Geary rzucił spojrzenie w stronę Desjani.
— Może powinniśmy rozpracować tę sprawę po wojskowemu. Zredukować wszystko do rozwiązań strategicznych i taktycznych.
Rione zareagowała na tę propozycję wyraźną poprawą nastroju.
— Takie podejście mogłoby mieć sens.
Siedząca tyłem do niej Desjani wykrzywiła usta w niekoniecznie służbowy sposób.
Geary próbował rzucić jej napominające spojrzenie, ale nie zdołał go ukryć przed czujnym wzrokiem pani współprezydent. Rione odwróciła się i mrużąc powieki, popatrzyła na Desjani, zbyt późno jednak, by dostrzec jej wyzywającą minę.
— Jest pan w stanie to zrobić? — zapytała Geary’ego. — Może pan przemówić im do rozsądku językiem, który zrozumieją, i powstrzymać ich przed podjęciem takich działań?
— Już próbowałem, ale nie mam na podorędziu odpowiednio mocnych argumentów.
Tym razem to Wiktoria parsknęła drwiąco.
— Proszę pomyśleć o tym jak o kataklizmie, bo przewrót wojskowy będzie wydarzeniem tej skali. O wielkim kataklizmie, największym, jaki może pan sobie wyobrazić.
Desjani uniosła brew, spoglądając w stronę Geary’ego.
— Na przykład o skutkach ataku na System Centralny Syndykatu, po którym nasza flota utknęła na terytorium wroga.
— Świetnie — podsumowała Rione. — Znakomicie. To musi być coś na tyle świeżego, że wciąż tkwi w pamięci i nie da się o tym mówić bez emocji. Coś co brzmi atrakcyjnie, ale w rzeczywistości jest totalną porażką, przez którą można nawet przegrać wojnę. Z pewnością znajdziecie coś odpowiedniego na tę okazję.
Geary skinął głową.
— Chciałbym jedynie wiedzieć, kto ma być wrogiem w tym scenariuszu.
Rione westchnęła z irytacją.
— To akurat najłatwiejsza część zadania. Może pan zapytać kapitan Desjani, ona panu na pewno wyjaśni. Albo kapitana Badayę. Kim jest największy wróg Sojuszu? To ja i wszyscy pozostali politycy. Wszyscy wojskowi w to wierzą. — Wymieniona z nazwiska Desjani skinęła zdawkowo głową, w jej oczach nie było nawet śladu kpiny. — Widzi pan? Musi pan oprzeć swoją strategię na czymś, co ludzie takiego pokroju jak Badaya uznają za prawdę. Dzięki temu łatwiej ją zaakceptują. Niech pan poćwiczy na niej — wskazała na Desjani. — Nie dość, że myśli po żołniersku, to jest najbardziej zaufaną z pańskich podwładnych. — Po tej uwadze ani Desjani, ani Geary nie zdołali ukryć emocji. Rione uśmiechnęła się, rozciągając zaciśnięte mocno wąskie wargi. — Nie jestem ślepa ani głupia. Byłby pan skończonym głupcem, kapitanie Geary, gdyby nie pozwolił, żeby ta kobieta pilnowała pańskiego tyłka. Pytanie tylko, czy ona odważy się powiedzieć panu w oczy, że jej zdaniem któryś z tych pomysłów nie wypali.
Na twarzy komodora pojawił się krzywy uśmiech.
— Jestem pewien, że kapitan Desjani nie omieszka wytknąć mi każdego mankamentu moich planów.
— Świetnie. Nie chcę, aby rząd Sojuszu został obalony przez kogoś, kto powoła się na legendę bohatera stworzoną kiedyś przez propagandzistów. Wolałabym też nie mieć do czynienia z panem, gdyby doszło do takiego przewrotu, a pan by z jakichś przyczyn zapragnął go wykorzystać. — Rione odwróciła się i zniknęła za włazem.
— Czy ona panu groziła? — zapytała Desjani.
— Tak. Nie pierwszy raz zresztą, tyle że dzisiaj zrobiła to w obecności trzeciej osoby.
— Dlaczego pan jej na to pozwala?
— Dlatego — odparł Geary, nie odrywając oczu od włazu — że miewam momenty zwątpienia i cieszy mnie istnienie takiego zagrożenia.
Desjani zamyśliła się na dłuższą chwilę.
— Muszę przyznać, że w wielu sprawach miała rację. Na przykład gdy wspomniała, że powinnam pana wspierać, sir.
— Wiem, ale proszę nie zapominać, że przysięgała pani wierność Sojuszowi.
Pokręciła głową.
— Już o tym rozmawialiśmy. Pan nie złamie swojej przysięgi, więc i ja nie będę musiała sprzeniewierzyć się swojej. Dlaczego pan ufa tej kobiecie?
Racjonalne pytanie, zważywszy na fakt, że Rione była politykiem. Ale znacznie gorsze było to, co Geary uświadomił sobie tej chwili. Stuletnia wojna doprowadziła do sytuacji, w której oficerowie floty traktowali z chorobliwą podejrzliwością każdego, kto miał wpływ na rządzenie Sojuszem. Wskazał głową w kierunku włazu, za którym przed momentem zniknęła Rione.
— Ponieważ mimo tego wszystkiego, co zataiła przede mną i przed innymi, wiem, że Wiktoria ma tylko dwie miłości życia. Jedną jest jej mąż, który z tego co dzisiaj wiemy, może nadal żyć i przebywać w którymś z obozów jenieckich na terytorium Syndykatu, a drugą Sojusz. Ta kobieta dałaby się zabić za Sojusz, Taniu, tak jak ty albo ja. To że nie nosi munduru, nie oznacza, że nie byłaby do tego zdolna. Rione jest lojalna wobec Sojuszu i z tego co wiem, to jedna z najbardziej nieprzekupnych osób, jakie zdarzyło mi się poznać. Potrafi dać się we znaki, ale można jej bezgranicznie ufać.
— System Heradao ma jedną niezaprzeczalną zaletę — zauważyła Desjani. — Tam przynajmniej jasne będzie, kto jest wrogiem. — Spojrzała na komodora z nietypową dla niej melancholią. — Bywa, że tęsknię do czasów sprzed pańskiego odnalezienia, kiedy jedynym rozwiązaniem problemów było zabijanie Syndyków w najszybszy i najbardziej efektywny sposób. Oni byli jedynymi wrogami. Zabicie odpowiedniej liczby Syndyków miało nam przynieść zwycięstwo. Wprawdzie ta metoda okazała się nieskuteczna, ale przynajmniej życie było prostsze. Pan to wszystko skomplikował.
— Syndycy pozostali naszymi wrogami — zaprotestował Geary. — Jeśli całą uwagę skupi pani na tym fakcie, życie stanie się znowu prostsze.
— Żąda pan ode mnie, abym szanowała polityka — przypomniała mu. — A to nie jest ani proste, ani łatwe.
Przyglądał się jej przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, jakim cudem oficer floty może być lojalny wobec Sojuszu, okazując jednocześnie tak wielką pogardę jego rządowi. Mogło to po części wynikać z czysto ludzkiej potrzeby zrzucenia winy za niepowodzenia na kogoś innego, chociaż nawet Rione przyznawała otwarcie w prywatnych rozmowach, że politycy w ciągu minionego stulecia robili co mogli, by zasłużyć sobie na takie traktowanie. Może to on, Geary, jest jedynym anachronizmem w tym układzie; oficerem wierzącym, że szacunek dla rządzących Sojuszem jest nierozerwalnie związany ze służbą, odrzucającym a priori każdą myśl, że może być inaczej.
— Uwierz mi, to osoba, której można zaufać.
Desjani prychnęła z pogardą.
— Zrobię co w mojej mocy, aby okazać jej szacunek, ponieważ jestem oficerem floty, a pan za nią poręczył, ale jednego jestem pewna: nigdy jej w pełni nie zaufam. — Cofnęła się w stronę włazu, nie spuszczając z niego wzroku. — Przyjmę jednak pańskie polecenie, ponieważ wierzę w pański osąd.
Załogi stu okrętów wojennych wierzyły, że doprowadzi je do domu, w jego rękach spoczywały losy Sojuszu, a kto wie, czy nie całej rasy ludzkiej, lecz tak naprawdę liczyło się tu i teraz wyłącznie zaufanie, jakim obdarzała go ta jedna jedyna kobieta. Rione powiedziała mu kiedyś, że ludzie tak naprawdę nie walczą o wielkie sprawy, że kierują nimi najprostsze instynkty i osobiste powody. Ci ludzie także mogli mówić, że walczą o ideały, choć sprowadzało się to tylko do tego, że bronili życia towarzyszy broni i swoich bliskich pozostających w domach. Geary odwrócił się, by spojrzeć na hologram sektora, w którego centrum widniał system Heradao, a za nim Padronis, Atalia i cel ich podróży, Varandal.