Выбрать главу

— Tego nie wiem, sir. Najprawdopodobniej nie ale to i tak najlepsze rozwiązanie, jakie mamy.

— Chwileczkę, pułkowniku. — Pochylił się do Desjani i zreferował jej sytuację. — Co pani o tym sądzi? Czy flota może coś zrobić z uzbrojonymi w broń nuklearną jednostkami wroga, które podeszły tak blisko miejsca ewakuacji?

Tania zastanawiała się nad pytaniem przez dłuższą chwilę, siedząc ze spuszczoną głową, a potem spojrzała mu prosto w oczy.

— Jest coś, czego możemy spróbować. Wprawdzie robiliśmy to, gdy byłam jeszcze młodym podoficerem, ale z tego co pamiętam, w systemie Calais taka operacja dała rezultaty. Sytuacja była bardzo podobna, wróg deptał po piętach ostatnim wycofywanym oddziałom.

— Co zrobiliście wtedy?

Na jej ustach pojawił się ponury uśmiech.

— Przeprowadziliśmy nalot dywanowy na wszystkich trasach przelotu wahadłowców. Nawalaliśmy w teren, dopóki ostatnia maszyna nie znalazła się w powietrzu i nie wyleciała ze strefy zagrożenia.

— Żartuje pani. Ostrzeliwaliście przestrzeń, przez którą przelatywały własne maszyny? Co na to piloci tych maszyn?

— Darli się, że nas pozabijają. Ewakuowani także nie wyglądali na zadowolonych, ale możemy zrobić to co wtedy, by ich zabezpieczyć. Do systemów sterowania wahadłowcami wgrano dane dotyczące każdego odpalanego pocisku. Zatem autopilot może skierować maszyny poza strefy rażenia, zanim głowice trafią w ziemię, wyrzucając w górę masę śmiecia.

Zastanowił się nad tym rozwiązaniem. Nie podobało mu się, ale…

— Twierdzi pani, że na Calais to zadziałało?

— Tak, sir. W każdym razie w znacznym stopniu. Niestety nie każdy kamyk zachowuje się w atmosferze zgodnie z planem. Tyle że na Calais operacja ewakuacyjna była prowadzona na znacznie szerszą skalę niż tutaj.

W znacznym stopniu… Geary odwiesił połączenie z Carabali.

— Pułkowniku, mamy inną propozycję na zabezpieczenie ostatniego etapu ewakuacji. — Powtórzył pomysł zaproponowany przez Desjani. — Niech pani wybierze, którą metodę mamy zastosować.

W końcu udało mu się naprawdę zaskoczyć Carabali. O ile to, co dostrzegał w jej oczach, było zaskoczeniem, a nie czystym przerażeniem. W końcu jednak westchnęła i skinęła głową.

— Jeśli nie spróbujemy czegoś takiego, szanse na stratę wszystkich trzech ptaszków i ich obsad będą o wiele większe. Ta metoda daje im chociaż możliwość przeżycia. Powiadomię pilotów maszyn, czego mogą się spodziewać.

— Proszę dać mi znać, jeśli żaden nie zechce uczestniczyć w tej misji na ochotnika. Znajdziemy wtedy kogoś z naszych na ich miejsce.

Carabali skrzywiła się lekko.

— Już wyrazili zgodę, sir. To żołnierze korpusu. Proszę o przekazanie szczegółowych danych dotyczących bombardowania, kiedy tylko się pojawią, sir.

— Oczywiście. — Geary przerwał połączenie z Carabali, usiadł wygodniej i zaczerpnął tchu. — Słuchajcie wszyscy. Działamy według planu kapitan Desjani. Musimy rozplanować bombardowanie jak najdokładniej, żeby nasze wahadłowce miały szansę wyjść z tej operacji cało.

— To niezupełnie mój plan — wymamrotała Desjani, lecz zaraz włączyła się do akcji. — Poruczniku Julesa, poruczniku Tuon, chorąży Kaqui, proszę się zapoznać z planami pułkownik Carabali i przepuścić przez systemy bojowe wzorce bombardowań. Potrzebujemy czegoś, co pokryje gęstym ogniem cały teren, z którego będą startować wahadłowce. Skoordynujcie tę akcję z ruchami komandosów, pociski muszą spaść na opuszczoną przez nich strefę zagrożenia nie później niż po pięciu sekundach.

— Kapitanie — odezwał się porucznik Yuon — a jeśli jeden lub więcej wahadłowców będzie miało problem z trzymaniem się harmonogramu operacji?

— Nie zakładamy żadnych opóźnień. Te trzy ostatnie ptaszki muszą wystartować o czasie, w przeciwnym razie Syndycy zdążą je załatwić na własną rękę. I jeszcze jedno. Wzorce bombardowań są mi potrzebne na wczoraj.

Wachtowi zabrali się do roboty, a Geary powrócił do obserwacji wyświetlacza. Na części przedstawiającej operację naziemną widział pojawiające się co chwilę i znikające symbole, które oznaczały komandosów wroga wychwytywanych przez sensory żołnierzy korpusu. Podwładni pułkownik Carabali za każdym razem otwierali ogień, lecz najwidoczniej nie udało im się trafić przeciwnika, który umiejętnie wykorzystywał kamuflaż i ukształtowanie terenu dające nieskończenie wiele kryjówek. Plutony osłony wycofywano za każdym razem, gdy któremuś z przeciwników udało się podejść bliżej lądowiska, aby utrzymać jak najdłużej szczelny kordon oddzielający ich od centralnego placu.

Tam natomiast ostatni z oswobodzonych jeńców wtłaczani byli do ładowni wahadłowców. Pułkownik Carabali odesłała także kierujących ruchem komandosów. Na ekranie widział dwa perskie osły, które niestrudzenie imitowały obecność dużych skupisk ludzkich stojących obok terenu lądowiska.

Wiele rzeczy musi zagrać, aby to zadanie zakończyło się sukcesem. Liczenie na to, że wszystko się uda, potwornie wkurzało Geary’ego.

— Czy to nie dziwne? — odezwała się Desjani. — Mamy do czynienia z taką samą sytuacją jak na Corvusie, kiedy żołnierze sił specjalnych Syndykatu zaatakowali nas w podobnej samobójczej misji.

— Dostrzegam pewne podobieństwa — przyznał Geary.

— Nie kazał ich pan wtedy zabić. — Skierowała na niego pytający wzrok. — Ale tych musimy wykończyć.

— To prawda. Na Corvusie chciałem im uzmysłowić bezsens takich operacji i zapobiec stworzeniu kolejnego martyrologicznego mitu. Tutaj — wskazał na ekran — mogą sobie umierać śmiercią męczeńską, ale misji nie wykonają. Chociaż dadzą z siebie wszystko, my zakończymy ewakuację, przez co ich śmierć będzie bezsensowna. Zresztą nie mamy szans, żeby ich powstrzymać, więc musimy ich zabić.

— Kapitanie — zameldował porucznik Julesa. — Plan bombardowania jest gotowy.

— Wyślijcie go mnie i komodorowi.

Geary przyjrzał się szczegółom, czując niepokój, gdy sprawdzał poszczególne trajektorie ponad stu głowic kinetycznych, na których drodze pojawią się trzy wahadłowce. Potem zauważył, że uderzenia w cel nastąpią niemal natychmiast po oderwaniu się od ziemi ostatniej maszyny.

— Miejmy nadzieję, kapitanie Desjani, że ten pani plan wypali.

— Może go pan określać mianem mojego planu, ale tylko wtedy, gdy zakończy się sukcesem — poprosiła Tania.

Geary przesłał szczegóły do komunikatora pułkownik Carabali, aby mogła je załadować do komputerów pokładowych swoich maszyn i powiadomiła pilotów o tym, kiedy i gdzie mają się znaleźć, gdy rozpocznie się bombardowanie. Po chwili nadeszła odpowiedź z pokładu „Bezlitosnego”.

— Czy to na pewno dobry plan, sir?

— Tak. Tylko trzeba go wykonać z niezwykłą dokładnością.

— Delikatnie mówiąc, sir. Komandosi nie mają nic przeciw?

— Nie mają.

— Doskonale, sir. W takim razie poślemy kamyki tam gdzie trzeba i postaramy się, żeby dotarły dokładnie na czas.

— Dziękuję. A co „Odwet” ma do powiedzenia na ten temat?

Dowódca wywołanego okrętu odpowiedział po dziesięciu sekundach.

— Nic, sir. Właśnie ładujemy plan manewrów i harmonogram ostrzału do naszych systemów. Wykonamy naszą część zadania.

Geary spoglądał tępym wzrokiem na wyświetlacz. Pułkownik Carabali wsiądzie na pokład wahadłowca czekającego na lądowisku w obozie jenieckim wraz z ostatnimi wycofywanymi komandosami. Trzy plutony powstrzymujące marsz wroga ku centralnemu placowi obozu wciąż się cofały w wolnym tempie. Ostatnie odczyty sugerowały, że samobójcy są znacznie bliżej punktu zbornego, niżby Geary sobie życzył.