Выбрать главу

Tak niewiele już zostało. Zaszli naprawdę daleko. Muszą dotrzeć do domu bez względu na to, co czeka ich po wyjściu z nadprzestrzeni.

Doprowadzi tę flotę do przestrzeni Sojuszu, ponieważ wielu ludzi wierzy, że może tego dokonać. A jednym z tych ludzi jest Tania Desjani.

* * *

Przed opuszczeniem Dilawy musiał zwołać jeszcze jedną odprawę. Gdy okręty wejdą w nadprzestrzeń, będą mogły wysyłać wyłącznie krótkie tekstowe wiadomości. Dlatego wybrał wąskie grono oficerów, z którymi mógł omówić sprawy przed dokonaniem skoku.

Zasiadł raz jeszcze w sali odpraw, tym razem stół konferencyjny nie wydawał się wiele większy niż w rzeczywistości. Wokół niego widział hologramy kapitanów Duellosa, Tuleva i Cresidy. Osobiście stawili się tylko on, Desjani i Rione.

— Zbliżamy się do przestrzeni Sojuszu — zagaił Geary — ale nadal do niej nie dotarliśmy. Spodziewam się, że na Heradao albo w kolejnym systemie, przez który będziemy musieli się przedzierać, stoczymy następną wielką bitwę. Jestem spokojny o wynik starcia z Syndykami. Jedyne co mnie niepokoi, to reakcja Obcych na nasz powrót do domu.

— A co oni mogą zrobić? — zastanawiała się na głos Cresida. — Jeśli nasze przypuszczenia są prawdziwe, Obcy mogą doprowadzić do jednoczesnego kolapsu wszystkich wrót hipernetowych, jakie posiada ludzkość. Ale czy uczynią to tylko dlatego, że uda nam się wydostać z matni?

— To jedna z moich najpoważniejszych obaw — przyznał komodor.

— Mamy jeszcze trochę czasu — oświadczyła Rione cicho, lecz dobitnie. Zebrani spojrzeli na nią z zaciekawieniem, więc machnęła ręką w kierunku holomapy. — Rozważmy wszystko, co wiemy o ich taktyce. Do tej pory nie uczynili żadnej bezpośredniej akcji przeciw nam albo Syndykom. Zamiast tego napuścili nas na siebie.

— To prawda — przyznał Duellos.

— A co Obcy wiedzą o naszej flocie? — ciągnęła Rione. — Po pierwsze, zdają sobie sprawę, że wrota mogą być także bardzo potężną bronią. Pytanie zatem brzmi: czy ta obca cywilizacja posiada siatkę agentów albo chociaż botów szpiegujących na terytorium Sojuszu? Moim zdaniem powinniśmy założyć, że tak jest.

— Zaimplantowali nam coś takiego w systemach nawigacyjnych — wtrąciła Cresida. — Mówię o tych wirusach opartych o technologie kwantowe. Uważamy, że usunęliśmy wszystkie, ale z tego co wiem, takie programy mogły się zreplikować. Czekają w uśpieniu, aby się uaktywnić po określonej sekwencji zdarzeń.

— Właśnie. — Rione wskazała na sektory galaktyki za terytorium Syndykatu. — Obserwowali nas. Przyglądali się naszym działaniom. Muszą zatem wiedzieć, że jeśli pokażemy Sojuszowi tak potężną broń, władze mogą się zdecydować na jej użycie.

Cresida wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

— Pani współprezydent ma rację. Poczekają, żeby sprawdzić, czy powiemy naszemu rządowi i dowództwu o istnieniu broni zdolnej wyeliminować całe systemy planetarne Syndykatu. Będą pewnie chcieli wiedzieć, czy politycy zdecydują się ją wykorzystać. Gdybym to ja była obserwatorem wojny toczącej się od stulecia, byłabym pewna, że zastosowanie takiej broni jest tylko kwestią czasu. Jedna strona nią zaatakuje, a druga odpowie tym samym.

— Dziękuję, kapitanie Cresida — powiedziała Rione. — Obcy zatem będą mogli siedzieć wygodnie i przyglądać się, jak Sojusz likwiduje kolejne systemy Syndykatu, a potem obejrzą podobną odpowiedź ze strony wroga. Tym sposobem nie kiwnąwszy palcem, doprowadzą do wzajemnego unicestwienia dwóch frakcji ludzkiej cywilizacji za pomocą broni, którą sami nam dostarczyli.

Geary skinął głową, czując dziwny niesmak w przełyku.

— Zatem poczekają jeszcze trochę, by zobaczyć, co zrobimy. Co daje nam trochę czasu.

— Ale niewiele, kapitanie Geary — odparła Wiktoria, przyglądając się z o wiele poważniejszą miną hologramowi sektora. — Opisałam sytuację w świetle domniemań dotyczących rozpętania tej wojny, które opierają się na założeniu, że Obcy podpuścili Syndyków do zdradzieckiego ataku, obiecując im wsparcie. Pytanie tylko, czy Światy Syndykatu uczyniły to z czystej zachłanności, czy raczej zostały przekonane, że uderzenie na Sojusz to dobry pomysł.

— A co takiego Obcy mogli powiedzieć Syndykom? — zapytała Desjani.

Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Rione rozbiłaby ją na atomy.

— Wszystko — powiedziała z naciskiem. — Mogli na przykład przedstawić fałszywe dowody, które wskazywały na zdradziecki atak przygotowywany przez Sojusz.

— Przecież nie mieliśmy wtedy sił, które umożliwiałyby taki atak — zaprotestował Geary.

— Ale tego Syndycy nie mogli wtedy wiedzieć — odparła z sarkazmem w głosie Wiktoria. — Naprawdę uważasz, że nie uwierzyliby w wiadomość o tworzonej w tajemnicy flocie? Tu jednak nie chodzi o szczegóły. Przestańmy się na nich skupiać. Zmusili Syndyków podstępem do zaatakowania Sojuszu, więc mogą to zrobić raz jeszcze.

— Raz jeszcze? — Cresida pochyliła się do przodu, w jej oczach widać było wielkie zainteresowanie. — Jak?

— Jeśli sami nie wykażemy odpowiedniej inicjatywy, Obcy mogą nam zafundować bodźce do użycia wrót hipernetowych jako broni. Istnieje prawdopodobieństwo, że zorientowali się już, iż wiemy, co planują, dlatego mogą nam nie dać czasu na przekazanie tego dalej. Założyliśmy przed chwilą, że mają jakiś sposób na zdalne kolapsowanie wrót. Jakiś sygnał wysyłany z prędkością nadświetlną. — Wskazała kolejno kilka gwiazd na hologramie. — Załóżmy, że w przestrzeni Sojuszu dochodzi do kolejnych eksplozji wrót unicestwiających całe życie w systemach, w których się znajdowały. Kogo obwiniłyby za to władze?

— Szlag… — Geary słyszał, że pozostali zebrani także klną pod nosem. — Jeśli my nie zaczniemy ludobójczych ataków, Obcy sprowokują Syndyków albo Sojusz do myślenia, że druga strona jest za to odpowiedzialna.

Wzrok Rione wydawał się nieobecny, gdy skierowała oczy na gwiazdę znajdującą się w głębi przestrzeni Sojuszu, niemal na skraju holograficznej mapy.

— Układ Słoneczny także posiada wrota hipernetowe — stwierdziła. — Mimo to wciąż zachowuje neutralność i nie może wrócić do świetności po serii wojen, które w starożytności dotknęły Ziemię i otaczające ją pierwsze kolonie. To siedziba naszych czcigodnych przodków, to na tej planecie poznaliśmy znaczenie żywego światła gwiazd. Umieszczono tam wrota na znak szacunku dla tradycji, by ułatwić życie pielgrzymom, chociaż nie usprawiedliwiały tego warunki ekonomiczne. — Rozejrzała się po sali. — Co by pomyśleli obywatele Sojuszu, gdyby uwierzyli, że Syndycy zniszczyli ten system?

Duellos odpowiedział jej niezwykle ostrym tonem:

— W takiej sytuacji nie zdołalibyśmy powstrzymać ich przed zemstą. Nie posłuchaliby żadnych argumentów. Łaknęliby śmierci wszystkich mieszkańców Światów Syndykatu. I to za wszelką cenę.

— A niech to szlag!… — Geary pomyślał, że jego wkładem w tę dyskusję są głównie przekleństwa. — Dobrze. Możemy zatem przyjąć, że po powrocie do domu Obcy dadzą nam niewiele czasu, aby sprawdzić, czy połknęliśmy przynętę. Jeśli nie postąpimy zgodnie z ich myślą, zanim upłynie okres, który uznają za rozsądny, sami sprowokują ostatnią ofensywę w historii ludzkości. Gdybym tylko wiedział, jaki mają w tym cel!…

— To niestety musi pozostać zagadką — odparła Rione. — Wydaje nam się, że wiemy, co do tej pory zrobili. Dali nam do ręki zabójczą broń i czekają teraz spokojnie, aż jej użyjemy. Problem w tym, że nie możemy rozgryźć, czy unikanie bezpośredniej walki wynika ze stosowanej przez nich strategii działania, czy raczej jest wynikiem religijnych albo moralnych ograniczeń.