Выбрать главу

— Zatwierdzam. Wykonać natychmiast. — Geary spojrzał w kierunku Rione. — A jednak mieli atomówki na orbicie.

— Mogą mieć ich tam więcej — odparła.

— Kolejne samoloty lecą w stronę obozu jenieckiego. Także wojskowe.

— Zniszczyć je — rozkazał Geary.

— Wykryto odpalenie rakiety balistycznej średniego zasięgu z wyrzutni na powierzchni planety. Trajektoria wskazuje, że celem jest obóz. System sugeruje natychmiastowe użycie piekielnych lanc i zbombardowanie przez „Bezlitosnego” bazy, z której pocisk został wystrzelony.

— Wykonać.

— Szósta kompania melduje o napotkaniu zaminowanego terenu. Straciła kilku ludzi w tych pułapkach. — Na mostku rozbrzmiały dzwonki alarmowe. — „Gniew” został trafiony promieniem cząsteczkowym wystrzelonym z powierzchni planety. W tym momencie rozpoczął manewr uniku i odpowiedział ostrzałem kinetycznym miejsca, z którego przeprowadzono atak. Jego dowódca melduje wykonanie zadania. Nadal nie ma informacji od trzeciej kompanii.

— Rakieta średniego zasięgu i wyrzutnia zostały zniszczone. „Oktawa” wyeliminowała dwie orbitalne bomby nuklearne. „Szrapnel” zajął się trzecią. „Gniew” melduje o zniszczeniu ostrzeliwującej go baterii naziemnej. Pociski kinetyczne wystrzelone w kierunku stacji orbitalnej dotrą do celu za jakieś trzy minuty.

Hologram Carabali pojawił się raz jeszcze przed Gearym.

— Sir, zaobserwowaliśmy dwie kolumny pojazdów zmierzających w kierunku obozu pod osłoną pyłów wzniesionych poprzednimi bombardowaniami. — Obok niej pojawiło się okienko przedstawiające widok jadących transporterów. — Nasze drony zwiadowcze operujące poniżej kurtyny pyłu potwierdziły obecność umundurowanych ludzi i broni w obu kolumnach, zanim jedna z nich została zniszczona ogniem z ziemi.

— Rozumiem, pułkowniku. Zajmiemy się tymi konwojami. — Geary przesłał dane do systemu bojowego i moment później otrzymał sugerowany plan działania. Zatwierdził go natychmiast i kilka okrętów Sojuszu oddało kolejną salwę pocisków kinetycznych w kierunku powierzchni. — Jak to dobrze, że ta broń jest nie tylko tania, ale i zawsze dostępna — powiedział do Desjani. Czyż nie tak mogli się czuć starożytni bogowie zsyłający z nieba śmierć i zniszczenie na ludzi i ich domostwa?

— Pociski dotarły do stacji Alfa Sigma.

Geary dostrzegł mrowie kapsuł ratunkowych oddalających się od skazanej na zagładę bazy. Moment później wystrzelone przez Sojusz głowice zaczęły uderzać w syndycką stację orbitalną, w mgnieniu oka zamieniając ją w obłok kosmicznego śmiecia.

— Odzyskano łączność z trzecią kompanią.

Geary natychmiast się przełączył na nowe okno i ujrzał zaśnieżony zakłóceniami obraz totalnego zniszczenia. Porucznik wciąż wyglądał na oszołomionego, gdy meldował:

— Ogień przeciwnika umilkł.

W odpowiedzi usłyszał rozkaz Carabali:

— Wycofajcie się natychmiast wzdłuż linii zero pięć. Wysyłam wam oddziały wsparcia.

— A co z poległymi, pułkowniku?

— Wrócimy po nich. Zabierajcie rannych i wynoście się stamtąd.

— Potwierdzam, pułkowniku. Wycofujemy się.

Polegli. Ranni. Geary sprawdził status trzeciej kompanii. Na planecie wylądowała w sile dziewięćdziesięciu ośmiu ludzi. Sześćdziesięciu jeden wciąż żyło, z czego czterdziestu odniosło rany różnego stopnia.

Pociski skierowane przeciw dwu zbliżającym się konwojom dotarły do celu. Fragmenty szos wraz z otaczającym je terenem wzniosły się wysoko w niebo pod wpływem gigantycznej mocy kinetycznej głowic wystrzelonych z orbity.

— Sir — zameldowała Carabali — przeciwnik organizuje grupę pościgową za wycofującymi się żołnierzami trzeciej kompanii.

— Dziękuję, pułkowniku. Zajmiemy się nimi. — Geary przekazał namiary nowego celu na „Gniew”. Po zapoznaniu się ze stratami w trzeciej kompanii stracił ochotę na okazywanie humanitarnych gestów ludziom próbującym zabijać jego podwładnych. — Zamieńcie ten teren w martwą strefę.

— „Gniew” potwierdza przyjęcie zadania. Z przyjemnością, sir.

Gdy pancernik rozpoczął ponowne ostrzeliwanie wskazanej strefy, Geary zwiększył na moment skalę oglądanego obrazu. Teren wokół obozu i wzdłuż jego murów zamienił się w morze ruin i dymiących kraterów. W kilku miejscach widać było ślady pojedynczych trafień. To tam mieściły się naziemne baterie i wyrzutnie. Trzy pasy zniszczeń były pozostałościami po piekielnych lancach wysłanych do likwidacji samolotów wroga. Dzielnice miasta przylegające do obozu pracy płonęły, podobnie jak inne, położone dalej miejscowości. W chwili gdy Geary przyglądał się jednemu z największych miast, jego część zniknęła w gigantycznej kuli plazmy.

— Czy oni sami sobie to robią? — zapytał.

— Tak, ale trudno powiedzieć, czy zrobili to celowo czy raczej przypadkiem — odparła Desjani.

— Zbliżają się kolejne samoloty.

— Jeśli to maszyny wojskowe, zestrzelcie je. Możecie otwierać ogień do wszystkiego, co kieruje się na obóz i ma na pokładzie jakąkolwiek broń.

— Tak jest.

Rione spoglądała tępo na wyświetlacz.

— Sądzi pan, że oni zrozumieją, jak bezsensowny był ich opór? Wszystko co wysłali przeciw nam, zostało zniszczone, przy okazji oberwało się tym, którzy przebywali w pobliżu atakowanych celów.

— Jeśli system dowodzenia i sieć kontroli nadal są poszatkowane, a chyba tak jest, Syndycy na orbicie nie wiedzą, co dokładnie się dzieje na powierzchni — zauważył Geary. — Nie wiemy nawet, kto wydaje rozkazy tym jednostkom. Niektóre mogą działać na własną rękę, wykonując dawno wydane rozkazy stawiania oporu każdemu, kto zaatakuje planetę.

Przeniósł wzrok na okienko porucznika prowadzącego trzecią kompanię. Kamera pokazywała stopniowy zanik zniszczeń spowodowanych walką, gdy komandosi oddalali się od strefy zrównanej z ziemią przez „Gniew”. W czasie gdy przyglądał się szczegółom, obraz nagle zgasł i moment później zastąpił go podobny widok, tyle że z innego miejsca.

— Porucznik Tillyer nie żyje — powiedział ktoś w tle. Podpis pod okienkiem sugerował, że autorem tych słów był sierżant Paratnam. Budynek po prawej zawalił się pod naporem ognia komandosów. — Dorwaliśmy tego snajpera.

— Przyjęłam — odparła Carabali. — Z odczytu wynika, że jesteście w odległości stu pięćdziesięciu metrów od części piątej kompanii. Macie ją na namiernikach?

— Tak, pułkowniku. Mamy ich. — W głosie Paratnama dało się wyczuć ogromną ulgę. — Ruszamy do punktu zbornego.

Geary przełączył się na statystyki trzeciej kompanii. Wszystkie odczyty porucznika Tilly’era zostały wyzerowane.

— Sto pięćdziesiąt metrów — mruknął pod nosem.

— Pan coś mówił, sir? — zapytała Desjani.

— To niedorzeczne. W czasie starcia w przestrzeni kosmicznej sto pięćdziesiąt metrów to odległość tak mała, że nic nie ma prawa się na niej wydarzyć. Przy zero jednej świetlnej pokonujemy taki dystans w milionowej części sekundy. Równie dobrze taka skala miar mogłaby nie istnieć. No, może poza systemami celowniczymi. Tu różnica stu pięćdziesięciu metrów może decydować o celności albo spudłowaniu. A dla komandosów na powierzchni planety to dystans pomiędzy życiem a śmiercią. Ten człowiek zaryzykował, ściągając wsparcie ogniowe dosłownie na siebie, wyprowadził swoich ludzi do bezpiecznej strefy i tuż przed dotarciem do niej po prostu zginął.