Выбрать главу

zaczęłam krwawić.

Straciłam dziecko, zyskałam męża i nienawidzących mnie teściów.

Aśka, słuchająca do tej pory w milczeniu, teraz odezwała się ostrożnie:

– Skoro... skoro nie było już dziecka, a ty Krzysztofa nie kochałaś... może powinnaś się była rozwieść?

Kinga posłała jej długie spojrzenie.

– A kto ci powiedział, że go nie kochałam?

– Myślałam... Tak o nim mówisz...

– Teraz. Teraz rzeczywiście go nienawidzę i mam ku temu powody, ale wtedy... wtedy było nam całkiem dobrze: mieliśmy własne mieszkanie, wprawdzie niedaleko od teściowej, która dzień w dzień sączyła synusiowi do uszu truciznę, z jaką to wywłoką się związał, i od teścia, który powtarzał, kim to Krzyś by został, gdyby ta mała sprytna dziwka nie wmanewrowała go w małżeństwo – oczywiście przeprowadzali te kształcące gadki pod moją nieobecność, podczas awantur mój małżonek powtarzał je słowo w słowo, dla mnie teściowie stali się uprzedzająco mili... Ja miałam ukochane studia i pracę, która była raczej pasją i spełnieniem marzeń niż harówką, choć wierz mi, Aśka, że przekopanie kawałka ogrodu i nasadzenie kilkudziesięciu roślin to ciężki kawałek chleba. Ale satysfakcja ogromna. Pozwalała zapomnieć o utraconym dziecku, utraconej młodości i wolności, której jednak zabrakło, mimo że Krzysio-Pysio pozostał

pantoflarzem. Leniem również. Układ był jasny: jego starzy dają połowę forsy na mieszkanie, do mnie należy cała reszta. Ich synuś ma być czysty i najedzony, raty za mieszkanie opłacone. Prąd, woda i czynsz... nad tym się pomyśli, czyli płaci Kinga. Chciałaś wywłoko, to masz.

– Jeezu, dziewczyno – mruknęła Aśka z niedowierzaniem. – Nie wyglądasz na taką, co pozwoliłaby sobą pomiatać.

Kinga uśmiechnęła się lekko. Przy stole okrytym śnieżnobiałym obrusem, ze srebrnymi sztućcami w dłoniach i czarnej aksamitnej sukience obszytej koronką wyglądała na młodą damę, która zeszła z obrazu romantycznego malarza, a nie na dziewczynę, która dzięki jakimś chorym układom i z powodu nieznanych jeszcze Aśce okoliczności trafiła do jej śmietnika, mając za towarzystwo butelkę wódki, garść prochów i burego kota.

– Nikt mną nie pomiatał. Przynajmniej nie wprost. Postawiono mi ultimatum, a ja jego warunki zaakceptowałam. Gdybym powiedziała „nie”, pewnie tułalibyśmy się po wynajętych kawalerkach i... też byłoby fajnie.

– Słuchaj, Kinga! – Aśka zdenerwowała się nagle. Dziewczyna mówiła to tak cynicznym tonem, tak wypranym z uczuć, że aż niewiarygodnym. Za tą opowieścią o dziewicy i ogierze coś się kryło! Historia tego chorego małżeństwa miała drugie dno! I Aśka wolała je poznać, niż wysłuchiwać pierdół o Krzysiu-Pysiu i psychopatycznych teściach! – Możesz wciskać takie kity każdemu! Sądowi podczas rozwodu, rodzicom zdruzgotanym losem córki, taksówkarzowi

wiozącemu cię z byłego domu pod most, ale, kurwa, nie mnie! Wysłuchałam setek, jeśli nie tysięcy łzawych opowieści, ale twoja... sorry, laska... twoja wywołuje u mnie odruch wymiotny!

Zauważ, że poznałyśmy dogłębnie tego samego faceta. Jak raczyłaś mi to wypomnieć,

dzieliłyśmy się twoim małżonkiem nie raz i nie dwa. Pluł na ciebie jadem, ale to rozumiem, bo chciałam, by pluł. Kochanka nie chce słuchać peanów na cześć zdradzanej żony. Jedyne, czego nie mógł ci zarzucić, to tego, że byłaś kretynką. A z twojej opowieści to właśnie wynika: głupia kwoka z zapadłej wsi, która zapierdala na męża nieroba, a gdy ten wróci z pubu, jeszcze kapcie mu przyniesie! Powiedz, Kinga, że taka właśnie jesteś: durna jak but, a... a zostawię cię w towarzystwie twojego burasa i pójdę na długi spacer. Ta cała opowieść po prostu do ciebie nie pasuje! Masz w oczach inteligencję, nie debilizm!

Kinga wysłuchała tyrady zupełnie spokojnie. Powieka jej nie drgnęła na jawne obelgi.

Niejednej w swoim życiu wysłuchała. Niejedną puściła mimo uszu. Teraz więc przyglądała się gospodyni z lekko zmrużonymi oczami, zastanawiając się: powiedzieć czy nie? Przyznać się do czegoś po stokroć gorszego niż głupia wpadka z Krzysztofem Królem czy pozostawić ten sekret na później?

Kącik ust uniósł się w uśmiechu. Ciekawe, jak Aśka zareagowałaby na kolejną

rewelację...

Ta, nie doczekawszy się odpowiedzi, wstała gwałtownie, cisnęła na stół serwetkę i

ruszyła do przedpokoju gotowa wyjść na długi spacer, tak jak zapowiedziała.

Kinga stanęła w drzwiach, przyglądając się, jak kobieta gniewnymi ruchami zarzuca na ramiona kurtkę, wciąga buty, owija szyję szalikiem i wkłada czapkę.

– Gdzie mam zostawić klucze? – zapytała Kinga tonem zupełnie beznamiętnym.

– Masz dokończyć śniadanie! Ja tu wrócę! Wyrzucam na parę minut siebie, nie ciebie!

Aśka już kładła rękę na klamce, gdy Kinga odezwała się cicho:

– To nie było jego dziecko.

Ręka opadła. Tego Aśka się właśnie spodziewała. Tamta wrobiła Krzyśka w ciążę i

szybki ślub, ale... to nie było jego dziecko. Jeśli nie jego, to czyje?

– Kogoś, kto bardzo mnie kochał, a potem bardzo zranił – odpowiedziała Kinga na

niezadane pytanie. – Ciąża... ślub z Królem... to miało zranić jego – głos kobiety łamał się, w oczach błyszczały łzy. – Krzysztof był tylko narzędziem zemsty. Teraz siebie możesz oczyścić z winy, a mnie potępić – dokończyła beznamiętnie.

Aśka trwała przez moment ze wzrokiem wbitym w drzwi. W następnej chwili poderwała

głowę.

– Gówno tam! Nie będę nikogo potępiać! Swoje odpokutowałaś, ja również. Tylko

Krzysztof z tego wszystkiego wyszedł najlepiej: mieszka z mamusią, żyje jak król ze sprzedaży waszego mieszkania i nadal nie robi nic, oprócz zmieniania kanałów w TV. I obracania kolejnych, coraz to młodszych lasek. Może... może napsułybyśmy mu nieco krwi? Nie myślałaś o małej zemście, tym razem na Krzyśku?

Lekki uśmiech, który do tej pory gościł na twarzy dziewczyny, znikł.

Ona, Kinga, nie miała żadnych praw do zemsty. A menda eks nadal trzymał ją pełną

garścią za gardło. Jej jedyną ucieczką była ulica. Szkoda, że wzdłuż ulic nie wiodły już rynsztoki, bo właśnie w rynsztoku było miejsce dla takich jak Kinga Król...

Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu swoich ciuchów. Zedrzeć z siebie tę śliczną czarną sukienkę, nakładać stare znoszone łachy warstwa po warstwie i uciekać z pięknego, zimnego mieszkania Joanny Reszki, dziennikarki, tam, gdzie nie będzie pytań, na które odpowiedź wyryta jest w duszy, sercu i pamięci.

– Ej, Kinga! Spokojnie! Nie chcesz, to nie! Olać palanta. Chodź, wrócimy do stołu jakby nigdy nic i poopowiadasz o czymś innym.

Kinga poczuła dotknięcie dłoni na ramieniu. Wzdrygnęła się. Ale i otrząsnęła z

koszmarnych wspomnień. Pozwoliła się zaprowadzić gospodyni z powrotem do jadalni, usiadła, głaszcząc machinalnie kota, który natychmiast wskoczył jej na kolana, i rzekła stanowczo:

– Moich zwierzeń na razie wystarczy. Teraz opowiadasz ty.

Aśka

Wiesz, jakiego dokonałam odkrycia, pracując w tym jakże wdzięcznym zawodzie

dziennikarki? Światem rządzi forsa, zawiść i nienawiść. Masz choć jedną kartę z tych trzech, to wygrałaś partię. Chcesz napisać zjadliwy artykulik o takiej jednej celebrytce, która nie udziela wywiadów, bo ceni sobie prywatność i takie tam inne pierdoły? Zagadaj z jej serdeczną przyjaciółką, koniecznie pracującą w tej samej branży, a dowiesz się o swoim obiekcie rzeczy, które same się na klawiaturę cisną. Chcesz wiedzieć jeszcze więcej? Kup szofera, portiera i osobistego kochanka. Jeżeli jeszcze ci mało, dzwoń do śmiertelnego wroga naszej celebrytki, ten dośpiewa ci całą resztę. A jak zabraknie materiału na dobry artykuł, taki że ludek będzie wyrywał