Выбрать главу

Aerodynamiczne bryły metalu, zwane też głowicami kinetycznymi, były powrotem do najprostszych rodzajów broni miotanej, jaką znał człowiek. Mimo znacznie idealniejszych kształtów pociski te pełniły identyczną rolę jak niegdyś głazy i w tym właśnie charakterze służyły flocie. W starożytności miotano kamienie wyłącznie siłą ludzkich rąk, dzisiaj były zrzucane z wysokich orbit i nabierały energii z każdym przelecianym metrem. Gdy trafiały w cel, skutki uderzeń były bardziej niszczące niż użycie konwencjonalnych bomb. Prostych, tanich i zabójczych głowic kinetycznych nie dało się zatrzymać, gdy już zostały wystrzelone.

— Startują promy z komandosami — zameldował wachtowy z operacyjnego.

Geary włączył przekaz z ładowni, kadłuby maszyn zostały komputerowo podświetlone, by lepiej widzieli je obserwatorzy.

— Jeszcze nigdy nie widziałem tak wielu naraz — mruknął Geary do Desjani.

— Bo nie był pan na Urdzie, sir. Tam tysiące wahadłowców przeprowadzało desant. Coś niesamowitego. — Oczy Tani rozbłysły na to wspomnienie. — A potem Syndycy otworzyli do nich ogień.

— Duże straty ponieśliśmy?

— Ogromne. — Zmusiła się do uśmiechu. — Tu nie może być gorzej.

On także spróbował się uśmiechnąć, żałując, ze Desjani wspomniała o Urdzie.

— Pierwsza fala jednostek ewakuacyjnych w przestrzeni.

— Zaobserwowaliśmy ruchy przeciwnika na powierzchni. Kolumna pojazdów opancerzonych zmierza w kierunku obozu.

Geary wywołał na wyświetlaczu obraz przedstawiający długi rząd wolno jadących wozów bojowych. Kierowały się prosto na bramy obozu jenieckiego. Sięgnął do klawiatury i z pełnym rozmysłem zaznaczył kolumnę, włączając ją w listę celów. Poprosił system nawigacyjny o obliczenie trajektorii pocisków, otrzymał ją kilka sekund później i zatwierdził jednym naciśnięciem klawisza. Okręty Sojuszu zwróciły się dziobami w stronę atmosfery planety. Cały proces oddania salwy trwał nie dłużej niż dziesięć sekund.

— Przygotowanie ogniowe w toku.

Salwa brył metalu wyprysnęła z wyrzutni okrętów, każdy pocisk wymierzony był w określony punkt obozu. Promy lecące wolniej od nich dotrą na powierzchnię chwilę później, mając oczyszczone przedpole.

— Bum… — mruknęła Desjani, gdy kolumna opancerzonych pojazdów zniknęła w chmurze odłamków i pyłu wyrzuconego wysoko w niebo uderzeniami broni kinetycznej.

— Może w końcu zrozumieją, że przeciwstawianie się nam nie jest dobrym pomysłem — stwierdził Geary.

— Nie liczyłabym na to, sir.

— Zarejestrowaliśmy otwarcie ognia przez pięć naziemnych baterii broni energetycznej! — zameldował wachtowy z operacyjnego. — Rakiety w pobliżu „Doskonałego” i „Bartizana”.

Geary spojrzał na wyświetlacz, zaznaczył pozycje baterii, poprosił o autoryzację i odpalił kolejne pociski.

— Na szczęście kazałem wszystkim jednostkom zawczasu wykonywać uniki.

Gdy głowice kinetyczne przygotowania ogniowego trafiły w ziemię, część pocisków uderzyła w domniemane kryjówki wroga, aby zniechęcić go do walki, lecz zdecydowana większość została skierowana na zidentyfikowane wcześniej cele, w tym na posterunki i wieże strażnicze. Ułamek sekundy później w miejscu systemu strzegącego obozu ziały tylko dymiące kratery. Mur łączący te budowle także runął w wielu miejscach.

— Sądzi pani, że ktoś był w tych umocnieniach?

— Wątpię. Pułkownik Carabali podejrzewała, że rozmieszczono w nich zdalnie sterowaną broń, na wypadek gdyby któraś z budowli przetrwała ostrzał. Dlatego postaraliśmy się, żeby do tego nie doszło.

— Dwie minuty do lądowania wahadłowców z komandosami — zameldował wachtowy z operacyjnego.

Miejsca, w których znajdowały się namierzone baterie, zniknęły w tumanach gęstego dymu i odłamków.

— Wahadłowce lądują. Komandosi na ziemi.

Operacja wyglądała przepięknie, gdy oglądało się ją z tej wysokości. Wahadłowce spływały powoli w miejsca docelowe na obwodzie obozu i w jego centrum. Komandosi wysypywali się z wiszących tuż nad ziemią maszyn. Ślady wrogiego ognia rozbłyskiwały na ich zbrojach i kadłubach promów trafianych przypadkiem. W odróżnieniu od zwykłych wahadłowców transportowych maszyny desantowe miały aktywne pancerze i systemy obrony odpowiadające automatycznym ogniem w kierunku każdego miejsca, z którego do nich strzelano. W miarę przybywania nowych oddziałów siła ognia pokrywającego domniemane pozycje wroga rosła. Na obrzeżu obozu wywiązało się kilka poważniejszych potyczek, podobnie było w okolicach lądowiska w centrum obozu.

— Nie wiemy, gdzie są przetrzymywani jeńcy — zaprotestowała Rione — a komandosi rozwalają wszystko na swojej drodze!

Geary pokręcił głową.

— W ich zbrojach są zapisy dotyczące wszystkich znanych nam lokalizacji, w których mogą przebywać nasi chłopcy. Poza tym wierzę, że najpierw namierzają wroga, a dopiero potem do niego strzelają.

— Wróg się okopał na terenie obozu — zameldował oficer prowadzący oddziały desantowe w centrum. — Napotkaliśmy silny opór w pobliżu lądowiska.

— Nie będzie łatwo — mruknęła Desjani.

Pięć

Konwencjonalna artyleria naziemna otworzyła ogień w kierunku obozu jenieckiego z pozycji oddalonych o trzydzieści kilometrów na wschód i dwadzieścia na południe.

Geary oznaczył kolejne cele i posłał w ich kierunku głowice kinetyczne. Centralny wyświetlacz wisiał obok jego stanowiska, pokazując sporą część powierzchni planety oraz tę część przestrzeni, z której mogło nadejść ewentualne zagrożenie dla okrętów floty. Po drugiej stronie fotela komodor miał szczegółowy obraz pola walki. Widział teren obozu z lotu ptaka. Wszędzie roiło się od wolno przesuwających się ikonek, którymi oznaczono pozycje własnych oddziałów i przeciwnika. Natomiast przed Gearym wisiał cały ciąg wyświetlaczy, na których mógł obserwować przekaz z kamer umieszczonych na zbrojach bojowych poszczególnych komandosów. Musiał bardzo uważać, żeby nie skupiać się zanadto na tych obrazach, nie mógł sobie pozwolić na wsiąknięcie w niezwykle dynamiczną akcję tego niewielkiego w końcu fragmentu rzeczywistości, skoro miał dbać o bezpieczeństwo całej floty, ale tak osobiste spojrzenie na pole walki, jakie miał za pośrednictwem punktu widzenia poszczególnych żołnierzy, pozwalało mu się wczuć w sytuację i rozwój wypadków na powierzchni planety.

W tym momencie nie potrafił się jednak połapać w niczym, choćby nie wiadomo ilu obrazom się przypatrywał. Na wyświetlaczu po prawej widział, jak plutony i kompanie piechoty powoli, lecz systematycznie przemieszczają się w stronę środkowego placu, a za ich plecami mnożą się w szybkim tempie ikonki oswobodzonych jeńców, gdy żołnierze wysadzają kolejne drzwi i ewakuują uwięzionych mieszkańców. W innych częściach obozu operacja przebiegała znacznie wolniej, syndyccy strażnicy ostrzeliwali się gęsto z umocnionych budynków rozrzuconych po całej okolicy. Wahadłowce ewakuacyjne opadały kolejno na plac apelowy pomimo sporadycznego ognia kierowanego w ich stronę. Na ziemi czekał na nie rosnący tłum wymizerowanych, totalnie zdezorientowanych, ale wolnych już ludzi, których wojsko zaganiało do ładowni pierwszych maszyn. Na ekranach informacyjnych roiło się od ostrzeżeń i komunikatów przesyłanych przez poszczególnych komandosów.

— Wahadłowce Victor Jeden i Victor Siedem poważnie uszkodzone przez ostrzał z ziemi. Wracają do bazy.