To musiało potrwać. Starał się podchodzić do sprawy na rozmaite sposoby, lecz wszystkie manewry okazywały się zbyt trudne dla człowieka i wymagały asysty bojowych systemów pokładowych. Kiedy przyglądał się efektom każdej symulacji, otrzymywał jedynie bezładną masę wektorów nie tworzących żadnego wzoru. Kiedy jednak wprowadził końcowe dane do urządzenia, efekt okazał się idealny pod każdym względem, mimo iż w świetle jego doświadczenia bojowego i wiedzy takie przyspieszanie i przetasowania tuż przed kontaktem z wrogiem wydawały się szaleństwem. Ale każdy z tych manewrów był wykonalny, nawet dla ociężałych jednostek pomocniczych i uszkodzonych okrętów, którym wyznaczył możliwie najmniejsze zmiany kursu i prędkości.
Zastanawiał się, jak jego dawni instruktorzy zareagowaliby, widząc taki plan. Idea jest zbyt prosta, a wykonanie za skomplikowane. Na odpowiedź, że to jedyna szansa, jaka mu została, z pewnością zostałby surowo pouczony, że rasowy dowódca nie pozwala się zepchnąć na pozycję, na której najlepszym wyborem jest coś takiego. Taka rada była bardzo rozsądna, przynajmniej teoretycznie, zwłaszcza podczas pokoju, ale tutaj, w realnym życiu, po stuleciu wojny i długim odwrocie z syndyckiego Systemu Centralnego, nie pozostawało mu nic innego, jak zmierzyć się z ponurą rzeczywistością.
Sprawdził czas i lokalizację jednostek Syndykatu, raz jeszcze dziękując w myślach za ogromne opóźnienia powodowane gigantycznymi odległościami w przestrzeni kosmicznej. Desjani zameldowała mu, że moment po dostrzeżeniu przybycia floty Sojuszu, co nastąpiło po jakichś czterech godzinach, flotylla wroga ruszyła kursem, który pozwalał jej na przejęcie okrętów Geary’ego, gdyby kierowały się prosto na punkt skoku na Padronisa. Znajdująca się godzinę świetlną dalej mniejsza formacja przyjęła podobny kurs. Oba zespoły poruszały się z prędkością.08 świetlnej, taką samą, z jaką pokonywały przestrzeń okręty Sojuszu. W czasie gdy Geary przeprowadzał kolejne symulacje, obie floty zbliżały się nieustannie do siebie z łączną prędkością.16 świetlnej. Jeśli warunki nie ulegną zmianie, do kontaktu pozostało jeszcze dwadzieścia godzin.
Syndycy przyjęli stosunkowo niewielką prędkość przelotową głównie dlatego, że chcieli uzyskać lepsze pole ostrzału, gdy dojdzie do bitwy. Zamierzali nawet zwolnić jeszcze bardziej, aby wydłużyć moment starcia i zadać maksymalne straty okrętom Sojuszu.
Geary siedział w fotelu, raz po raz z drżeniem przeglądając spisane rozkazy. Dopiero gdy kilkakrotnie upewnił się co do ich właściwej treści, wywołał mostek „Nieulękłego”.
— Proszę przekazać kapitan Desjani, że wzywam ją do mojej kajuty.
Czekał, obserwując ruchy wroga i zastanawiając się, jak postąpią Syndycy, gdy dojdzie do kontaktu i bitwy, aż brzęczyk oznajmił mu, że ktoś stoi przed włazem. Wpuścił ją od razu.
Jej wzrok natychmiast spoczął na hologramie unoszącym się nad stołem.
— Na czym polega plan? — zapytała. Widać było, że z trudem powstrzymuje zżerającą ją ciekawość.
— To dość… skomplikowane. — Nie skłamał. Zwłaszcza że Desjani już zauważyła, gdzie będzie się znajdował „Nieulękły”, gdy dojdzie do starcia.
— Mogę się temu przyjrzeć.
— Będę wdzięczy, jeśli pani to zrobi. — Skrzywił się, wiedząc, jak Desjani zareaguje. — Próbowałem czegoś nowego.
Zamilkł, przyglądając się hologramowi.
— Dobrze, sir — odparła w końcu. — To nie będzie problem, ale jeśli chce pan poznać moje zdanie, muszę mieć wgląd w rozkład manewrów.
Zgodnie z tym co Geary wiedział, Desjani nigdy nie odpuszczała, gdy zobaczyła cel. Poza tym potrzebował jej osądu. Nie było sensu dalej z tym zwlekać.
— Dobrze. Ale ostrzegam, że to bardzo nowatorskie podejście.
Widać było, że jest zaniepokojona. Geary opuścił wzrok, westchnął i wprowadził kod pozwalający na odtworzenie wszystkich manewrów, jakie będą konieczne podczas pierwszego kontaktu z Syndykami. Oczy Desjani zrobiły się okrągłe, gdy obserwowała, jak uporządkowane szyki floty zmieniają się w bezładną z pozoru masę jednostek tuż przed starciem z wrogiem. Kiedy okręty utworzyły nową formację, patrzyła na nie z wielką uwagą, a potem zamarła.
— Pan… — Zdawało się, że na chwilę przed wypowiedzeniem tego słowa przestała oddychać, nawet jej głos zabrzmiał bardzo martwo. — Sir, czy ja albo mój okręt utraciliśmy pańskie zaufanie?
— Nie. Nic podobnego.
— Ale ten plan…
— Pozwala pancernikom na zrobienie tego, do czego zostały stworzone.
Twarz Desjani poczerwieniała.
— Okręty liniowe nie idą do ataku w drugiej linii! To my prowadzimy uderzenia!
— Nie tym razem. — Widział wyraźnie, jak zacisnęła dłonie w pięści. — Kapitanie Desjani, muszę uderzyć na Syndyków w sposób, którego się nie spodziewają, nie narażając jednocześnie własnej floty na kompletną zagładę. I nie ustawiam okrętów w drugiej linii podczas tego starcia. Proszę uruchomić następną sekwencję rozkazów.
Nie spojrzała na niego, wykonując to polecenie. Potem głęboko zaczerpnęła tchu.
— Jak pan sam powiedział, to faktycznie niezwykły plan.
— Na tym polega jego idea.
— Teraz rozumiem, dlaczego nie chce go pan przedstawić z wyprzedzeniem dowódcom pozostałych okrętów liniowych. Poczuliby się naprawdę parszywie. Podobnie jak ja. Ale wykonam pańskie rozkazy, kapitanie Geary. — Wyglądała już nieco spokojniej, choć wciąż była smutna i nie patrzyła w jego stronę.
— Dziękuję, kapitanie Desjani. Nie przeniósłbym się na inny okręt, żeby nie wiem co się działo. — Nie odpowiedziała, więc zaczął się zastanawiać, czy nie powinien dodać czegoś jeszcze, lecz tylko zapytał: — Czy ten plan ma szanse powodzenia?
Widział, że stara się odrzucić emocje i potraktować jego plan jak abstrakt.
— Jeżeli wszystkie okręty zdołają wykonać takie manewry w wyznaczonym czasie, z pewnością zaskoczymy tym Syndyków… nie mówiąc już o kilku naszych dowódcach.
— Systemy manewrowe okrętów potwierdziły zdolność wykonania tych ruchów.
— W teorii. — Posłała komodorowi ostre spojrzenie. — Będziemy je musieli wykonać wyłącznie na automatyce. Żaden z nawigatorów nie zdoła zrobić czegoś takiego bez fatalnych skutków dla okrętu.
— Rozumiem.
— Sir, proszę przesunąć „Nieulękłego” na pierwszą linię.
— Znajdzie się tam, kiedy podzielimy formację. Taniu, to tylko jedno podrzędne starcie. Ile bitew przeżyliśmy razem na pokładzie tego okrętu? Ile razy „Nieulękły” prowadził flotę do boju, zajmując miejsce w samym środku szyku, tam, gdzie kierowali się Syndycy?
Desjani pochyliła głowę, wbiła wzrok w pokład.
— Wiedziałam, że pan tego nie zrozumie.
— Do cholery, Taniu, w normalnych warunkach nieba bym ci przychylił, żebyś tylko była szczęśliwa, ale mam obowiązki wobec tej floty i Sojuszu. Byłoby mi o niebo łatwiej rozmawiać teraz z dowódcą każdej innej jednostki, naprawdę jednak nie mogę dopuścić do tego, by moje osobiste sympatie wpłynęły na podejmowanie decyzji. — Desjani zesztywniała, a on wyszczerzył zęby w uśmiechu. Ostatnia uwaga mogła dotyczyć przyjaźni i wzajemnego zawodowego poszanowania, lecz mogła być także aluzją sugerującą coś, do czego ani on, ani tym bardziej ona nigdy by się nie przyznali myślą, mową czy uczynkiem. Geary natychmiast zmienił podejście do tematu na bardziej bezosobowe. — „Nieulękły” musi dotrzeć do domu, ponieważ na jego pokładzie jest syndycki klucz hipernetowy, którego nie zdołamy powielić, dopóki się nie znajdziemy na terytorium Sojuszu. Nie mogę postawić okrętu na pozycji, która grozi niemal pewnym zniszczeniem. I nie zrobię tego, chociaż wiem, że ani ta jednostka, ani jej dowódca nie cofnie się nigdy przed zajęciem miejsca w pierwszej linii.