Выбрать главу

Włączyła się poczta głosowa.

Nic to. Spróbuje jeszcze raz. Aż do skutku.

Aśka Reszka, gdy coś postanowiła, była jak pitbulclass="underline" nie odpuszczała ani na krok,

zaciskając szczęki coraz mocniej.

Dwa dni później czekała na Kingę w jej maleńkim mieszkanku, z nudów pastując i

polerując drewniany stary parkiet. Słysząc klucz przekręcany w zamku, podniosła głowę i z szerokim uśmiechem na ustach wstała z klęczek. Na końcu języka miała pytanie: „No i gdzieś ty, Kingusiu, się podziewała?”, ale... nie zadała go. Uśmiech zgasł. Kinga, która stała w drzwiach, nie była tą samą osobą, którą Aśka widziała zaledwie dwie doby wcześniej. Jeśli do tej pory Bezdomna wyglądała jak bezdomna, to w tym momencie przypominała upiora.

Ścierka do polerowania podłogi wypadła Aśce z rąk. Kobieta cofnęła się o krok, mając w mózgu tylko trzy słowa: psychoza maniakalno-depresyjna.

Kinga była sina z zimna, oczy błyszczały jej jak zdziczałemu psu, włosy spod kaptura kurtki sterczały jak wiedźmie, a ręce miała zgięte niczym szpony, z połamanymi paznokciami, uwalanymi ziemią.

Weszła do środka, zamknęła drzwi i bez słowa przeszła do łazienki.

Aśka, nadal stojąc bez ruchu pod oknem, słyszała szum nalewanej do wanny wody. Bury kot, niczym się nie przejmując, podszedł pod zamknięte drzwi i zamiauczał prosząco.

Jeszcze dwa dni temu Kinga by go pewnie wpuściła albo zagadała serdecznie – Aśka

wiedziała, że Bezdomna w głębi serca pokochała tego brudasa – ale to było dwa dni temu. Teraz upiór zamknięty w łazience rzucił przekleństwem. Kot ucichł, patrząc na klamkę zielonymi oczami, jakby się zastanawiał: wejść czy nie wejść.

– Nie wchodź – szepnęła Aśka. – Dajmy jej ochłonąć, cokolwiek by się stało. Może to z zimna? Zrobię jej gorącej herbaty, a ty ewakuuj się lepiej pod szafę.

Kwadrans później Kinga wyszła z łazienki, wyglądając o niebo lepiej. Tylko oczy nadal błyszczały obłędem.

– Nie znalazłam jej – wyszeptała, siadając naprzeciw dziennikarki. – Nie znalazłam.

Oparła głowę na ramionach i rozpłakała się.

– Znajdziesz następnym razem – próbowała pocieszyć ją Aśka, ale Kinga poderwała

głowę, krzyknęła:

– Zamknij się! Po prostu się zamknij! – i szlochała dalej.

Dziennikarka wbiła wzrok w blat stołu, myśląc o ludzkiej niewdzięczności. Gdyby nie historia, którą Kinga skrywała...

Płacz cichł powoli. Bezdomna ujęła wreszcie w dłonie kubek z herbatą i upiła łyk, potem drugi. Aśka podsunęła jej talerzyk z kanapkami, które też zdążyła zrobić, ale tamta pokręciła głową. Już herbata z trudem przechodziła przez zaciśnięte spazmatycznie gardło.

Siedziały w milczeniu, dopóki nie przypomniał o sobie kot. Podszedł do Kingi ostrożnie, zajrzał jej w twarz, a widząc, że dziki blask w oczach jego pani przygasł, wskoczył jej na kolana.

Kinga pogładziła zwierzę po łebku. Zamruczało. Gardło zacisnęło się ponownie. Czy rozpacz kiedykolwiek minie?

– On ma na imię Kacper – rzekła nagle dziennikarka.

Kinga podniosła na nią opuchnięte od łez i niewyspania oczy.

– Twój znajda. – Aśka wskazała wzrokiem kocura. – Ma właściciela, który nazwał go

Kacper. Widzisz, uznałam, że trzeba dbać o przyjaciół naszych przyjaciół, i pojechałam z kotem do weterynarza, wiesz, na szczepienie, odrobaczenie i ogólne badanie, a lekarka przy okazji sprawdziła, czy zwierzak nie jest zaczipowany, i wyobraź sobie, że jest! Odczytała dane właściciela, który zgłosił zaginięcie swojego kota, ale mi mogła podać tylko telefon i imię. Imię kota. Kacper.

Kinga słuchała tego w milczeniu, machinalnie głaszcząc mruczące zwierzę.

– Dzwoniłam pod ten numer wielokrotnie, ale nikt nie odbierał. Wreszcie wysłałam

esemesa i...

Leżąca na stole komórka w tym momencie rozdzwoniła się.

Aśka porwała ją, rzucając do Kingi:

– To on! To ten numer! – a potem odezwała się do telefonu: – Halo? Tak, ja. Tak,

znalazłam Kacpra. Przybłąkał się do mojej przyjaciółki... – W tym momencie Kinga uniosła brwi. Były z Aśką przyjaciółkami? – Jest tutaj, z nami. Na Dąbrowskiego. O, to może pan wpaść.

Kot się pewnie ucieszy. Dąbrowskiego siedem, mieszkania dwa. Tak, czekamy. Do zobaczenia.

Aśka odjęła komórkę od ucha i spojrzała na Kingę rozpromienionym wzrokiem.

– Ty patrz! Znalazł się właściciel twojego burasa! Może dostaniesz nagrodę!

Kinga, nadal głaszcząc kota po grzbiecie, pomyślała, że nie chce żadnej nagrody, chce zatrzymać to zwierzę, bo... no właśnie, bo uratowało jej życie. Bo na nią czeka. Bo mruczy pod jej dotykiem. Bo trwa przy niej od tamtej strasznej nocy. Bo nie jest już sama. Ma się kim opiekować i ktoś opiekuje się nią. To właśnie przemknęło Bezdomnej przez myśl, ale widząc oczekiwanie na twarzy Aśki, niknący uśmiech i rozczarowanie w oczach, rzekła na głos:

– Świetnie. Dziękuję ci. Kacper też ci dziękuje.

Na dowód, jak oboje są szczęśliwi, pomachała Aśce kocią łapą.

Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi. Dziennikarka poderwała się, by otworzyć.

Kinga wstała, tuląc kota do siebie, jakby chciała na zawsze zapamiętać ciepło jego ciała. Drzwi uchyliły się, Aśka zaprosiła gościa szerokim gestem do środka, mężczyzna zrobił krok do przodu i... stanął jak wryty. Kinga zbladła. Kot wysunął się jej z rąk.

– T-to ty – wyjąkał mężczyzna.

Aśka patrzyła to na jedno, to na drugie, nic nie rozumiejąc, ale... coś zaczęło jej świtać.

Czyżby...?

– Szukałem cię. Chciałem przeprosić – wyrzucił z siebie nieznajomy. Nieznajomy dla Aśki, bo Kinga znała go chyba doskonale. – Byłem w Bydgoszczy, ale twoi rodzice nie chcieli ze mną rozmawiać. Adresu w Warszawie nie znałem, ale próbowałem... Kinga, powiedz coś –

poprosił błagalnym tonem, zupełnie niepasującym do mężczyzny będącego na pierwszy rzut oka prezesem jakiejś firmy. To Aśka potrafiła ocenić. Ale, ale: taki facet i zwykły bury kot? Taki facet i... Kinga? Litości!

– Wejdź. Nie stój w otwartych drzwiach – powiedziała zaskoczona niespodziewanym

spotkaniem Kinga. Nieco wbrew sobie, bo powinna cisnąć w mężczyznę kotem, a następnie przekleństwem, ale... to, co zrobił, było już nieważne. To zaś, co zrobiła ona...

Właściciel kota wszedł do pokoju, a Aśka stwierdziła, że doprawdy jest na kim oko

zawiesić. Był wysoki, świetnie zbudowany i przystojny. Brązowooki blondyn, czyli to, co tygryski lubią najbardziej. Ale Bezdomne chyba mniej, bo w spojrzeniu Kingi nie było za grosz ciepła, o zachwycie nie wspominając.

– Poznajcie się – zaczęła wypranym z uczuć głosem – to mój... były przyjaciel, Cezary Grabski, to moja obecna przyjaciółka Joanna Reszka.

Podali sobie dłonie. Aśka nie miałaby nic przeciwko temu, by Czarek przytrzymał jej rękę w swojej odrobinę dłużej, niż wypada, ale on widział tylko Kingę. Poczuła się jak zbędny mebel.

Wiedziała, że powinna pożegnać się i wyjść, zostawiając tych dwoje sam na sam, bo mieli chyba sobie wiele do wyjaśnienia, ale... ten facet był częścią historii Kingi, a Aśka była zdecydowana poznać całą historię. Usiadła więc cichutko w kąciku na kanapie, zostawiając całą przestrzeń Kindze i jej byłemu przyjacielowi.