– Podejrzewamy, że pewna kobieta szantażowała Grega – rzekł Myron. – Używała kilku nazwisk. Zwykle występowała jako Carla, ale też jako Sally lub Liz. W sobotę wieczorem ktoś ją zamordował.
Na tę wieść Felder osłupiał. A może tylko udał osłupienie.
– Policja z pewnością nie podejrzewa Grega…
– Podejrzewa – odparł Myron.
– Ale dlaczego?
Myron przedstawił w skrócie fakty.
– Greg był ostatnią osobą, z którą widziano ją w wieczór morderstwa. Na miejscu zbrodni znaleziono odciski jego palców. A w jego domu policja znalazła narzędzie, którym ją zabito.
– Przeszukali jego dom?
– Tak.
– Nie mogli.
– Uzyskali nakaz – powiedział Myron tonem adwokata gotowego do krętactw. – Znałeś tę kobietę? Tę Carlę czy Sally?
– Nie.
– Nie wiesz, gdzie jest teraz Greg?
– Pojęcia nie mam.
Myron nie potrafił orzec, czy Felder kłamie. Bardzo rzadko można poznać, czy ktoś kłamie, patrząc mu w oczy, śledząc język ciała i tym podobne. Zdenerwowani, wytrąceni z równowagi ludzie też mówią prawdę, a dobry kłamca będzie sprawiał wrażenie tak szczerego jak Alan Alda w charytatywnym teletonie. Tak zwani badacze języka ciała zwykle dawali się wystrychnąć na dudka.
– Po co Greg wyjął z konta pięćdziesiąt tysięcy dolarów w gotówce? – drążył dalej Myron.
– Nie pytałem – odparł Felder. – Już mówiłem, że nie wtrącam się do takich rzeczy.
– Pomyślałeś, że na hazard.
Felder znowu nie odpowiedział. Oderwał wzrok od podłogi.
– Mówisz, że ta kobieta go szantażowała?
– Tak – potwierdził Myron.
– Wiesz czym? – spytał Felder, wpatrując się w niego.
– Nie wiem. Chyba tym, że się hazarduje.
Felder skinął głową. Nie oglądając się za siebie, wymierzył pilota w telewizor za plecami i nacisnął kilka guzików. Na ekranie pojawił się szary śnieg, a potem czarno – biały obraz. Pokój hotelowy. Kamera filmowała z poziomu podłogi w górę. W pokoju nie było nikogo. Cyfrowy licznik pokazywał czas. Ustawienie kamery przypomniało Myronowi nagranie, na którym burmistrz Waszyngtonu Marion Barry popalał fajkę z crackiem.
Och, ach.
Czyżby o to chodziło? Seks w hotelu trudno uznać za podstawę do orzeczenia, że nie nadajesz się na rodzica, ale narkotyki? Czym lepiej zrównoważyć szale, jak ujął to Felder? Pokazaniem, że matka pali, wciąga krechy albo szprycuje się w pokoju hotelowym. Jakie wrażenie wywrze to na sędzim?
Lecz zaraz potem okazało się, że był w błędzie.
Drzwi pokoju hotelowego otworzyły się i weszła Emily.
Sama. Rozejrzała się niepewnie. Usiadła na łóżku, ale wstała. Zaczęła chodzić. Usiadła. Znów zaczęła chodzić. Zajrzała do łazienki, szybko z niej wyszła, nie spoczęła. Brała w palce wszystkie napotkane przedmioty – hotelowe broszury, kartę dań, program telewizyjny.
– Nie ma dźwięku? – spytał Myron.
Marty Felder pokręcił przecząco głową. W dalszym ciągu nie patrzył na ekran.
Myron śledził jak skamieniały dalszy ciąg nerwowego rytuału Emily. Nagle zamarła i zwróciła się w stronę drzwi. Z pewnością usłyszała pukanie. Podeszła do nich ostrożnie. W poszukiwaniu idealnego kochanka, pana Goodbara? Być może. Ale kiedy przekręciła gałkę i drzwi się otworzyły, zrozumiał, że znowu się pomylił. To nie pan Goodbar wszedł do pokoju.
Weszła pani Goodbar.
Kobiety chwilę rozmawiały. Z minibarku wzięły coś do picia. A potem zaczęły się rozbierać. Myrona ścisnęło w żołądku. Nim trafiły do łóżka, zobaczył aż za dużo.
– Wyłącz – poprosił.
Felder spełnił prośbę, wciąż nie patrząc na ekran.
– Mówiłem serio – rzekł. – Nie jestem z tego dumny.
– Jesteś wielki – powiedział Myron.
Wreszcie zrozumiał zajadłą wrogość Emily. Nagrano ją in flagranti – nie z mężczyzną, lecz z kobietą. Wprawdzie jej czyn nie był występkiem w oczach prawa, ale z pewnością wpłynąłby na decyzje większości sędziów. Taki już był ten świat. A skoro już o tym mowa, to Myron znał panią Goodbar pod innym przydomkiem – „Łomot”.
ROZDZIAŁ 29
Wrócił do agencji, zastanawiając się, co to wszystko znaczy. Po pierwsze, rola Łomot w tej sprawie nie była marginalna. Ale jaka? Uczestniczyła w spisku przeciwko Emily? A może ją także nagrano bez jej wiedzy? Były kochankami czy też spotkały się jednorazowo? Felder twierdził, że nie wie. Nagranie – w każdym razie fragment, który obejrzał – nie świadczyłoby kobiety łączyła duża zażyłość, ale w końcu nie był znawcą zagadnienia.
Przeciął Pięćdziesiątą Ulicę. Albinos w czapce Metsów i żółtych bokserkach włożonych na porwane dżinsy grał na hinduskim sitarze. Głosem przypominającym głosy starych Chinek z zaplecza pralni śpiewał klasyczną piosenkę Paper Lace z lat siedemdziesiątych, The Night Chicago Died. Oprócz instrumentu artysta miał puszkę, stos kaset i karton z napisem: „Autentyczny Benny i jego magiczny sitar, tylko 10 $”. Autentyczny? Akurat. Farbowany albinos, sitar, zmodulowana amplitudowo muzyka lat siedemdziesiątych? Dziękuję, postoję.
Benny uśmiechnął się do niego. Gdy doszedł do fragmentu, w którym syn dowiaduje się, że zginęło stu policjantów – w tym być może jego ojciec – zaszlochał. Wzruszające. Myron wcisnął mu do puszki dolara i przeszedł na drugą stronę ulicy, powracając myślami do nagrania z Emily i Maggie Łomot. Czy było ważne? Oglądając taśmę, czuł się jak obleśny typ, a odtwarzając ją w głowie, czuł się tak samo. Jeśli chodzi o Emily, był to zapewne tylko dziwaczny wybryk. Co mogło go łączyć ze śmiercią Liz Gorman? Nie dostrzegał związku. Nie potrafił też połączyć Liz Gorman z nałogiem Grega i jej roli w całej tej sprawie.
W każdym razie z nagraniem tym wiązało się kilka ważnych kwestii. Po pierwsze, zarzuty wobec Grega o krzywdzenie dzieci. Czy miały jakieś podstawy, czy też była to, jak wskazał Marty Felder, bezpardonowa zagrywka adwokatki reprezentującej Emily? Emily przyznała się przecież, że gotowa jest na wszystko, byleby zachować dzieci. Nawet zabić. Jak zareagowała na wieść o tej taśmie wideo? Do czego mogłaby się posunąć w reakcji na tak skandaliczne pogwałcenie prywatności?
Myron wszedł do biurowca na Park Avenue. Wymienił krótki windowy uśmiech z młodą kobietą w stroju biurowym. W kabinie jechało tanią wodą kolońską, którą szczędzący czasu na prysznic faceci zlewają się tak obficie, jakby lukrowali weselny tort. Młoda kobieta pociągnęła nosem i spojrzała znacząco.
– To nie ja – zapewnił Myron.
Chyba jej nie przekonał. Być może za ten afront dla zmysłu powonienia potępiała całą męską płeć. W tych okolicznościach nie należało jej się dziwić.
– Niech pani wstrzyma oddech – poradził.
Twarz miała zieloną jak wodorosty.
– Dzień dobry – powitała go z uśmiechem Esperanza, kiedy wszedł do biura.