Выбрать главу

Mnie pocałunki i obściskiwania przestały dość szybko wystarczać. Byłem napalonym nastolatkiem i pragnąłem mojej dziewczyny jak mężczyzna, a nie szczeniak. Kinga zaś broniła swojego dziewictwa aż do matury.

Tego dnia gdy odebrała świadectwo, zrobiliśmy to na leśnej polanie i... miłość do Kingi nagle mi przeszła. Zaliczona, odprawiona.

Owszem, uprawialiśmy seks codziennie, aż do października – ona coraz bardziej we mnie zakochana, ja coraz mniej – potem wyjechaliśmy na studia: Kinga do Warszawy, ja do Torunia.

Przed wyjazdem dałem jej do zrozumienia, że oboje jesteśmy wolni, nic nas oprócz fantastycznych chwil spędzonych w naszym gniazdku miłości nie łączy i ona może sobie kogoś znaleźć, a ja... ja być może już kogoś mam.

Dlaczego byłem tak bezmyślnym, podłym palantem? Nie mam pojęcia.

Chciałem zaliczać kolejne dziewczyny, a Kingę zostawić sobie na deser. Na weekendy w domu, w Bydgoszczy. I tak właśnie było.

Do momentu gdy wyznała mi, że poznała kogoś na studiach, kogoś, kto znaczy dla niej coraz więcej, i... Moja miłość do Kingi nagle wróciła. Znów pragnąłem tylko jej. Dzwoniłem, pisałem ogniste maile, wspominałem nasze czułe spotkania na leśnej polanie, i nie tylko tam, bo prawdę mówiąc, kochaliśmy się wszędzie, gdzie tylko nas głód seksu dopadł... Miałem nadzieję, że Krzysztof te maile przeczyta i Kinga znów będzie moja, ale czy tak się stało? Nie wiem.

Wiem, że uwodziłem Kingę w każdy weekend, a ona nie potrafiła mi się oprzeć. Była coraz smutniejsza, coraz bardziej rozdarta między wiernością do tamtego a dzikim pragnieniem mnie, ale nie zważałem na te humory. Brałem moją dziewczynę, gdy tylko pojawiała się w zasięgu ręki.

Aż do pewnego dnia, gdy drżącą dłonią wręczyła mi test ciążowy, na którym wyraźnie widać było dwie ciemne kreski.

Udałem idiotę:

– Co to jest?

Kinga patrzyła tylko na mnie wielkimi, przerażonymi oczami. Miała dopiero dwadzieścia lat, przed sobą całe życie i... dziecko w drodze. Moje dziecko?

Cisnąłem jej ten test w twarz, wygarnąłem od puszczalskich, zostawiłem wstrząśniętą i jeszcze niewierzącą w to, co powiedziałem tam, gdzie się spotkaliśmy, po czym następnego dnia już mnie nie było. A parę tygodni później, gdy Kinga pukała do drzwi mojego domu, rodzice z przyjaznym uśmiechem wyjaśnili jej, że Czaruś wyjechał na stypendium do Stanów. To prawdziwy cud, że tak szybko dostał wizę, prawda?

To prawdziwy cud, że piorun z jasnego nieba we mnie nie strzelił za to, co jej zrobiłem.

Przez następne lata miałem moją Kingę na oku.

Wiedziałem, że wzięła z tamtym dupkiem ślub, pewnie jego łapiąc na dziecko. Wiedziałem, że poroniła, i... odetchnąłem z ulgą.

Wiedziałem też, że kiedyś wrócę i ona znów mi się nie oprze, należało jedynie odczekać, aż wściekłość, żal i rozczarowanie miną, aż odpisze na któryś z moich maili zwyczajnie, jak staremu przyjacielowi z dzieciństwa.

Gdy to nastąpiło, wróciłem do kraju.

Pierwsze kroki skierowałem do domu Kingi w Bydgoszczy.

Była tam. Czekała na mnie.

Zaczęliśmy wszystko od początku: potajemne spotkania, obłędny seks w przygodnych motelach, gdzie nikt nas nie znał i nikt nie doniesie zdradzanemu małżonkowi, że jest robiony w konia. Ale tego było mi za mało. Ja chciałem, by tamten się o nas dowiedział. Kinga była jednak ostrożna. Nie znałem jej adresu, nie miała przy sobie notesu z telefonami. W jej telefonie, kupionym specjalnie, by dzwonić do mnie i tylko do mnie, nie było żadnych innych numerów...

Tak. Kinga była ostrożna.

Szkoda, że nie uważała tak samo, jeśli chodzi o antykoncepcję, a może nie chciała uważać?

– Biorę pigułki – mówiła za każdym razem, gdy wyciągałem prezerwatywę. – Lubię czuć cię bez tego.

Ja też lubiłem.

Bardzo lubiłem.

Do momentu gdy po raz drugi położyła na stole między nami test ciążowy z dwiema jakże wymownymi kreskami.

Chryste, mogłem ją mieć. Mogłem mieć moją Kingę od tej chwili na zawsze. Dlaczego po raz drugi okazałem się takim dupkiem, skurwielem i kretynem?! Powiedziałem jej dokładnie to samo, niemal słowo w słowo, co za pierwszym razem. Że skoro puszcza się z każdym, musi sama ponieść tego konsekwencje. Na do widzenia dorzuciłem:

– Może i tym razem poronisz.

Strzeliła mnie w twarz – i należało ci się, bydlaku – z taką siłą, że do dziś czuję to uderzenie, choć opuchlizna z policzka dawno zeszła.

Zostawiłem ją, jak poprzednio, w zimnym i obcym hotelowym pokoju i nie oglądając się za siebie, ponownie prysnąłem za granicę robić karierę w międzynarodowej korporacji, a przy okazji coraz większe pieniądze. Zaliczałem też każdą kobietę, która wpadła mi w oko, bo...

powiedzmy, że takie miałem hobby. Żadna jednak nie wzbudzała we mnie takich uczuć jak swego czasu Kinga.

Gdy to sobie uświadomiłem, gdy zrozumiałem, jak głęboko kocham tę dziewczynę... było za późno.

Kinga zniknęła. Jej rodzice nie wpuścili mnie za próg. Zacząłem szukać mojej miłości w Warszawie, choć nie miałem pewności, że tu ją znajdę, ale przepadła jak kamień w wodę. Gdy w końcu detektyw, którego wynająłem, znalazł adres jej mieszkania, okazało się, że ma już nowego właściciela, który nie wiedział nic o Kindze Król, a transakcję zawarł z jej mężem czy raczej byłym mężem.

To dało mi satysfakcję – Kinga znów była wolna, ale gdzie jej szukać? Czy człowiek może zniknąć, ot tak, nie zostawiając po sobie żadnych śladów?

Odnalazłem Krzyśka Króla, ale zatrzasnął mi drzwi przed nosem i uprzedził, że jeśli jeszcze raz się pojawię na progu jego domu, to wezwie policję. O swojej byłej żonie nie zająknął

się ani słowem.