Выбрать главу

— A cóż w tym może być moralnego? — zdziwiła się Cresida.

— Z obcego nam punktu widzenia? Może uważają, że dostarczenie nam takich zabawek nie obarczy ich winą za ich użycie, jeśli to my sami pociągniemy za spust. Tak tylko gdybam, to jedno z możliwych wyjaśnień.

— Równie prawdopodobne jest wytłumaczenie — oświadczył Tulev — że to absolutnie amoralna i najskuteczniejsza z ich punktu widzenia strategia, która zmierza do eliminacji ludzkości jako potencjalnego zagrożenia albo rywala. Nie wiemy tego na pewno, więc musimy opierać nasze założenia o ich przyszłych posunięciach wyłącznie na tym, co zrobili w przeszłości.

— Ma pan rację. Jeśli jednak nasze założenia względem ich uprzednich działań nie są błędne, możemy przypuszczać, że bardzo źle nam życzą. — Geary spojrzał na Wiktorię. — Pani współprezydent, czy może pani sporządzić listę systemów mających dla nas największe znaczenie symboliczne? Musimy zadbać o to, by otrzymały zabezpieczenia antykolapsacyjne w pierwszej kolejności.

— Wierzy pan, że coś takiego jest wykonalne? Symbolika miejsc jest pojęciem bardzo względnym. — Mierzyła wzrokiem Geary’ego przez dłuższą chwilę. — Jeśli celem Obcych jest sprowokowanie ataku odwetowego na niespotykaną skalę, powinni obrać za cel układ planetarny, z którego pochodzi nasz komodor i legendarny bohater Sojuszu, Black Jack Geary.

Wstrzymał oddech, nagle stracił z pola widzenia pomieszczenie, w którym się znajdował, i ludzi, którzy go otaczali. Teraz widział tylko świat, na którym dorastał. Planetę, na której pochowano jego rodziców i krewnych. Swój dom, choć musiał się bardzo zmienić w ciągu niemal stulecia, które on spędził w hibernacji. Wyobraził sobie falę uderzeniową, która omiata te miejsca, zupełnie jak na Lakocie zamieniając w okamgnieniu przyjazny, gęsto zaludniony glob w krąg piekielny i kostnicę.

Dlaczego nie zauważał dotąd znaczenia swojej rodzinnej planety? Odzyskał ostrość widzenia i spojrzał na uczestników odprawy. Każdy miał własny świat. Czy któryś z nich mógł być ważniejszy od jego domu? Geary westchnął i pokręcił głową.

— Nie jestem zbyt biegły w sprawach zarezerwowanych dla żywego światła gwiazd. Gdyby pani współprezydent była łaskawa dokonać tej oceny…

— Sądzi pan, że mam kwalifikacje pozwalające mi się równać z boskimi bytami? Albo ochotę na to? — przerwała mu Rione, kipiąc z wściekłości.

Tulev przerwał niezręczną ciszę, która zaległa po tych słowach.

— Ja sporządzę tę listę. — Spojrzał na holograficzne gwiazdy nieobecnym wzrokiem. — Nie muszę się już tym przejmować.

Wizerunek Duellosa po jego prawicy pochylił się do przodu, kładąc dłoń na nadgarstku Tuleva, siedząca z drugiej strony Desjani zrobiła to samo bez słowa. Cresida siedziała nieco dalej, ale pokiwała głową z widocznym zrozumieniem. Tulev odpowiedział podobnym gestem każdemu z nich, potem spojrzał na Geary’ego.

— Zrobię to — powtórzył.

— Dziękuję, kapitanie. Powinienem poinformować wszystkich we flocie o istnieniu obcej rasy, ale w tej sytuacji rozsądniej będzie udawać, że zagrożenie ze strony wrót jest wyłącznie efektem ubocznym zastosowanych technologii.

— To powinno wystarczyć — oceniła Cresida. — Jeśli przedstawimy ludziom możliwe skutki spontanicznego kolapsu wrót albo ich zniszczenia przez Syndyków, popierając to relacjami z Lakoty, powinni zrozumieć, z jakim zagrożeniem mamy do czynienia.

— Dobrze. Wrócimy do tematu przed skokiem na Varandala. Dziękuję za przybycie na to spotkanie, dziękuję za rady, a nade wszystko za zachowanie dyskrecji na temat obcej rasy.

— Gdybyśmy tylko więcej o niej wiedzieli — stwierdziła Cresida. — Wciąż pracuję nad najprostszym i najłatwiejszym do zamontowania systemem bezpiecznej deaktywacji wrót hipernetowych. Sądzę, że uda mi się go dokończyć po przybyciu na Atalię.

— Oby się pani udało — wtrącił Duellos. — Nie mamy bladego pojęcia, czego chcą te istoty i co mogą zrobić.

— Piórko czy ołów? — zapytała Desjani, przywołując starożytną zagadkę, której rozwiązanie znał wyłącznie zadający pytanie demon, dzięki czemu zawsze mógł stwierdzić, że odpowiedź jest nieprawidłowa. Jak słusznie zauważył swego czasu Duellos, Obcy również stanowili podobną łamigłówkę, w której nie tylko odpowiedzi, ale i pytania pozostawały niewiadome, stawiali je bowiem ludzie zupełnie nie rozumiejący toku myślenia tych istot i ich celów.

— To moja kwestia, kapitanie Desjani. Wolałbym, aby pani nie była demonem z tej zagadki. A tak z czystej ciekawości: jaka tym razem jest prawidłowa odpowiedź?

Uśmiechnęła się krzywo.

— Poważnie pan pyta? Kobiety potrafią być enigmatyczne zupełnie jak demony.

— Lepiej nie poruszajmy tego tematu.

Gdy hologramy Tuleva, Cresidy i Duellosa zniknęły, Desjani zmarszczyła brwi, spoglądając na swój czytnik.

— Proszę o wybaczenie, sir, ale wzywają mnie do maszynowni.

Opuściła pospiesznie salę, zostawiając Geary’ego sam na sam z Rione.

Wiktoria, wyglądająca na przygaszoną, co było u niej rzadkością, także ruszyła w stronę włazu, lecz zatrzymała się, zanim przestąpiła próg. Odezwała się do komodora, stojąc do niego plecami:

— O co chodziło kapitanowi Tulevowi? Kiedy mówił, że nie musi się już tym przejmować?

Geary pokiwał głową, przypominając sobie zapisy z akt osobistych Tuleva.

— Jego rodzina, żona i dzieci, zginęli podczas syndyckiego bombardowania planety, na której mieszkali.

— A niech to… — Rione pokręciła głową. — To straszne, ale przecież nie mogli zginąć wszyscy. Ktoś musiał ocaleć, choćby dalecy krewni. Co to była za planeta?

Próbował sobie przypomnieć. Tak wiele było tych światów.

— Elys… Elysa?

— Elyzja?

— Tak, to ta planeta. — Geary spojrzał na nią, dziwiąc się, że tak łatwo skojarzyła nazwę. — Co się tam wydarzyło?

— Syndycy ją bombardowali. — Rione mamrotała tak cicho, że z trudem ją słyszał. — Ale naprawdę długo, to miała być pokazówka i nauczka dla Sojuszu. Zniszczono większość powierzchni lądów, zabito niemal wszystkich mieszkańców. Gdy wyparto Syndyków z systemu, planeta została skreślona z rejestrów zamieszkanych światów. Wszystkich ocalałych ewakuowano z wyjątkiem garstki desperatów, którzy zobowiązali się nadzorować odbudowane instalacje obronne na wypadek, gdyby wróg zechciał tam kiedyś wrócić. Kapitan Tulev wyraził się bardzo dosłownie. Nic mu nie zostało. — Odwróciła się i spojrzała mu prosto w oczy. — Nic poza flotą. Wiedział pan, że pod tym względem nic was nie różni?

— Nie. — Geary szukał odpowiedniejszych słów, lecz nie potrafił ich znaleźć.

— Odpowiedzieliśmy atakiem na Yunrena — kontynuowała Rione, jakby mówiła do siebie. — To graniczny system Syndykatu. Tam także nie zostało nic prócz kilku instalacji obronnych obsadzonych desperatami, którzy zostali w nadziei, że uda im się kiedyś zabić choć kilku ludzi odpowiedzialnych za zagładę ich świata. Od tamtej pory obie strony nie przeprowadziły już ataków na podobną skalę, chociaż nie wiem, czy powodem były zbyt wielkie koszty takiej operacji, czy raczej powszechne poczucie, że zbyt nisko upadliśmy.

Geary opuścił głowę, czuł wzbierające mdłości.

— Jak ktoś mógł wydać taki rozkaz?

— To akurat proste, kapitanie Geary. Wystarczy być z dala od wroga, nie patrzeć mu w oczy, tylko na holograficzne mapy systemów, na których planety są maleńkimi kuleczkami. Punkcikami oznaczonymi dziwacznymi nazwami. Celami. Nie traktuje się ich jak domy konkretnych osób, takich jak pan, tylko jak cele, które należy zniszczyć w imię obrony obywateli, w tym pana. Racjonalizowanie zagłady milionów, a nawet miliardów istnień może być bardzo proste.