Выбрать главу

go sobie z rąk...? Od czego jest wyobraźnia! Możesz wymyślać i spisywać niestworzone historie.

Najwyżej sprostujesz te brednie w następnym numerze, na ostatniej stronie, drobnym druczkiem.

Że ugodzą ego twojej ofiary? Że zniszczą jej małżeństwo czy karierę? Sorry! Było nie pchać się na świecznik! Nikt nikomu nie każe celebrycić, no nie? Zamiast wykonywać zawód

„patrzcie, jaka jestem piękna i zdolna-do-wszystkiego” można być na przykład dziennikarską hieną, no nie? Mi nikt kompromitujących fotek nie pstryka, nikt o mnie nie pisze: „Joanna Reszka ma nowego kochanka”. Szkoooda... Przydałby mi się.

Wiesz co, Kinga? Gdy tak na ciebie patrzę, teraz w tej kiecce i fryzurze nadawałabyś się na pierwsze strony gazet. Nie myślałaś o aktorstwie? Jesteś naprawdę śliczna, jak się postarasz.

Mogłabyś być kolejną gwiazdką M jak miłość. Albo dupcią jakiegoś bogatego starucha, który ustawiłby cię na resztę życia.

Ja ci mówię, Kinga, ty się marnujesz pod tym mostem. Przemyśl sprawę. Ulica może poczekać. Chcesz, załatwię ci spotkanie z takim jednym starym, bogatym capem... Chociaż on gustuje w nastolatkach. Ty jesteś za stara. Hahaha.

Ej, Kinga, nie obrażaj się! To tylko takie niewybredne dziennikarskie żarty! O tym my, dziennikarze, gadamy, czekając na wywiad czy przyjazd celebrytów: kto, z kim i w jakim celu.

Dla miłości, prawdziwej szczerej miłości w tym światku nie ma miejsca.

Chyba nie tylko w tym... Im dłużej żyję, tym bardziej cyniczna się staję... Doszło do tego, że gdy widzę młodą parę – ona w bieli, cała szczęśliwa, on w garniturku, wzruszony, ale gra twardziela – zastanawiam się, kiedy pan młody zaliczy pierwsze „zapomniałem się”, a panna młoda, już nie taka śliczna i szczęśliwa, złoży papiery rozwodowe. I czy będzie przedtem miała choć raz drutowaną szczękę, czy może w tym akurat małżeństwie obędzie się bez rękoczynów.

Kobieto... ile ja się na takie tematy napisałam. Ile wysłuchałam opowieści o bandytach katujących żony za zamkniętymi drzwiami, przy cichej zgodzie sąsiadów i rodziny... Ale wiesz, co napawa mnie prawdziwym przerażeniem? Że skurwysynom znęcanie się nad kobietami przestało ostatnio wystarczać. Biorą się za dzieci. A jeszcze gorsze jest to, że na małych bezbronnych gnojkach, na niemowlęciu czy paruletnim srajtku, wyżywać się zaczynają mamuśki. Zabiłabym sukę, co bierze maleńkie dziecko i o podłogę nim, rozwalić główkę. A gdy dzieciak jeszcze żyje, to udusić gołymi rękami... A już nasze sądownictwo, które na własny użytek nazywam nie wymiarem sprawiedliwości, ale bezmiarem niesprawiedliwości, to śmiech na sali. Skurwysyn-morderca dostanie pięć lat w zawiasach, bo na tyle sąd wyceni życie zakatowanego dziecka, a kurwy-morderczyni nie zamkną wcale, bo działała w szoku poporodowym... Ej, Kinga, co z tobą?! Dziewczyno, nie będziesz mi tu chyba mdlała!! Napij się... czegokolwiek. Tak, może być wódka! Coś ty taka wrażliwa? Przecież to tylko opowieści dziwnej treści! To ja mam do czynienia z pierdolonymi psycholami, nie ty! Jezu, jacy ci ludzie dzisiaj dziwni. Jedni znęcają się nad innymi, drudzy nie mogą nawet o tym słuchać.

Masz chusteczkę, to daj, bo oczy mi łzawią. Nie, nie z powodu tych biednych dzieciaków, uodporniłam się. To alergia. Pewnie na kocią sierść.

Miało być o mnie? No tak. Na pewno jesteś bardziej ciekawa mojej historii, niż takiego jednego, co podpalił swoją... No dobra, ale naleję sobie żołądkowej gorzkiej, bo bez wsparcia ani rusz. Czy ten twój kot mógłby nie sikać mi do kapci, skoro ma kuwetę z piaskiem podpieprzonym z piaskownicy? I od czasu do czasu powinien choć udawać, że mnie lubi. Jest bądź co bądź na moim garnuszku. Sorry, Kinga, to też żart. Lubię i ciebie, i tego burasa, choć doprawdy nie wiem czemu...

Wiesz, jak poznałam twojego męża? Pewnie nie wiesz. Na pewno chcesz o tym usłyszeć?

Jechaliśmy razem windą, na ostatnie piętro biurowca, w którym ja musiałam załatwić sprawę z polisą ubezpieczeniową, bo coś tam spieprzyli, a on... pewnie też. W windzie na początku był tłok.

Królik – tak do niego potem mówiłam – stanął tuż za mną, czułam jego udo na moim udzie i...

masz rację, że był dobry w te klocki, i musiał wydzielać jakieś feromony, wabiące samice, bo nagle poczułam, jak robi mi się ciepło między nogami. I jak w udo wbija mi się fiut tego faceta.

Powinnam była się odsunąć, kurwa, normalnie tak bym zrobiła! Może jeszcze syknęłabym jakieś

„spierdalaj, koleś”, ale ja... przesunęłam się odrobinę i naparłam na niego tak, że twardą wypukłość miałam dokładnie między nogami. Kinga... sorry, nie powinnam ci tego opowiadać...

gdy wysiadł ostatni gość – a musisz wiedzieć, że winda była przeszklona i wystarczyło, żeby ktoś w budynku zadarł głowę i nas dwoje zobaczył – Krzysiek zatrzymał ją między piętrami, rozpiął

rozporek, wyjął fiuta i zerżnął mnie tak, jak jeszcze nikt przed nim i nikt po nim. Musiał zatkać mi usta ręką, bo darłam się jak opętana, przeżywając orgazm stulecia.

Trwało to ze dwie minuty.

On zapiął rozporek, ja obciągnęłam spódnicę. Winda ruszyła. Gdy wysiadał, dałam mu swoją wizytówkę. Schował ją do kieszeni na piersi. Możesz mi nie wierzyć, ale przez cały ten czas nie odezwał się ani słowem. Jego głos poznałam następnego dnia, gdy zadzwonił, mówiąc, że jest właśnie w mojej okolicy. „Wpuścisz mnie na parę minut?”

Wpuściłam.

I tak jak poprzednio trwało to parę minut. Za to dochodziłam do siebie parę dni, tak mnie wyobracał... A wiesz, jak się czułam? Jak narkoman na głodzie.

W mordę, faceta nie znałam. Nie wiedziałam nawet, jak ma na imię i gdzie mieszka.