Выбрать главу

Naprawdę, gdybym mogła cofnąć czas, zamiast podstawić się łajzie w tej windzie, dałabym mu kopa w jaja i wezwała ochronę, a może i o napaść seksualną bym skurwiela oskarżyła, tak więc wybacz mi, Kinga i... zostań jeszcze przez parę dni tutaj ze mną. Mimo tej psychozy –

dokończyła szczerze, choć z wysiłkiem.

Kinga patrzyła na okrągłą twarz swojej nowej przyjaciółki, na jej zmartwione oczy i drżącą dłoń, którą odgarniała z czoła kosmyk tłustych włosów.

„Myślisz, że trafiłam do psychiatryka, bo Król puścił mnie kantem? Bardzo dobrze. Myśl tak dalej. Dotąd, aż zdobędę się na odwagę i powiem, dlaczego tak naprawdę zamknięto mnie na oddziale ścisłego nadzoru i trzymano tam przez pół roku”.

– Słuchaj, Kinga, a może... może zrobimy zupełnie coś innego? Poszukamy jakiejś małej, niedrogiej kawalerki, gdzie zamieszkasz ze swoim kotem, znajdziemy ci jakąś skromną, ale zacną pracę, żebyś zarobiła na chleb z masłem i puszkę whiskasa...? Co ty na to? Widzisz, trochę o tobie myślałam którejś nocy i może na początek nie będzie to nic wielkiego, ale mogłabyś sprzątać mieszkania. Moje, moich znajomych? Trudno jest znaleźć dobrą, uczciwą pomoc domową, a ty przecież jesteś uczciwa, prawda? Nie kradniesz...

– Kradnę – wtrąciła Kinga. – Gdy jestem głodna, kradnę.

Aśka westchnęła ciężko.

– Jeeezu, kobieto, ty potrafisz zniechęcić człowieka, który próbuje ci pomóc. Przecież nie powiem kumpeli: „Słuchaj, znalazłam świetną sprzątaczkę, jest bardzo pracowita i ogólnie okej, tylko kradnie”! Czy gdy jesteś najedzona, również kradniesz? – spytała oficjalnym tonem.

– Nie. Wtedy nie. – Kinga z trudem powstrzymywała się od śmiechu. Bawiły ją usilne próby świętej Joanny, by uratować Bezdomnej życie. Święta Joanna nie dopuszczała do świadomości prostego faktu: niektórych nie da się uratować, ot co!

Nawet jeśli Kinga będzie miała gdzie przytulić głowę i co do garnka włożyć, demony szarpiące jej duszę nie znikną. Ciepły kąt i pełna miska nie zapełnią pustki. Aśka, spędzająca samotnie Wigilię w swym cudnym apartamencie, doskonale powinna o tym wiedzieć.

– To co? Poszukamy w necie miłego mieszkanka dla ciebie? – Słysząc, że Kinga nie jest notoryczną złodziejką, już się podrywała, gotowa do działania.

– Dlaczego nie spędzasz tych świąt z rodziną? – odpowiedziała pytaniem Bezdomna i

potem patrzyła, jak Aśka maleje, niknie w fotelu, niczym przekłuty balon. – Szczerość za szczerość, pani Asieńko.

– Ale to pozostanie między nami? Ty nie zdradzisz mnie, ja nie zdradzę ciebie?

Kinga poważnie skinęła głową. Była pewna, że ma więcej do ukrycia niż Aśka Reszka.

Aśka

Szczerość za szczerość, droga Kingo, i zaufanie za zaufanie... W czasach odurzenia twoim mężem – oczywiście „z żoną się rozwodzę” – byłam zupełnie inną kobietą, niż jestem teraz.

Patrzysz na mnie i widzisz zapuszczoną wielorybicę, wtedy zaś byłam szczupła jak sarenka, do czego wydatnie przyczyniały się spalane podczas dzikiego seksu kalorie, a i apetyt na cokolwiek innego również straciłam. No tak, znasz mnie przecież z tamtych czasów, widziałaś moje zdjęcie, a śmiem domniemywać, że nie raz i nie dwa razy śledziłaś niewiernego małżonka i widziałaś, z kim się spotyka. Zgadłam? Okej, spowiadam się dalej...

Emanowałam więc seksapilem, urodą i pewnością siebie. Byłam gwiazdą brukowego

dziennikarstwa. Brylowałam na salonach i żadna impreza, żadne przyjęcie, na które spraszano mały wredny światek celebrytów, bez Aśki Reszki odbyć się nie mogły. Pisałam najlepsze artykuły, znałam najpikantniejsze plotki, pierwsza wiedziałam, kto z kim się schodzi, a z kim rozchodzi. Jeśli zaś nie wiedziałam, to i tak pisałam, pierdolona jasnowidząca i załgana suka.

Taka byłam.

Do dnia, w którym pierwszy ogier Rzeczypospolitej (przypomnij mi, co ja takiego w tym łajzie widziałam?) nie dał mi kopa, w dosadnych słowach argumentując, dlaczego już nie chce ze mną przestawać.

Jeeezu, Kinga, polej, bo na trzeźwo nie mogę. Teraz będzie najlepsze.

Widzisz... ja tego dnia nie miałam okresu ani pms, ja... zrobiłam sobie rano test ciążowy i wypadły dwie kreski. Jak wół. Poleciałam do apteki po drugi i to samo. Trzeciego testu robić nie musiałam, bo od dwóch tygodni rzygałam rano jak kot i to wystarczyło za potwierdzenie.

Gdy więc wpadł na szybki numerek twój/mój Krzyś, podsunęłam mu pod nos plastikowe czarodziejskie pudełeczko z dwiema kreseczkami i oznajmiłam:

– Będziemy mieli dzidziusia.

A ten jak mi nie przypieprzy!

Wierz mi, Kinga, ten bydlak potrafił przypierdolić. Zresztą sama pewnie wiesz. Ja wpadłam na krzesło, runęłam razem z nim i dosłownie nakryłam się nogami. Byłam pewna, że złamał mi szczękę, ale nie. Podniosłam się, bojąc się drania straszliwie, wysłuchałam, jaka to jestem zapuszczona, obleśna i za stara, milcząc odprowadziłam go do drzwi i dopiero jak wyszedł, wybuchnęłam płaczem. Ryczałam jednocześnie z ulgi – bo tylko uderzył, a mógł zabić – i z nienawiści. I żalu nad własną głupotą. Roiłam sobie, że weźmiemy ślub i będziemy wychowywać nasze dzieciątko w dostatku, spokoju i szczęśliwości, a Krzyś Król będzie wiernym i kochającym mężem, a także troskliwym tatusiem... Proszę, nie śmiej się ze mnie, bo tak mi wstyd za te urojenia... A właśnie, że się śmiej! Dobrze mi tak! Myślałam, że to ty jesteś głupią cipą, przez którą Krzyś tylko cierpi i szuka pocieszenia w moich ramionach, więc możesz się teraz zemścić i szydzić ze mnie tak, jak ja wtedy szydziłam z ciebie...

Nie. Widzę, że wcale ci nie do śmiechu.

Mam nadzieję, że na tobie bydlak się nie wyżywał fizycznie? Robił to? Skurwiel...

Zostałam więc sama z dodatnim testem – na moje szczęście nie był to test na HIV –

puchnącym policzkiem i galopadą myśli: co robić?! Przecież nie urodzę dziecka teraz, gdy moja kariera rozkwita! W ogóle nie urodzę! Ani teraz, ani nigdy, bo nie nadaję się na matkę! Nigdy nie ciągnęło mnie do słodkich bobasków, nie zaglądałam matkom do wózków, nie gruchałam do obcych niemowląt. Nie! Dziecko to ostatnie, na co miałam ochotę. No, chyba że posłużyć miało jako haczyk na Krzysia, wtedy podrzuciłabym je niańce i jakoś by było, ale tak? Sama? Panna z dzieckiem? I to dzieckiem skurwysyna, którego nienawidziłam całym jestestwem?! O nieee, niedoczekanie...!