— Ceclass="underline" budynek oznaczony symbolem pięć zero zero! Ostrzelajcie go natychmiast!
— Są też po lewej! W niewielkich zabudowaniach zero dwa jeden i zero dwa trzy.
— Miny. Straciliśmy na tym polu dwóch ludzi. Do wszystkich jednostek, wypatrujcie min.
— Czy ktoś może uciszyć tę pieprzoną artylerię?
— Flota już się nią zajęła. Bombardowanie w toku.
— Podświetl ten bunkier. Wpakujcie w niego pigułę!
Desjani obserwująca te same widoki pokręciła głową.
— Wygrywamy to starcie?
— Tak mi się wydaje… — Geary odwrócił się, słysząc głos wachtowego.
— Sir, otrzymujemy od sił desantowych całą masę próśb o zbombardowanie wskazanych celów…
— Każde żądanie zbombardowania celu znajdującego się w odległości większej niż sto metrów od naszych pozycji ma być przyjmowane automatycznie — odparł poirytowanym głosem komodor.
— Wiem, sir, ale moglibyśmy reagować szybciej, gdyby systemy automatycznego naprowadzania przejęły kontrolę nad całością procesu jak w czasie bitwy między okrętami.
Geary pokręcił głową.
— Może uszczknęlibyśmy kilka sekund przy każdej weryfikacji celu, ale komandosi prosili wyraźnie o autoryzację każdego ostrzału przez człowieka, by uniknąć pomyłek przy celowaniu. Nie zamierzam zmieniać decyzji dla tak miernej korzyści. — Wachtowy wyglądał na zmartwionego, więc Geary dodał tonem wyjaśnienia: — W czasie walki z syndyckimi okrętami musimy w pełni się zdać na zautomatyzowane systemy broni. Człowiek nie jest w stanie zareagować w czasie tak krótkim jak przejście z prędkościami sięgającymi ułamków świetlnej. Ale ani Syndycy, ani nasi komandosi tam w dole nie przemieszczają się aż tak szybko. Możemy sobie pozwolić na pozostawienie decyzji w ludzkich rękach. Jeśli wie pan o zbyt dużych opóźnieniach w zatwierdzaniu celów, chcę mieć natychmiast raport na moim wyświetlaczu. Zapewniam, że nasi chłopcy pierwsi dadzą panu znać, jeśli coś będzie nie tak.
— Tak jest, sir.
Podoficer zmieszał się lekko, lecz natychmiast wrócił do swoich zadań.
— Jest pan bardzo tolerancyjny dla podoficerów — zauważyła Desjani, nie spuszczając wzroku ze swoich wyświetlaczy.
— Kiedyś byłem jednym z nich, tak samo zresztą jak pani.
Podobnie jak Tania, także on nie spuszczał oka z pola bitwy, dziękował jednak żywemu światłu gwiazd za wszystko, co mogło zmniejszyć choć trochę towarzyszące temu napięcie. Podejrzewał, że Desjani zauważyła jego cierpienia i postanowiła mu odrobinę ulżyć.
— Ja nie — zaprzeczyła. — Urodziłam się jako dowódca okrętu liniowego.
— To musiał być bolesny poród dla pani matki.
Roześmiała się.
— Mama to twarda sztuka, ale i ją wkurzył szpaler marynarzy czekających na porodówce.
Uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy na ekranie przed sobą dostrzegła wiadomość o wysokim priorytecie.
— Przyszpili trzecią kompanię.
Geary przejrzał okienka i wybrał kamerę porucznika dowodzącego wspomnianą jednostką. Na wyświetlaczu widać był walący się mur, drżący nieustannie pod ciężkim ostrzałem nieprzyjaciela.
— Umocnione stanowiska ciężkiej broni i ukryte bunkry — meldował dalej podoficer. — Musieliśmy wpaść na coś w rodzaju wewnętrznej cytadeli. Mają nad nami znaczącą przewagę ogniową, ponosimy ciężkie straty.
W tle usłyszeli głos pułkownik Carabali:
— Możecie się wycofać skokami w kierunku środka obozu?
— Nie damy rady, nie damy rady! — Eksplozja pocisku w polu widzenia kamery odrzuciła na sporą odległość znajdujących się w pobliżu komandosów. — Nie możemy się ruszyć, bo natychmiast nas namierzają. Prosimy o wszelkie możliwe wsparcie ze strony floty. — Geary przyjrzał się mapie taktycznej, którą wywołał w swoim hełmie porucznik, obserwował, jak podoficer nanosi na nią znaczniki celów. Były naprawdę blisko ikon oznaczających pozycje jednostek trzeciej kompanii Sojuszu. — Proszę o bombardowanie według przekazanych koordynat. Czymkolwiek, byle jak najszybciej.
— Sir — wtrącił się wachtowy z operacyjnego — otrzymaliśmy kolejną prośbę komandosów o wsparcie ogniowe, ale znowu w strefie bezpieczeństwa.
— Jak głęboko?
Zatchnęło go, gdy zobaczył liczby w przesłanym natychmiast raporcie. W chwili gdy je przeglądał, pojawił się przed nim hologram pułkownik Carabali.
— Kapitanie Geary, trzecia kompania potrzebuje wsparcia ogniowego, i to natychmiast.
— Pułkowniku, większość celów jest zaledwie pięćdziesiąt metrów od naszych pozycji. Niektóre nawet nie dalej niż dwadzieścia pięć.
— Wiem, kapitanie, ale tam właśnie ukrywa się wróg.
— Pułkowniku, musimy strzelać przez atmosferę. Nie mogę zagwarantować, że nie trafimy w naszych chłopców.
— Wiem, sir… — oświadczyła Carabali. — Porucznik też jest tego świadomy. Ale prosi o takie wsparcie. Jest najstarszy stopniem na polu walki. Żąda, aby zniszczyć te cele bez względu na ryzyko dla własnych oddziałów. Proszę zatwierdzić i wykonać rozkaz otwarcia ognia, sir. Jak najszybciej, sir.
Geary spojrzał jej prosto w oczy. Carabali także rozumiała sytuację, w jakiej znaleźli się jej ludzie, lecz uznała, że oficer będący na miejscu ma najlepszy ogląd sytuacji, i poparła jego żądanie. Geary jako głównodowodzący floty nie mógł tego lekceważyć.
— Dobrze, pułkowniku. Zatwierdzam rozkaz ataku. — Odwrócił się do Desjani. — W jaki sposób możemy szybko zwiększyć celność bombardowania powierzchniowego?
Tania rozłożyła ręce.
— Przy strzelaniu przez atmosferę przy tym całym syfie, który wzniosły poprzednie pociski? Chyba tylko schodząc na najniższą z możliwych orbit. Ale tym sposobem wystawimy okręty na ostrzał z powierzchni.
— Dobrze. — Szybki rzut oka na skanery pozwolił natychmiast wytypować odpowiedniego kandydata. Tylko pancernik mógł zapewnić odpowiednią siłę ognia i jednocześnie przetrwać ewentualną odpowiedź z planety. — „Gniew”, zejdziecie jak najszybciej na najniższą orbitę i zapewnicie wsparcie ogniowe naszej misji.
— „Gniew” potwierdza przyjęcie rozkazu. Schodzimy.
— Sir, wykryliśmy statki powietrzne zmierzające w kierunku obozu. To maszyny wojskowe, wskazuje na to ich charakterystyka i wykorzystanie technologii maskujących.
— Zniszczyć je — rozkazał Geary.
Z orbity odpalono piekielne lance, tworząc sieć cząsteczkową wokół syndyckich maszyn. Przy tak wielkiej liczbie okrętów Sojuszu nad sobą samoloty nie miały żadnych szans. Mimo wykorzystania bardzo zaawansowanych technologii nawet odległa eksplozja piekielnej lancy mogła je uszkodzić bądź zniszczyć, a w powietrzu wokół eskadry zaroiło się od wystrzelonych rakiet.
— Wszystkie samoloty zostały zniszczone. „Gniew” otwiera ogień.
Na wyświetlaczu porucznika widać było zbliżające się eksplozje, ziemia drgała nieustannie jak w szalonym tańcu, gdy wystrzelone z pokładu pancernika rakiety i niewielkie głowice kinetyczne sięgały wskazanych celów. Dzieło zniszczenia postępowało, wkrótce kamera pokazywała wyłącznie pył i naładowane cząsteczki wypełniające powietrze, a potem przekaz się urwał.
— Straciliśmy łączność z trzecią kompanią — zameldował wachtowy z komunikacyjnego. — W powietrzu jest zbyt wiele śmieci i naładowanych cząsteczek. Zagłuszają wszelkie sygnały. Spróbujemy odzyskać kontakt, ale to potrwa co najmniej kilka minut.
Pytanie tylko, czy jest tam jeszcze ktoś, z kim da się porozmawiać? Tyle tylko zdążył pomyśleć Geary, zanim usłyszał głos kolejnego wachtowego:
— Odpalono rakiety z syndyckiej bazy orbitalnej Alfa Sigma. Trzy rakiety klasy orbita-ziemia. Najprawdopodobniej z głowicami nuklearnymi. Wektor początkowy wskazuje, że ich celem będzie teren obozu. System bojowy sugeruje, by lekki krążownik „Oktawa” i niszczyciele „Szrapnel” i „Kris” przejęły je i zniszczyły. Zaleca także wystrzelenie głowicy kinetycznej z pokładu „Zemsty”, aby wyeliminować stację.