Ale kto je usunął?
Logika podpowiadała trzy możliwości: 1) Greg Downing, 2) ktoś chciał ochronić Grega, 3) morderca.
Ale Greg nie mógł tego zrobić. Nawet jeśli przyjąć dopuszczalną przesłankę, że powrócił do domu, wychodząc z ukrycia, to jak znalazł krew? Przypadkiem zszedł do pokoju zabaw? Nie. Zbyt niedorzeczne. Zszedłby tam tylko wówczas, gdyby wiedział o krwi.
Myron zamarł.
Właśnie! Ten, kto usunął ślady krwi, wiedział, co zrobiła Emily. Nie natknął się na nie przypadkiem. Skąd się o nich dowiedział? Od niej? Niemożliwe. Emily nikomu by o nich nie powiedziała. A może ktoś widział, jak to robi? Jeszcze raz stanowcze „nie”. Bo w takim przypadku zabrałby również kij baseballowy. Co więcej, krew zniknęłaby, zanim znaleźli ją on i Win. Kluczowy był czas usunięcia jej z sutereny – nastąpiło to, gdy ujawnili swe odkrycie. Wygadali się. Ale komu?
Palec znów wskazał na Clipa.
Myron skręcił w drogę numer 3 i wjechał na tereny kompleksu sportowego Meadowlands. W przodzie wyłoniła się jak wielki statek UFO na białym lądowisku hala. Czy Clip Arnstein zabił Liz Gorman i usunął krew? Taka możliwość wchodziła w grę, jednak nie dawał jej wiary. W jaki sposób Clip dostał się do domu Grega? Na drzwiach nie było śladów włamania. Użył wytrycha? Wątpliwe. Wynajął zawodowca? Wątpliwe. Skoro z obawy, że sprawa się wyda, nie zlecił prywatnemu detektywowi, by sprawdził, czy Greg korzystał z kart kredytowych, to czy powierzyłby komuś usunięcie krwi osoby, którą zamordował? Jeszcze jedno nie dawało mu spokoju, kłując ostrym, stalowym szpikulcem: kobiece ciuchy w sypialni. Je również zabrano. Po co Clip usuwałby ślady po tajemniczej przyjaciółce Grega? Po co ktoś miałby to robić?
W głowie Myrona wirowały jak gumowe kaczuszki w wirze wodnym rozmaite wersje wydarzeń. Skupił się na powrót na tajemniczej przyjaciółce Grega. Czy to była Fiona White? Do niczego się nie przyznała, ale pewien był, że to nie ona. Czyż mogła mieszkać z Gregiem w tajemnicy przed tak obsesyjnie zazdrosnym mężem jak Leon? Może Grega i ją coś łączyło – przygodny seks w jakimś motelu – ale wątpił nawet w to. Im dłużej myślał o liściku obiecującym „najbardziej upojny wieczór”, tym bardziej wyglądał mu on na wabik niż na korespondencję kochanków. Logiczniejsza wydawała się odpowiedź, że Greg powiedział Leonowi prawdę, iż nigdy nie spał z cudzą żoną. Na tę myśl Myron znowu się zawstydził z powodu tego, co sam kiedyś mu zrobił.
Z radia leciała reklama. Supermodny mężczyzna i supermodna kobieta zachwycali się przesadnie piwem Molson’s Golden. Mówili ściszonymi głosami i śmiali się ze swoich kiepskich żartów. Myron zgasił radio.
Pytań wciąż było więcej niż odpowiedzi. Kiedy wyjął komórkę, żeby sprawdzić, czy coś się nagrało na telefoniczną sekretarkę Grega, zadrgały mu palce. Coś ścisnęło go w piersi, utrudniając oddychanie. Lecz uczucie to nie przypominało przedmeczowej tremy. W rzeczywistości było krańcowo odmienne.
ROZDZIAŁ 37
Myron szybko minął sekretarkę Clipa.
– Nie ma go! – zawołała.
Mimo to otworzył drzwi gabinetu. Światła były zgaszone, pokój pusty.
– Gdzie jest? – spytał, odwracając się.
Sekretarka, typowa herod – baba, która pracowała z Clipem chyba od czasów prezydentury Coolidge’a, złożyła ręce na biodrach.
– Nie mam najmniejszego pojęcia – fuknęła.
Z sąsiedniego pokoju wyszedł Calvin Johnson. Myron podszedł do niego. Zaczekał, aż wejdą do środka i znajdą się za drzwiami.
– Gdzie on jest? – spytał.
Calvin podniósł ręce.
– Nie wiem. Dzwoniłem do jego domu, ale nie podniósł słuchawki.
– Ma telefon w samochodzie?
– Nie.
Myron pokręcił głową i zaczął przemierzać gabinet.
– Skłamał mi – powiedział. – Sukinsyn mnie okłamał.
– Jak to?
– Spotkał się z szantażystką.
Calvin uniósł brew. Podszedł do fotela za biurkiem i usiadł.
– O czym ty mówisz? – spytał.
– Wieczorem w dniu morderstwa Clip pojechał do jej mieszkania.
– Przecież miała się z nami spotkać w poniedziałek.
– Słyszałeś to od niej?
Calvin skubnął podbródek kciukiem i palcem wskazującym. Od jego łysiejącego czoła odbiły się ruchome światła na szynie. Twarz miał spokojną niczym tafla stawu.
– Nie – odparł wolno. – Wiem od Clipa.
– Okłamał cię.
– Ale dlaczego?
– Bo coś ukrywa.
– Wiesz co?
– Nie. Ale dziś wieczorem się dowiem.
– Jak?
– Szantażysta wciąż chce sprzedać wiadomość – odparł Myron. – Kupno zaproponował mnie.
Calvin przechylił głowę.
– Powiedziałeś, że nie żyje.
– Ta kobieta miała partnera.
– Rozumiem. – Calvin lekko skinął głową. – I dziś się spotykacie?
– Tak. Ale jeszcze nie wiem o której i gdzie. Ma zadzwonić.
– Rozumiem – powtórzył Calvin. Zwinął dłoń w pięść i odkaszlnął. – Jeśli jest to coś niedobrego… coś, co może wpłynąć na wynik jutrzejszego głosowania…
– Zrobię, co należy, Calvin.
– Oczywiście, niczego nie sugeruję.
Myron wstał.
– Daj mi znać, kiedy się zjawi.
– Jasne.
Myron wszedł do szatni. T.C. siedział w przedmeczowej pozie – nieruchomy, rozwalony na krześle w kącie, ze słuchawkami walkmana w uszach i wzrokiem utkwionym przed siebie. Nie zareagował na jego wejście. W szatni był też Leon. Również unikał jego wzroku. Nic dziwnego.
Do szatni weszła Audrey.
– Jak ci poszło z… – zaczęła, ale uciszył ją ruchem głowy. Dała znak, że rozumie. – Dobrze się czujesz? – spytała.
– Tak.
– Myślisz, że nas słyszą?
– Unikam ryzyka.
Spojrzała w prawo i lewo.
– Odkryłeś coś nowego?
– Mnóstwo – odparł. – Dziś wieczorem dostaniesz materiału od groma i jeszcze trochę.
Jej oczy mocniej rozbłysły.
– Wiesz, gdzie on jest? – spytała.
Skinął głową. Drzwi szatni otworzyły się i pojawił się Calvin. Pochylił się, zamienił kilka słów z trenerem Kiperem i wyszedł. Myron spostrzegł, że skierował się w prawo, do wyjścia, a nie do biura, które znajdowało się po przeciwnej stronie.
W jego kieszeni zadzwoniła komórka. Myron spojrzał na Audrey, a ona na niego, po czym przesunął się bliżej kąta i odebrał telefon.
– Halo?
– Masz pieniądze? – spytał elektronicznie zmieniony głos.
– Dzwonisz nie w porę – rzekł Myron.
– Odpowiedz na pytanie.
Leon wciągnął spodenki. T.C. stał, kołysząc głową w rytm muzyki.
– Mam – odparł Myron. – Mam też dziś wieczorem mecz.
– Daruj go sobie. Znasz park Overpeck?
– Ten w Leonii? Znam.
– Zjedź z prawej strony autostrady Dziewięćdziesiąt Pięć. Przejedź pół mili i znów skręć w prawo. Zobaczysz zaułek. Stań tam i wypatruj światła latarki. Podejdź z rękami w górze.
– A co z hasłem? Uwielbiam hasła.
– Masz kwadrans. Nie spóźnij się. Przy okazji, twój superbohaterski partner jest w tej chwili w biurze na Park Avenue. Pod obserwacją. Jeżeli stamtąd wyjdzie, nici z umowy.