– Ale po jego zniknięciu nie wynajął pan nikogo. Czego się pan boi?
Clip wzruszył ramionami.
– Chyba niczego. Po prostu dmucham na zimne. A bo co? Coś odkryłeś?
– Pan nigdy nie dmucha na zimne. Jest pan ryzykantem. Zawsze pan taki był. Wymieniał pan popularnych, sprawdzonych repów na niewypróbowanych debiutantów. Z reguły przedkładał pan agresywny atak nad wzmacnianie obrony. Nigdy nie bał się pan postawić wszystkiego na jedną kartę.
– Ta strategia ma to do siebie, że można też sporo stracić. Czasem bardzo dużo. – Clip uśmiechnął się blado.
– Co pan stracił tym razem?
– Jeszcze nic. Jeżeli Greg nie wróci, może to kosztować mój zespół mistrzostwo NBA.
– Ja nie o tym. Chodzi o coś więcej.
– Przykro mi. – Clip rozłożył ręce. – Naprawdę nie wiem, o czym mówisz. Po zniknięciu Grega uznałem, że jest sens cię wynająć. Owszem, wcześniej też znikał, nigdy jednak tak późno w sezonie i nie wtedy, gdy byliśmy tak blisko mistrzostwa. To do niego niepodobne.
Myron spojrzał na Wina. Miał znudzoną minę.
– Zna pan Lizę Gorman? – spytał Clipa.
Kątem oka dostrzegł, że Calvin lekko się wyprostował.
– Nie. A powinienem?
– A kobietę o imieniu Carla albo Sally?
– Słucham? Pytasz, czy znam kobietę…
– Poznaną ostatnio. Lub związaną jakoś z Gregiem Downingiem.
Clip pokręcił przecząco głową.
– Calvin?
Calvin zrobił to samo, lecz z małym opóźnieniem.
– Skąd to pytanie?
– Ponieważ to z nią spotkał się Greg wieczorem, kiedy zniknął.
Clip usiadł prosto, z szybkością peemu wyrzucając z ust słowa:
– Odszukaliście ją? Gdzie ona jest? Może są razem. Myron ponownie spojrzał na Wina. Tym razem Win ledwo dostrzegalnie skinął głową. Też to zauważył.
– Nie żyje – odparł Myron.
Z twarzy Clipa spełzły kolory. Calvin milczał, tylko skrzyżował nogi. Jak na Johnsona Mrożonkę, był to ruch nie lada.
– Nie żyje?
– Konkretniej, zamordowano ją.
– O mój Boże!…
Clip skakał spojrzeniem od twarzy do twarzy, jakby szukał w nich odpowiedzi lub pocieszenia. Nie znalazł.
– Na pewno nie słyszał pan o Liz Gorman, Carli ani Sally? – spytał Myron.
Clip otworzył i zamknął usta. Nie wydał żadnego dźwięku.
– Zamordowano? – powtórzył.
– Tak.
– Była z Gregiem?
– Jako ostatni widział ją przy życiu. Jego odciski palców znaleziono w miejscu zbrodni.
– Miejscu zbrodni? – Clipowi drżał głos, patrzył nieprzytomnie. – Mój Boże, krew w suterenie. Zwłoki były w domu Grega?
– Nie. Ta kobieta zginęła w swoim mieszkaniu w Nowym Jorku.
– Przecież krew znalazłeś w suterenie Grega – zdziwił się Clip. – W pokoju zabaw.
– Tak. Ale zniknęła.
– Zniknęła? – spytał Clip zmieszanym i nieco poirytowanym tonem. – Jak to zniknęła?
– Uprzątnięto ją. – Myron utkwił w nim spojrzenie. – W minionych dwóch dniach ktoś wszedł do domu Grega i próbował zatuszować skandal.
Clip się wzdrygnął.
– Myślisz, że to ja? – spytał z nagłym ożywieniem w oczach.
– Tylko panu powiedziałem, że znalazłem tam krew. Chciał pan to utrzymać w tajemnicy.
– Decyzję zostawiłem tobie – odparował Clip. – Powiedziałem, że ją uszanuję, nawet jeśli uznam, że jest niewłaściwa. Oczywiście, że zależy mi na uniknięciu skandalu. To normalne. Ale czegoś takiego bym nie zrobił. Przecież mnie znasz, Myron.
– Mam wykaz rozmów telefonicznych tej kobiety. Dzwoniła do pana cztery dni przed śmiercią.
– Jak to: dzwoniła do mnie?
– W wykazie jest numer telefonu pańskiego biura. Clip zaczął mówić, urwał i zaczął od nowa.
– No cóż, być może dzwoniła, co wcale nie znaczy, że do mnie – odparł tonem dalekim od pewności. – Może rozmawiała z moją sekretarką.
Win odchrząknął, a potem przemówił po raz pierwszy od wejścia do gabinetu.
– Panie Arnstein.
– Tak.
– Z całym należnym szacunkiem, ale coraz trudniej mi znieść pańskie łgarstwa.
Clipowi opadły kąciki ust. Przywykłby młodsi mu kadzili, a nie zarzucali kłamstwo.
– Słucham?
– Myron bardzo pana poważa – ciągnął Win. – To godne podziwu. Bo niełatwo zasłużyć sobie na jego szacunek. Ale pan znał zabitą. Rozmawiał pan z nią przez telefon. Mamy dowód.
– Jaki dowód? – spytał Clip, mrużąc oczy.
– Po pierwsze, wyciąg rozmów…
– Już powiedziałem…
– Po drugie, pańskie słowa – dokończył Win.
Na twarzy Clipa pojawiła się czujność.
– O czym pan mówi? – spytał wolno.
Win złożył dłonie koniuszkami palców.
– Wcześniej Myron spytał, czy zna pan Liz Gorman lub kobietę o imieniu Carla albo Sally. Pamięta pan?
– Tak. Zaprzeczyłem.
– Właśnie. A potem powiedział panu… przytoczę dokładnie jego słowa, bo to ważne: „to z nią spotkał się Greg wieczorem, kiedy zniknął”. Niezręczne zdanie, zgoda, ale wypowiedziane z zamysłem. Pamięta pan dwa swoje kolejne pytania, panie Arnstein?
– Nie.
Clip chyba się pogubił.
– Brzmiały one, znów zacytuję dokładnie: „Odszukaliście ją? Gdzie ona jest?”.
Win zamilkł.
– Tak, i co z tego?
– Powiedział pan, ją” i „ona”. A przecież Myron spytał pana, czy zna pan Liz Gorman, Carlę albo Sally. Czy z jego słów nie wynikało, że chodzi o trzy różne kobiety? O „nie”, nie o „nią”. Ale pan od razu uznał, że te trzy imiona należą do jednej. Czy to nie dziwne?
– Co?! – wybuchnął Clip. – I pan to nazywa dowodem?!
Win pochylił się w fotelu.
– Dobrze pan zapłacił Myronowi za fatygę. W zwykłych okolicznościach zaleciłbym mu dalsze usługi dla pana. Chce pan przeszkodzić w śledztwie wszczętym z własnej inicjatywy, wolna droga. Poradziłbym, żeby wziął pieniądze i pilnował swego nosa. Ale Myron by mnie nie posłuchał. Jest wścibski. A co gorsza, hołduje staroświeckiemu nakazowi przyzwoitości, nawet gdy go o to nie proszą.
Win wziął oddech i usiadł wygodnie w fotelu, delikatnie stukając o siebie koniuszkami palców. Oczy wszystkich były zwrócone na niego.
– Rzecz w tym, że kobietę zamordowano. W dodatku ktoś majstrował w miejscu zbrodni. Zniknęła też osoba, która równie dobrze może być mordercą, jak i następną ofiarą. Innymi słowy, zachowanie w tej sytuacji klapek na oczach może się okazać zbyt niebezpieczne, a ewentualne koszty mogą przewyższyć potencjalne korzyści. Jako biznesmen, panie Arnstein, powinien pan to zrozumieć.
Clip milczał.
– Przejdźmy zatem do rzeczy. – Win rozłożył i złożył dłonie. – Wiemy, że ofiara morderstwa rozmawiała z panem. Albo zdradzi nam pan, co panu powiedziała, albo wymienimy uściski dłoni i się rozstaniemy.
– Najpierw rozmawiała ze mną – odezwał się Calvin.
Poprawił się na krześle. Unikał spojrzenia Clipa, ale niepotrzebnie. Clip nie przejął się wyjściem prawdy na jaw. Zapadł się głębiej w siedzenie – przypominał balon, z którego uchodzi powietrze.