— Na Geradinie? — powtórzył Geary. — Co to za system?
— Totalne zadupie, mała liczba mieszkańców, niemal całkowicie odizolowany, zwłaszcza od czasu wprowadzenia hipernetu, aczkolwiek wojsko wciąż pobierało stamtąd wszystko, czego potrzebowało. — Rione machnęła ręką ze złością. — A to prowadziło do nieuniknionego konfliktu. Próba cichego puczu przeistoczyła się w otwartą walkę, gdy upadł rząd centralny. — Odwróciła się do Desjani. — Nie mogliście o tym słyszeć. Ze względów bezpieczeństwa. Nie mogliśmy dopuścić, by społeczeństwo się dowiedziało o podobnych wydarzeniach nawet na takim zadupiu jak Geradin.
— Upadek rządu… — mruknął Geary, nie odrywając oczu od własnego wyświetlacza. — Czy obserwujemy sygnały o walkach pomiędzy Syndykami? — Nikt mu nie odpowiedział, więc wcisnął klawisz komunikatora. — Poruczniku Iger. Otrzymaliśmy sygnały, że centralny rząd tego systemu upadł bądź został obalony. Proszę wykonać ocenę sytuacji na poszczególnych planetach i przedstawić raport jak najszybciej.
— Tak jest. Już się bierzemy do roboty.
Geary analizował informacje dostępne w tym momencie, ciesząc się, że tak sprawnie przebiega podejmowanie kapsuł ratunkowych. Wokół nich aż się roiło od niewielkich przetrwalni syndyckich, które kierowały się ku najbliższym planetom. Geary się zastanawiał, po której stronie konfliktu opowiedzą się ci ludzie. Po stronie rządowej, która być może już nie istnieje? A może po stronie jednej z dwóch zbuntowanych frakcji, o ile nie ma ich więcej? A może zabarykadują się na terenie baz wojskowych i przeczekają do przybycia pozasystemowych sił porządkowych, które stłumią rebelię, bombardując krnąbrne planety?
— Syndykom nie zostało zbyt wiele okrętów… — mruknął do siebie.
Desjani zmarszczyła brwi, potem skinęła głową, gdy pojęła, o co mu chodzi.
— Zniknęła ręka trzymająca bat. Niszczyliśmy ją systematycznie, dzisiaj pozostał po niej tylko sznur wrakowisk ciągnący się stąd aż do syndyckiego Systemu Centralnego.
— Tak, a ci ludzie nie są chyba jedynymi, którzy pojęli znaczenie tego faktu. — Geary raz jeszcze nacisnął klawisz komunikatora. — Poruczniku Iger, macie już coś?
Przed nim pojawiło się okienko, a w nim twarz oficera wywiadu.
— Tam panuje totalny chaos, sir.
Geary odczekał jeszcze moment.
— Dziękuję, poruczniku. Bez wsparcia wywiadu nigdy bym się tego nie domyślił.
Oblicze Igera zapłonęło ze wstydu.
— Przepraszam, sir. Nie możemy przedstawić panu jasnego obrazu wydarzeń, ponieważ to niemożliwe. Wszystko się rozpada jak budowla z klocków. Znaleźliśmy informacje o tym, że populacja czwartej planety wzrosła znacznie ostatnimi laty, ponieważ zsyłano na nią coraz więcej dysydentów niezadowolonych ze sposobu rządzenia systemem. Nie wiemy, kto tak naprawdę rządzi tam teraz ani jaka jest realna strefa jego wpływów. Tego nie wie nikt, nawet frakcje walczące o kontrolę nad cząstkami dawnego systemu.
— Trwają tam walki?
— Tak, sir. Zauważyliśmy eksplozje, ruchy pojazdów, kolumny uchodźców i inne sygnały świadczące o tym, że na czwartej doszło do starć. Nie możemy jednak stwierdzić, czy te walki się nasilają, ponieważ wszystko tam jest albo pod powierzchnią ziemi, albo w zamkniętych instalacjach orbitalnych… — Iger zamilkł na moment, spoglądając gdzieś w bok, potem skinął głową i znów popatrzył na Geary’ego. — Właśnie zaobserwowaliśmy potężną eksplozję na jednej ze stacji orbitalnych krążących w pobliżu trzeciej planety, z czego wynika, że tam także toczą się walki.
Desjani wysłuchała jego relacji, po czym wzruszyła ramionami.
— To nie nasza sprawa, sir. Nie mamy pod ręką kilkuset tysięcy żołnierzy, którzy mogliby zająć ten system.
— Nie mamy — przyznał Geary, lecz zauważył, że Iger nerwowo kręci głową. — Tak, poruczniku?
— A co z obozem jenieckim, sir? Tym na trzeciej planecie?
Zupełnie zapomniał o obozie, skupiwszy całą uwagę na przewrocie dokonywanym w tym systemie.
— Tak, to nasz problem.
Iger cały czas czytał napływające raporty, nawet podczas rozmowy z Gearym.
— Obserwujemy ślady walk na zewnątrz obozu, ale na jego terenie na razie jest spokojnie. Wygląda na to, że strażnicy zabarykadowali się w bunkrach, próbując chronić siebie.
— Czy ktoś szturmuje obóz, poruczniku?
— Nic mi o tym nie wiadomo, sir, ale to dopiero początek zawieruchy.
— A co z bombami nuklearnymi rozmieszczonymi na orbicie? — zapytała Rione. — Wiemy, że Syndycy mają także inne sposoby na utrzymanie swoich obywateli w ryzach.
— Nie wiemy, czy zainstalowali tutaj coś podobnego, pani współprezydent — odparł Iger. — W każdym razie nie użyli jeszcze żadnego.
— Może ich tutaj nie mają?
— Albo nie potrafią namierzyć konkretnego celu. Istnieje także prawdopodobieństwo, że utracili kontrolę nad arsenałem nuklearnym z powodu rozpadu struktur dowodzenia. A może czekają, aż obie zbuntowane frakcje nawzajem bardziej się wykończą, bo wtedy władze Syndykatu będą miały mniej roboty przy tłumieniu rebelii.
Pogrążony w myślach Geary bębnił opuszkami palców o poręcz fotela.
— Obawiam się, że sytuacja wróci tutaj do normy dopiero za jakiś czas, a my nie możemy sobie pozwolić na dodatkowe opóźnienia. Poruczniku Iger, najistotniejszym zadaniem jest sprawdzenie, kto sprawuje władzę na terenach, na których znajduje się obóz jeniecki. Proszę przedstawić mi jak najdokładniejszy raport na temat zagrożeń ze szczególnym uwzględnieniem naziemnych i orbitalnych instalacji obronnych, którymi nasza flota powinna się zająć.
— Tak jest! — Iger zasalutował pospiesznie i jego hologram zniknął.
Geary nacisnął kolejny klawisz, wywołując pułkownik Carabali.
— Zdążyła się już pani zapoznać z aktualną sytuacją w systemie, a zwłaszcza na trzeciej planecie?
Dowodząca siłami specjalnymi skinęła głową.
— Syndycy zafundowali sobie ostrą jazdę do piekła, z tego co słyszałam, sir.
— To prawda. Ale my musimy podjąć jeńców wojennych przebywających w obozie pracy na powierzchni trzeciej planety. Szukamy człowieka, z którym moglibyśmy wynegocjować warunki ich wypuszczenia, obawiam się jednak, że w tak wielkim bajzlu trudne zadanie ich odbicia spocznie na barkach pani komandosów.
— Po to nas w końcu macie, kapitanie. Do wykonywania trudnych zadań. — Carabali zasalutowała. — Opracuję plan operacji, zakładając opanowanie terenu wokół obozu i zdławienie oporu strażników.
— Dziękuję. Flota oczyści wam teren, nawet gdyby trzeba zamienić całą okolicę w dymiące kratery.
Desjani jęknęła głośno.
— Akcje naziemne!… To ja już wolę bitwy w kosmosie.
— Ja także, ale to zadanie musimy wykonać. — Skrzywił się, spoglądając ponownie na ekran. — Podzielmy flotę. Zostawimy tutaj wystarczające siły, żeby mogły bronić uszkodzonych jednostek, reszta formacji skieruje się na trzecią planetę. Pani współprezydent, proszę rozpocząć negocjacje, jak tylko wywiad zidentyfikuje ludzi odpowiadających za tereny, na których leży ten obóz. Proszę ich przekonać, że wszelkie próby szantażu albo grania jeńcami będą z góry skazane na niepowodzenie.
— Zrobię co w mojej mocy — odparła Rione. — Zakładając, że uda nam się znaleźć kogoś, kto naprawdę ma tam coś do powiedzenia. Ale co będzie, jeśli mi się nie uda?
— Wtedy komandosi pułkownik Carabali zapukają do bram obozu. Nie chciałbym być wtedy w skórze ludzi, którzy staną im na drodze.