Выбрать главу

— Wykonuję drugi zestaw rozkazów, czas jeden cztery — oznajmiła Desjani. Podniecenie bitewne przełamało do końca żal, jaki żywiła po decyzji Geary’ego.

Jednocześnie sprawdzili status jednostek floty i ruchy przeciwnika. Syndycy skręcili w prawo, rozpoczynając nawrót, wciąż podzieleni na cztery formacje. Najprawdopodobniej liczyli, że flota Sojuszu ruszy teraz prosto na punkt skoku. Zamiast tego jednostki Geary’ego raz jeszcze poszły w rozsypkę, okręty liniowe, lekkie krążowniki i większość niszczycieli odbiły w dół, tworząc oddzielną formację, podczas gdy pancerniki, ciężkie krążowniki, jednostki pomocnicze oraz okręty uszkodzone we wcześniejszych starciach w osłonie nielicznych niszczycieli ruszyły w górę, śladem przeciwnika.

Geary czuł się, jakby sam dostał kartaczem, gdy jego wyświetlacz zaczął pulsować napływającymi danymi o stratach własnych. Jasny symbol pozostający za oddalającą się formacją oznaczał miejsce, w którym unosiły się szczątki „Wzorowego”, ostatniego pancernika kieszonkowego floty. Mniejszy od klasycznych pancerników, ale większy od ciężkich krążowników, wydał się komuś sensowną konstrukcją, lecz zapłacił drogo za projektancką nonszalancję. Podobnie jak jego bliźniacze jednostki utracone w poprzednich bitwach, „Wzorowy” był wystarczająco duży, by przyciągnąć uwagę celowniczych wroga, natomiast zbyt mały, by wytrzymać zmasowany ostrzał.

Żaden z pancerników Sojuszu nie został zniszczony, Syndycy jednak skoncentrowali ogień na „Determinacji” i „Groźnym”, gdy doszło do bezpośredniego starcia pomiędzy formacjami. Oba okręty wyszły z niego z poważnymi uszkodzeniami części dziobowych. „Determinacja” otrzymała także trafienie w maszynownię i mimo iż usiłowała nadążyć za resztą formacji, powoli zostawała w tyle.

W dryf wpadł także okręt liniowy „Niesamowity”, który chroniąc jednostki pomocnicze, ściągnął na siebie spory ogień. Miał wciąż czynne systemy uzbrojenia, ale stanowił tak łatwy cel, że jego załoga z pewnością modliła się teraz, by dalszy ciąg bitwy rozegrał się z dala od wraku, przynajmniej do momentu, kiedy uda się uruchomić silniki.

Ciężkie krążowniki: „Żółw”, „Zamek”, „Kurtani” i „Tarian” zostały zniszczone, z dwóch pierwszych nie zostało nic prócz morza drobnych szczątków. Lekkie krążowniki „Kissaki”, „Pióropusz” i „Czop” podzieliły ich los, podobnie jak niszczyciele „Zadzior”, „Jatagan”, „Wypad”, „Arabas” i „Kururi”.

Nie mieli czasu na przeglądanie długich list pomniejszych uszkodzeń, jakie okręty odniosły podczas pierwszego przejścia.

Gdy formacje zaczęły się oddalać, w przestrzeni zaroiło się od kapsuł ratunkowych. Rozbitkowie Sojuszu unosili się w kosmosie obok syndyckich marynarzy opuszczających swoje dogorywające wraki.

Jak na nieszczęście druga salwa rakiet wystrzelonych przez mijające się okręty trafiła w jeden z okrętów, na których Geary’emu zależało najbardziej.

— „Goblin” utracił wszystkie silniki — zameldował wachtowy z operacyjnego. — Ma też poważne uszkodzenia rufy po trzech trafieniach rakietami. Przypuszczalny czas uruchomienia przynajmniej jednej jednostki napędowej wynosi minimum godzinę.

Geary spojrzał na wyświetlacz, na którym „Goblin”, nie potrafiąc zmienić kursu ani przyspieszyć, wyłamał się z szyku i dryfował pośrodku morza wraków i szczątków, oddalając się coraz bardziej od reszty okrętów Sojuszu. Porównanie jego wektora lotu z kursem jednostek syndyckich nie pozostawiało żadnych złudzeń.

— „Goblin” nie ma szans na przetrwanie. Czy ktoś może potwierdzić informację, że Syndycy dotrą w jego pobliże za mniej niż dwadzieścia pięć minut?

— Potwierdzam, sir! — odparł natychmiast wachtowy z operacyjnego. — Według moich wyliczeń przewidywany czas dotarcia to dwadzieścia cztery minuty.

To o wiele za szybko, skoro „Goblin” potrzebuje godziny, by ponownie ruszyć się z miejsca, zresztą gdyby nawet w tym momencie połowa silników tego niezdarnego giganta odpaliła jakimś cudem, i tak nie zdołałby uciec przed wrogiem. Flota Sojuszu także nie zdąży dotrzeć na miejsce, aby osłonić cenną jednostkę pomocniczą przed drugim przejściem Syndyków. Geary westchnął i sięgnął do komunikatora.

— „Goblin”, mówi komodor. Sugeruję, aby natychmiast przeprowadzić ewakuację i nastawić rdzeń reaktora na przesterowanie, tak by wybuchł za jakieś dwadzieścia minut. — Zamierzał wygrać tę bitwę, lecz jej wynik był wciąż niepewny. Nie mógł pozwolić na to, by przeciwnik przejął niemal nietkniętego „Goblina”.

Odpowiedź nadeszła pół minuty później.

— Sir, próbujemy załadować na ciężkie wahadłowce cały zapas ogniw paliwowych, jaki nam został w ładowniach. Może uda nam się je ocalić. Zespoły ratunkowe pracują cały czas nad uruchomieniem jednego z silników.

Desjani skrzywiła się z niedowierzaniem.

— Te ich ciężkie ptaszki nie uciekną przed nadlatującymi Syndykami. Są zbyt wolne, nawet jeśli nie mają niczego w ładowniach.

Geary przytaknął.

— „Goblin”, wasze wahadłowce są zbyt wolne, ściągną na siebie cały ogień Syndyków. Nie dość, że nie uciekną, to jeszcze na ich pokładach wszystko zostanie zniszczone. Jeden zespół napędowy także nie ocali waszej jednostki, a flota nie zdąży wrócić, aby was osłonić. Jesteście inżynierami. Sami sobie to przeliczcie. Proszę zabrać swoich ludzi z pokładu, kapitanie, póki macie na to jeszcze czas. Może pan potraktować moje słowa jako rozkaz, jeśli to panu ułatwi decyzję.

Tym razem odpowiedź z „Goblina” przyszła po dodatkowej minucie, a w głosie dowódcy pobrzmiewała rezygnacja:

— Tak jest. Rozkazałem załodze przejść do kapsuł ratunkowych. Rdzeń nastawiony na przesterowanie za… osiemnaście minut.

— Sir, dowódca „Niesamowitego” melduje, że wydał załodze rozkaz opuszczenia okrętu.

— Doskonale — odparł Geary, w tej sytuacji oni także nie mieli innego wyboru.

— „Determinacja” nie nadąża za resztą formacji. Zgłasza prośbę o pozwolenie na pozostanie przy „Niesamowitym” i udzielenie mu wsparcia.

— Wyrażam zgodę. Przekażcie „Niesamowitemu” i „Determinacji”, że postaramy się zająć Syndyków i odciągnąć ich.

Geary skupił się na obserwacji wrogiej flotylli i obu własnych zgrupowań, które wykonywały właśnie ciasny, ale i tak niezwykle długi zwrot, utrzymując przy tym prędkość równą.08 świetlnej. Gdy Syndycy zaczęli wychodzić na prostą, ich pancerniki, przesuwane do środka szyku na miejsce zniszczonych jednostek zgrupowania centralnego, zatrzymały się w połowie drogi pomiędzy dawnymi pozycjami a pustym miejscem.

— Nie wiedzą, co mają robić — zauważyła z pogardą Desjani.

— I o to nam chodziło.

Z tylnej części mostka dobiegł głos Rione:

— Dlaczego nie wiedzą, co mają robić? Podzielił pan flotę na dwa zgrupowania, a nie na sześć, jak robił pan dotąd.

— Chodzi o to, z jakich jednostek składają się nasze zgrupowania — wyjaśnił komodor. — Jedno skupia pancerniki, wolniejsze i masywniejsze, okręty, które zdaniem Syndyków mają uderzyć po raz kolejny w samo serce ich flotylli. Ale drugie zgrupowanie składa się ze wszystkich okrętów liniowych, lżejszych i zwrotniejszych, co może sugerować, że chcę nim zaatakować flanki „ściany”.

— Rozumiem. — Rione uniosła jeden kącik ust w krzywym uśmiechu. — Nie wiedzą, gdzie pan uderzy, więc mają problem z rozmieszczeniem swoich najcięższych sił.

— Właśnie. — Geary obserwował poczynania Syndyków, kręcąc przy tym głową. Wróg się spodziewał, że okręty Sojuszu pomkną dalej, prosto na punkt skoku na Padronisa, a tymczasem miał je przed sobą w dwóch formacjach. Pancerniki nadlatywały z jednej strony, od góry, a okręty liniowe z drugiej, lecz z dołu. — Chyba nie powinienem przeprowadzać drugiego ataku pancernikami na centrum syndyckiej flotylli. Jeśli jej dowódca zorientuje się w porę i zacieśni szyki, może zadać nam naprawdę poważne straty.