłówka. Uzbrojeni. Wymierzyli pistolety w niego i Esperanzę. Za nimi, niczym zapowiedziany gość w programie Jaya Leno, wysiadł – z szerokim uśmiechem i powitalnym gestem – Kościej.

– Jak kolano, Myron? – spytał.

– W lepszym stanie niż twój van.

Kościej zaśmiał się.

– Ach ten Win – powiedział. – Ciągle mnie zaskakuje. Skąd wiedział, kiedy na nas wpaść?

– Mieliśmy włączone komórki – wyjaśnił Myron, bo nie było powodu tego ukrywać.

Kościej pokręcił głową.

– Genialnie proste. To się wam chwali.

Był w odrobinę zbyt połyskliwym garniturze i różowym krawacie. Na francuskich mankietach koszuli miał – lekka przesada – wyhaftowany swój pseudonim. Na prawym przegubie połyskiwała złota bransoletka grubości stryczka.

– Jak się tu dostaliście? – spytał Myron.

– Chyba nie myślisz, że powstrzyma nas kilku ochroniarzy?

– Nie, choć przyjemnie byłoby to usłyszeć.

Kościej wzruszył ramionami.

– Zadzwoniłem do Lock – Horne Securities i powiedziałem, że szukam doradcy finansowego dla moich milionów. Jakiś gorliwy młody pętak zaprosił mnie natychmiast na górę. Ale zamiast guzika na czternaste piętro wcisnąłem dwunaste. – Kościej rozłożył ręce. – I oto jestem.

Uśmiechnął się do Esperanzy. Przy jego opaleniźnie i zbyt śnieżnych zębach wydawało się, że zapalił latarkę.

– Kim jest to urocze stworzenie? – zagadnął, puszczając oko.

– Carramba! My, urocze stworzenia, uwielbiamy być tak nazywane – odparła.

Kościej znowu się zaśmiał.

– Ta panienka ma charakter. To mi się podoba.

– A mnie wisi.

– Pozwoli pani – rzekł ze śmiechem Kościej – że zajmę jej chwilę, panno…?

– Money Penny – dokończyła, naśladując najlepiej jak umiała Seana Connery’ego.

Wyszło jej to nie tak dobrze jak Richowi Little’owi, ale nie najgorzej, wywołując następny śmiech Kościeja. Ten facet miał coś z hieny.

– Proszę tu wezwać Wina – dokończył. – Przez telefon głośno mówiący, jeśli łaska. Niech zejdzie tu bez broni.

Esperanza spojrzała na Myrona. Skinął głową. Wybrała numer.

– Wysłów się – odezwał się, tak jak zwykle, Win.

– Chce się z tobą widzieć sztuczny blondyn ze sztuczną opalenizną – powiedziała.

– A, spodziewałem się go – odparł Win. – Cześć, Kościej.

– Cześć, Win.

– Domyślam się, że jesteś w dobrze uzbrojonym towarzystwie.

– Zgadza, się. Nie próbuj żadnych numerów, bo twoi przyjaciele nie wyjdą stąd żywi.

– Nie wyjdą żywi? – powtórzył Win. – Spodziewałem się po tobie czegoś oryginalniejszego, Kościej. Już zjeżdżam.

– Tylko bez broni.

– Mowy nie ma. Ale nie będzie przemocy. Obiecuję. Stuknęła odłożona słuchawka. Przez kilka sekund wszyscy patrzyli na siebie takim wzrokiem, jakby zadawali sobie pytanie, kto przejmie inicjatywę.

– Nie ufam mu – rzekł Kościej i dał znak Cegłówie. – Idź z dziewczyną do drugiego pokoju. Schowaj się za biurkiem czy czymś. Usłyszysz strzały, strzel jej w łeb.

Cegłówa skinął głową.

– Celuj w Bolitara – polecił Kościej Panterce.

– Dobra.

Wyjął rewolwer. Gdy brzęknęła winda, przykucnął i wymierzył w jej drzwi. Ale z kabiny nie wysiadł Win. Wydostała się z niej, trochę jak dinozaur z jaja, Wielka Cyndi.