Выбрать главу

– Może się przedstawimy i przełamiemy pierwsze lody? – Właścicielka mieszkania

wyciągnęła rękę. – Jestem Aśka Reszka, dziennikarka, freelancerka. Obecnie piszę dla kilku kolorowych tygodników, wiesz, takie tam...

Bezdomna podała dłoń, odruchowo wycierając ją najpierw o kurtkę.

– Kinga Król.

Aśka uścisnęła rękę swego gościa, podziwiając w duchu własną otwartość i odwagę:

dotknijcie skóry bezdomnego, to sami wpadniecie w podziw. Wszy, świerzb, liszaje, kto wie, co taki kloszard u siebie wyhodował! O dziwo, Kinga dłoń miała czystą, a skórę miękką. Tylko wierzch dłoni był spierzchnięty od mrozu. Aśka stwierdziła to naocznie, oglądając rękę dziewczyny. Ta po dłuższej chwili wyrwała dłoń.

– Czego szukasz? Trądu? – prychnęła. – Wyobraź sobie, że codziennie się myję. Częściej niż co poniektórzy mający własne łazienki.

– W Wiśle? – chlapnęła Aśka, nim zdążyła ugryźć się w język, ale osoba Bezdomnej w tym nieskazitelnie czystym mieszkaniu po prostu ją fascynowała, odbierając zdolność logicznego myślenia.

– Taaa... Szczególnie teraz aura zachęca do kąpieli w Wiśle. Tylko przerębel oddechem wytopię i mogę się chlapać do woli. – Kinga patrzyła na kobietę z mieszaniną pobłażliwości i gniewu. Owszem, ona sama wyglądała parszywie, szczególnie dziś: pijana i naćpana, owszem, cuchnęła trochę wódką i wymiocinami, ale umysł miała nie gorszy niż ta zarozumiała laska, no i nadal, mimo wszystko, była nie eksponatem w zoo ani plugawym detalem miejskiej architektury, ale człowiekiem, któremu należała się choć odrobina szacunku.

„Gówno prawda. Po tym, co zrobiłaś, nie jesteś człowiekiem i nie masz prawa do

szacunku” – upomniała się w myślach i natychmiast zmalała, spokorniała. Powróciło śmiertelnie zmęczenie, senność wywołana prochami i wódką i poczucie totalnej beznadziei. Co z tego, że dziś zje kolację przy normalnym stole z normalną ludzką istotą. „– Jesteś poza marginesem życia i lepiej o tym nie zapominaj...”

Aśka, zmieszana własną głupotą i odpowiedzią Bezdomnej, stała pośrodku korytarza,

bezwiednie pocierając ręką o rękę.

– Może, na dobry początek, weźmiesz kąpiel? – zaproponowała wreszcie. – Nie uważam, że jesteś brudna, oczywiście, nie zrozum mnie źle, ale po przebywaniu na takim mrozie gorąca kąpiel w pachnącej pianie jest kusząca, czyż nie? Sama bym się zanurzyła po szyję, gdybym nie musiała zająć się kolacją. Co ty na to, Kinga?

– Dość późna ta kolacja – zauważyła zapytana wypranym z uczuć głosem.

Prawdę mówiąc, było jej wszystko jedno: kąpiel, kolacja, wigilia, śmietnik, bury kot.

Marzyła jedynie o starym materacu, ukrytym w jej tylko znanym miejscu, gdzie mogła zwinąć się w kłębek i spać spokojnie aż do rana. Tutaj będzie musiała wykąpać się, zasiąść do stołu, zmówić modlitwę, skonsumować dwanaście potraw, konwersować z gospodynią... W tym

momencie zapragnęła zrobić w tył zwrot i po prostu wyjść na ulicę, skąd przyszła, ale Aśka już odkręcała wodę w łazience, nucąc Wśród nocnej ciszy. W tę noc nawet bezdomna była coś winna bliźniemu.

Weszła do łazienki, urządzonej w chłodnym minimalistycznym stylu, i zaczęła ściągać z siebie ciuchy. Warstwę po warstwie: chusta, kurtka, bezrękawnik o kilka numerów za duży jak na tak drobną kobietę, sweter rozciągnięty do granic możliwości, jedna sportowa bluza, druga...

Asia patrzyła na rosnącą stertę na początku ze zgrozą, potem ze zrozumieniem. Żeby spać w taki mróz na dworcu, trzeba mieć na sobie wszystko, co się posiada.

– Upiorę ci je, dobrze?

Kinga, stojąc pośrodku łazienki w przepoconym podkoszulku i majtkach, otworzyła

szeroko oczy, a potem wzruszyła ramionami.

– Nie martw się, nastawię suszenie i jutro rano będą jak nowe. Na razie pożyczę ci swoje.

Wejdź do wanny. – Zanurzyła rękę w pianie. – Woda jest w sam raz. Ja znikam. Częstuj się płynem do kąpieli, szamponami, pilingami, czym tam sobie chcesz. Dziś, co moje, jest też twoje.

Mamy Wigilię! – wykrzyknęła i wybiegła z łazienki, zamykając za sobą drzwi.

Kinga pokręciła głową. Jak samotna musiała się czuć ta cała Joanna Reszka, dziennikarka i freelancerka, by tak cieszyć się z towarzystwa zupełnie obcej osoby.

– Niezupełnie obcej – mruknęła. – Dzieliłyśmy męża. I łóżko, bo pieprzyliście się też w mojej sypialni. Ale będziesz miała minę, gdy ci to powiem.

Weszła do wanny, zanurzyła się po szyję w gorącej, cudnie pachnącej kąpieli i...

rozpłakała się.

Szlochała, wgryzając zęby w ręcznik, by nikt, nawet kot, jej nie słyszał. Łzy płynęły dotąd, aż ich zabrakło. Akurat w tym momencie gdy po raz ostatni Kinga otarła oczy, tamta zapukała do drzwi.

– Mogę wejść? Znalazłam nową szczoteczkę do zębów! – Wsunęła głowę do środka i

pokazała opakowanie rozradowana jak dziecko. – Mam też to – z dumą podała Kindze prostą, elegancką sukienkę i czystą bawełnianą piżamę. – I... to – nieco zawstydzona wyciągnęła zza pleców koronkowe majteczki. – Z czasów gdy byłam szczupła jak ty. Powinny pasować.

„Jeszcze podpaską się ze mną podziel!” – prychnęła Kinga w duchu, ale nie powiedziała nic.

Uśmiech znikł z twarzy Aśki. Zastąpiło go rozczarowanie. Dawała Bezdomnej wszystko, co miała najlepszego, a ona... nawet nie podziękuje. Zupełnie, jakby nic to dla niej nie znaczyło.

Kinga zrozumiała.

– Bardzo ci dziękuję. Są śliczne. Jesteś niesamowicie szczodra – rzekła cicho.

O to chodziło. Aśka rozpromieniła się natychmiast. Położyła dary na półce i ze słowami:

– Wychodź! Wychodź! Zaraz kolacja! Wigilijna wieczerza! – wróciła do kuchni.

Kinga zacisnęła powieki.

Może da radę. Może wytrzyma jeszcze godzinę. Może po tej godzinie tamta zrozumie, że jedyne, czego bezdomnej tak naprawdę potrzeba, to sen. Sen w miękkim, ciepłym łóżku. Czysta poduszka, czysta kołdra...

Boże mój, jak ja o tym marzę. Gdyby nie ty, koci przybłędo, już bym spała. I nie obudziła się więcej.

Wciągnęła koronkowe majteczki, włożyła sukienkę, podpięła włosy, stanęła przed

lustrem i z trudem spojrzała sobie w twarz. W tym momencie nikt by nie powiedział, że od roku błąka się po dworcach i parkach. Ta w lustrze była zwyczajną, niebrzydką, trzydziestoletnią kobietą. Taką jak miliony zwyczajnych kobiet. Ale żadna z nich nie zrobiła tego co Kinga i nie została za to słusznie ukarana.

– Udawaj Kopciuszka przez tę jedną noc – zaszeptała do swego odbicia. – Jutro włożysz swoją obsraną kurtkę i wrócisz na ulicę. Masz to jak w banku.

Nagle ugięły się pod nią nogi. Zmęczenie wzięło górę nad siłą woli. Kłębowisko ciuchów było tak znajome. Kinga zwinęła się na nim niczym kot i zamknęła oczy.

Tylko na chwilę. Sekundę odpocznę i... Jedną sekundę...

Gdy Aśka, przedtem zapukawszy, weszła do łazienki, Kinga sprawiała wrażenie martwej.

Spała tak głęboko, że nie obudziła się, gdy tamta uniosła ją pod ramiona i zaciągnęła – klnąc i posapując – do sypialni. Przez chwilę patrzyła na wyciągniętą w poprzek łóżka Bezdomną, po czym wróciła po piżamę, ściągnęła ze śpiącej sukienkę, nałożyła na chude ciało koszulę i spodnie, ułożyła śpiącą wzdłuż łóżka i... otuliła czule kołdrą. Tak jak zrobiłaby to jej mama.