Выбрать главу

Powoli traciłem nadzieję, choć detektyw wciąż nie odpuszczał.

I oto... oto znalazłem ją!

Znalazłem moją Kingę!

Czy raczej jej cień...

Mam teraz trzydzieści dwa lata, pragnę założyć rodzinę. Chcę mieć duży dom, pełen dzieci, których matką będzie ona. I zrobię wszystko, by zdobyć Kingę ponownie. I nie spieprzę tego po raz trzeci, bo strzeliłbym sobie chyba w łeb.

Dzięki, Kacper, że uciekłeś mi tamtego dnia. Dzięki, Aśka, że do mnie zadzwoniłaś.

Dzięki, Kinga, że nie wyrzuciłaś mnie od razu za drzwi – miałaś do tego pełne prawo.

Tylko... co miało znaczyć to „jestem bezdomną wariatką” oraz „próbowała się zabić”?

Aśka z Czarkiem uknuli mały spisek. Oczywiście nie przeciwko Kindze, ale dla jej dobra: gdy dziennikarka wpadała w odwiedziny, dawała sygnał mężczyźnie i ten pojawiał się parę minut później. Drzwi otwierała mu Aśka, ciesząc się jak na widok starego przyjaciela, i serdecznie zapraszała go do środka. Kinga mogła tylko milcząco się temu przyglądać. Nadal była na łasce i niełasce dziennikarki, która zapłaciła za kaucję i pierwszy czynsz, choć już na jedzenie dla siebie i kota Kinga zarabiała samodzielnie, sprzątając mieszkanie Aśki dwa razy w tygodniu, a jej koleżanki co piątek.

Pierwszą wypłatę – pięćdziesiąt złotych – Aśce oddała.

– Podwędziłam ci pięć dych z portfela, by mieć na podróż – powiedziała, nie patrząc dziennikarce w oczy. Było jej wstyd, bardzo wstyd, ale po prostu musiała mieć wtedy te pieniądze i gotowa była je ukraść tej, która wyciągnęła do Bezdomnej pomocną dłoń, niż nie pojechać do podbydgoskich lasów.

Kinga była przekonana, że gdy choć raz, choć w jeden jedyny pierwszy czwartek

miesiąca, coś ją zatrzyma i do lasu, by szukać dziecka, nie pojedzie, pożegna się z ostatnim życiem, jakie jej zostało. A teraz, mając znów dach nad głową i istotę, którą mogła się opiekować, chciała żyć.

Powoli nabierała też zaufania do Czarka.

O dawnej miłości nie było mowy – Kinga nie potrafiła już kochać – ale pozwalała, by przychodził, witał się z Kacprem, siadał na kanapie, pytając, co słychać, albo robił herbatę dla siebie, Aśki i Kingi, do ciasta, które kupował w pobliskiej cukierni.

Gawędzili albo milczeli.

O drobiazgach, o zwykłych, codziennych troskach: zakorkowanych ulicach, które gdy

spadł śnieg, stawały się zupełnie nieprzejezdne... O tym, że z dnia na dzień podrożała żywność, czego Czarek i Aśka nawet nie zauważyli, robiąc zakupy raz w tygodniu w hipermarkecie za setki złotych, natomiast Kinga, obracająca każdy grosz, owszem... O nowym przedsięwzięciu korporacji Czarka: osiedlu szklanych domów na Wilanowie, które miały przynieść mu fortunę.

Wreszcie o pracy Aśki, która pisała właśnie artykuł o bezdomnych, w czym Kinga z początku nie chciała jej pomóc.

– Nie musisz zdradzać sekretów! – denerwowała się dziennikarka, myśląc ze złością:

„Jakie to niby sekrety miałyby te łazęgi?!”. – Wystarczy, że opowiesz o waszym codziennym życiu widzianym okiem bezdomnej, rozumiesz?

Kinga rozumiała, oczywiście, ale niekoniecznie chciała dzielić się z połową Polski swoim wstydem i poniżeniem.

– Przecież nigdzie nie wspomnę, że ty to ty! Pozostaniesz anonimowym źródłem! Czego się boisz? Czym możesz zaszokować? Przecież wszyscy wiedzą, że bezdomni żebrzą, chlają i śmierdzą. I kradną, jeśli nie uda im się nazbierać na najtańsze wińsko.

– Skoro wszyscy to wiedzą, po co o tym pisać? – zapytała cicho Kinga pobladła z gniewu, czego Aśka oczywiście nie zauważyła.

– Bo ty możesz przedstawić ich z innej strony. Tej lepszej.

– Nie ma lepszej strony! – krzyknęła Kinga. – Rzeczywiście, jesteśmy na samym dnie!

Myślisz, że wyciągnę ci teraz jak królika z kapelusza księcia, który zmienił się w żebraka, ale w głębi gorącego serca pozostał romantycznym arystokratą? Ulica deprawuje. Demoralizuje. Nic nie musisz, nikogo się nie boisz, nikt nic nie może ci zrobić. Przyłapią cię na kradzieży? I dobrze! Przynajmniej spędzisz noc w ciepłej celi, gdzie będą musieli cię nakarmić, gdzie będziesz mogła się umyć kawałkiem mydła. Dźgną cię nożem w pijackiej burdzie? Też dobrze!

Trafisz do szpitala na parę dni, gdzie warunki będą wprost komfortowe. Odwszą cię, odkarmią, wyleczą odmrożenia i wypiszą tak szybko, jak to możliwe, bo przecież nie jesteś ubezpieczona.

Siedzisz całymi dniami z gromadą takich jak ty, skulonych na ławkach, albo – gdy zrobi się zimniej – jeździsz autobusem, dopóki cię kierowca albo kanar nie wyrzuci. Włóczysz się bez celu, marząc tylko o jednym: flaszce wódki, bo niedopalonego peta zawsze znajdziesz. Jedyne, czego boisz się śmiertelnie, to napadu zwyrodnialców, bandytów z „dobrych domów”, którzy dla rozrywki obleją cię benzyną i podpalą, zatłuką kijami bejsbolowymi albo skopią na śmierć, a jeśli jesteś kobietą, to przedtem zgwałcą – nie, nie fiutem, bo będą się bali, że ich czymś zarazisz, ale kijem od szczotki albo butelką. Gdzie ty tu widzisz lepszą stronę, kretynko?!

– Ty nią jesteś. – Aśka dźgnęła Kingę w mostek. – Wydobyłaś się z tego bagna i

zaczynasz życie od nowa.

– Bo mi pomogłaś.

– Bo tego chciałaś.

Czarek, który słuchał tego wciśnięty w kąt kanapy, jak swego czasu Aśka, i tak samo wstrząśnięty, teraz nie wytrzymał.

Poderwał się, chwycił Kingę w ramiona i mocno przytulił. Czuł, jak drży na całym ciele, a może to on drżał?

– Przyrzeknij, proszę, obiecaj, że już tam nie wrócisz – wyszeptał, z trudem

powstrzymując łzy. – Że nie znikniesz któregoś dnia i nie będę musiał szukać cię po dworcach, parkach i śmietnikach, umierając ze strachu, że ktoś cię skrzywdził tak, jak opowiadasz...

Gdy nie odezwała się ani słowem, położył jej dłonie na ramionach i postawił ją przed sobą.

– Kinga, zamieszkaj u mnie. Mam duży, ładny dom, w którym brakuje kobiecej ręki,

twojej ręki. Spróbujemy od nowa. Ty i ja. Jeśli nam się uda przez parę miesięcy, weźmiemy ślub, staniemy się normalną, szczęśliwą rodziną. Urodzisz dziecko...

– Nie – ucięła krótko, strąciła jego dłonie z ramion, narzuciła na plecy kurtkę, wybiegła z mieszkania i tyle ją widzieli.

Czarek osłupiały spojrzał na Aśkę.

– Powiedziałem coś nie tak?

Dziennikarka wzruszyła ramionami.

– Zdaje się, że dwa razy zostawiłeś ją, kiedy była z tobą w ciąży – zauważyła zjadliwym tonem. – Teraz Kindze, która nie ma zupełnie nic, tylko trzeciej do szczęścia potrzeba.

– Tym razem zaopiekuję się i nią, i naszym dzieckiem!

– Ją o tym przekonaj, nie mnie. Ja na miejscu Kingi pozostałabym ostrożna, jeśli chodzi o ciebie i twoje obietnice. – Aśka uśmiechnęła się w duchu, widząc, jak mężczyzna czerwienieje na twarzy.

„A co ty myślałeś, dupku, że będę ci słodzić? Przez kogo niby Kinga skończyła na ulicy, jak nie przez ciebie? Chcesz ją oswoić? Chcesz dostać trzecią szansę? To musisz się bardziej postarać. A jeśli chodzi o mnie, jeżeli mam stanąć po twojej stronie, musisz wyciągnąć z naszej przyjaciółki, czego szuka co miesiąc w lesie – choć ja zaczynam się domyślać, a wierz mi, ty wolałbyś tego nie wiedzieć – a także jak ze zdrowej, normalnej dziewczyny stała się wariatką. Co takiego ktoś jej zrobił, że pół roku trzymali ją za kratkami...