Выбрать главу

Geary poczuł, jak uśmiech gaśnie mu na ustach. Komandor też to zauważył i natychmiast spoważniał.

— Przepraszam, sir. Czy on zginął?

— Najprawdopodobniej — odparł komodor, zastanawiając się jednocześnie, jak zabrzmiało to słowo. — Jego okręt został zniszczony w syndyckim Systemie Centralnym, gdy osłaniał odwrót reszty floty.

— Poszedł w ślady Black Jacka — wyszeptał Fensin, odnosząc się do słynnego epizodu z życia Geary’ego. — Akurat on. To znaczy… — Komandor przeraził się gafy, jaką właśnie palnął.

— Wiem, co pan chciał powiedzieć — rzekł komodor. — Nie darzył Black Jacka specjalną estymą po tym, jak musiał dorastać w jego cieniu. Ale na sam koniec, kiedy stanął w obliczu podobnego wyzwania, chyba zrozumiał, co mną kierowało. — Czas zmienić temat rozmowy na nieco wygodniejszy, uznał. — Skąd pan zna panią współprezydent?

— Współprezydent? — Fensin przeniósł wzrok na Rione.

Skinęła głową twierdząco.

— Republiki Callas. A co za tym idzie, zostałam też, hm… członkiem senatu Sojuszu. Zajęłam się polityką, kiedy Paol… — Rione zamilkła i zmrużyła oczy. — Poinformowano mnie, że zginął, ale ostatnio znalazłam dowody na to, że także został uwięziony. Wiesz coś o nim?

Kai Fensin na moment odwrócił się do Geary’ego.

— Służyłem na tym samym okręcie co mąż Wiktorii — wyjaśnił. — Przepraszam, chciałem powiedzieć, pani współprezydent.

— Dla ciebie jestem nadal Wiki. Wiesz coś o nim?

— Rozdzielono nas wkrótce po wzięciu do niewoli — odparł zakłopotany komandor. — Paol był ciężko ranny. Ktoś wcześniej wspominał, że zginął jeszcze na okręcie, więc mocno się zdziwiłem, widząc go między jeńcami. Potem Syndycy zabrali wszystkich ciężej rannych, jak mówili: na leczenie, ale… — Skrzywił się. — Wiesz, do czego oni są zdolni, jeśli chodzi o więźniów.

— Zabili go? — zapytała Rione łamiącym się głosem.

— Tego nie wiem. Niech mi przodkowie będą świadkami, Wiki. Ale nigdy więcej nie słyszałem słowa o nim ani o tych, z którymi go zabrano. — Na twarzy Fensina pojawił się żal. — W obozie było jeszcze kilku ludzi z mojej załogi, chociaż chyba nikt nie trafił na pokład „Nieulękłego”. Wiele rozmawialiśmy na ten temat. Kiedy Syndycy nie każą ci kopać rowów albo rozbijać kamieni, rozmowa jest jedyną sensowną rozrywką w takich miejscach. Nikt z nich nie wiedział, co się stało z Paolem. Chciałbym ci opowiedzieć dokładniej o ostatnich momentach, w których się widzieliśmy, albo o ostatnich słowach, jakie wypowiedział, ale to się działo w takim zamęcie, Syndycy wyciągali nas półprzytomnych z wraku.

Rione zmusiła się do uśmiechu.

— Wiem, jakie byłyby jego ostatnie słowa.

Fensin zawahał się, przeniósł wzrok z Wiktorii na Geary’ego.

— Słyszałem wiele plotek w wahadłowcu, ludzie wypytywali o wszystko. Ktoś powiedział nam o więzach łączących pewną wysoko postawioną kobietę z głównodowodzącym.

— Miałam z kapitanem Gearym krótki romans — oświadczyła Rione, siląc się na spokój.

— Skończył się, gdy odkryła, że jej mąż być może żyje — dodał komodor.

To nie była do końca prawda, uważał jednak, że sytuacja usprawiedliwia tak niewielkie nagięcie rzeczywistości.

Komandor Fensin skinął głową, znów wyglądał na wykończonego.

— Nie mam ci tego za złe, Wiki. Może kiedyś, zanim trafiłem do tego obozu, gdy sądziłem, że honor to kilka zasad, których nie wolno za nic łamać mógłbym tak pomyśleć. Dzisiaj wiem, jak to jest, kiedy zaczynasz wierzyć, że nigdy już nie ujrzysz rodziny, ponieważ ta wojna nie będzie miała końca, a ludzie wokół ciebie starzeją się i umierają, spędziwszy w obozie niemal całe dorosłe życie. Wtedy dociera do ciebie, że ty także jesteś jednym z nich i skończysz tak samo któregoś dnia. Wielu chłopaków znalazło w obozie nowe partnerki, domyślając się, że już nigdy nie wrócą do dawnych rodzin. Mówię tu o żonatych mężczyznach szukających kogoś, kim mogliby się zaopiekować, albo szukających opieki u innych. Obawiam się, że kiedy wrócą do domów, przejdą przez nowe piekło. — Popatrzył na Rione. — Ja też do nich należę.

Geary nigdy jeszcze w spojrzeniu Wiktorii nie widział tak wielkiej łagodności jak teraz, gdy kierowała oczy na tego człowieka, zupełnie jakby spotkanie z nim pozwoliło jej wrócić do dawnej, lepszej natury.

— Czy przyleciała tu z tobą?

— Zmarła. Trzy miesiące temu. Podwyższone promieniowanie robiło swoje, a Syndycy nie marnowali pieniędzy na bardziej skomplikowane kuracje jeńców. — W oczach Fensina zapłonął gniew. — Niech mi żywe światło gwiazd wybaczy, ale nie potrafię powstrzymać myśli, jak mi to ułatwiło życie. Nie wiem, co teraz porabia moja żona, nie mam nawet pojęcia, czy powiedziano jej, że trafiłem do niewoli, nie będę musiał jednak dokonywać takiego wyboru. Nie stanę się potworem, Wiki. Ale cokolwiek bym robił, nie potrafię powstrzymać myśli o tym.

— W pełni cię rozumiem — odparła Rione, kładąc mu rękę na ramieniu. — Pozwól, że odprowadzę cię do ambulatorium na rutynowe badania.

Ruszyli razem w głąb korytarza, a Geary odprowadził ich wzrokiem. Stojąca za nim Desjani odchrząknęła cicho.

— A wszystko to dzięki łasce naszych przodków — wyszeptała.

— Tak. To cholernie poważna sprawa.

— Ale dobrze wiedzieć, że ona potrafi się zdobyć na ludzkie odruchy — dodała Tania. — To znaczy Wiki.

Spojrzał na nią ostrzegawczo.

— Wie pani, jaka będzie reakcja, jeśli zwróci się pani do niej w ten sposób.

— Wiem — odparła Desjani. — Ale proszę się nie obawiać, sir. Zaczekam na odpowiedni moment.

Przez następne kilka minut Geary dziękował w duchu światłu gwiazd za to, że sam nie musi stawać przed podobnym wyborem.

— Ilu z tych jeńców może pani włączyć do swojej załogi? — zapytał potem.

— Nie wiem jeszcze, sir. Myślę, że musimy to załatwić tak samo jak po oswobodzeniu obozu na Sutrah. Trzeba wszystkich przesłuchać i ocenić, jakie umiejętności jeszcze posiadają i czy w ogóle nadają się na powrót na dawne stanowiska. Potem systemy zasobów ludzkich zajmą się przydziałami na poszczególne jednostki.

— Czy mogłaby pani…

— Dopilnować przydzielenia komandora Fensina do załogi „Nieulękłego”, sir? — Desjani spojrzała na niego twardo. — Mam nadzieję, że zajmie ją na tyle, by zeszła nam z karku przynajmniej na jakiś czas.

— Wie pani, że regulamin dopuszcza zrobienie przez panią czegoś dobrego bez podtekstów. Nawet dla niej.

— Naprawdę? — Desjani nagle straciła chęć do rozmowy i spojrzała na wyzwolonych jeńców. — Powinnam ich powitać w imieniu załogi „Nieulękłego”, sir.

— Nie będzie mi pani miała za złe, jeśli powitam ich w tym samym czasie w imieniu floty?

— Ależ skąd, sir. — Spojrzała na niego z wyrzutem. — Wiem przecież, jak nie cierpi pan, gdy ludzie patrzą na pana z takim podziwem.

— No tak, ale na tym w końcu polega moja robota.

Czuł się dziwnie, krążąc pomiędzy tymi ludźmi. Wielu z nich było starcami wyniszczonymi dekadami pracy w obozie, on zaś wiedział, że urodzili się dziesiątki lat po nim. W odniesieniu do członków załogi „Nieulękłego” zdołał już przywyknąć do myśli, że urodzili się długo po tym, kiedy on powinien umrzeć, lecz ci jeńcy przypomnieli mu znowu o wszystkim. Nawet najstarszy z nich wychowywał się bowiem w świecie, w którym Black Jack Geary był już postacią z legend.

W pewnym momencie jedna z sędziwych kobiet odezwała się do niego:

— Znałam kogoś z załogi „Merlona” — powiedziała — Byłam wtedy jeszcze dzieckiem.