Geary poczuł lodowaty skurcz w żołądku, gdy zatrzymał się, słysząc te słowa.
— Z załogi „Merlona”?
— Tak jest. Jasmin Holaran, była, no…
— Członkiem obsługi baterii piekielnych lanc jeden alfa.
— Tak jest! — Kobieta się rozpromieniła. — Mieszkała w sąsiedztwie po przejściu na emeryturę. Chadzałyśmy do niej posłuchać ciekawych opowieści. Zawsze powtarzała, że był pan dokładnie taki, jak mówiła legenda.
— Naprawdę? — Pamiętał twarz Holaran, pamiętał, jak musiał ją ukarać po pamiętnej rozróbie na przepustce, pamiętał nawet ceremonię awansowania przed czasem i pochwałę, jaką nagrodził jej baterię za niezwykle dobry wynik w manewrach floty. Była zdolna, lecz momentami potrafiła zaleźć za skórę, osoby takie jak ona uważano za idealnie „przeciętnego” członka załogi, który zawsze wykona dobrze powierzone mu zadanie, o ile nie wykracza ono poza codzienną rutynę.
Bateria jeden alfa oberwała paskudnie na samym początku bitwy z Syndykami, Geary jednak do końca starcia nie miał szans sprawdzić, czy załoga przeżyła trafienie. Tej Holaran, jak widać, udało się nie tylko przetrwać, ale i ewakuować z pokładu „Merlona”. Potem służyła w marynarce kolejne kilkanaście lat, chociaż wielu innym sztuka przetrwania się nie udała. Po zakończeniu służby powróciła na ojczystą planetę, aby opowiadać o wojnie ciekawym dzieciakom. A potem zmarła ze starości, gdy on wciąż tkwił w hibernacji.
— Sir? — Desjani stała obok niego, twarz miała spokojną, tylko oczy wyrażały niepokój. — Wszystko w porządku, sir?
Geary nie wiedział, jak długo stał w zamyśleniu, milcząc. Zanim odpowiedział, upłynęło jeszcze kilka długich sekund, musiał się uporać z przepełniającymi go uczuciami.
— Tak. Dziękuję, kapitanie Desjani. — Skupił wzrok na uwolnionej kobiecie. — Pani także dziękuję za przypomnienie mi o Jasmin Holaran. Była naprawdę dobrym marynarzem.
— Mówiła nam, że uratował jej pan życie. Jej i całej masie innych — dodała bojaźliwie staruszka. — „Dziękujmy żywemu światłu gwiazd za Geary’ego”, powiadała. „Gdyby nie jego poświęcenie, zginęłabym marnie na Grendelu”. Jej mąż już wtedy nie żył, a dzieci wstąpiły do floty.
— Jej mąż? — zdziwił się Geary. Za czasów służby na „Merlonie” Holaran była jeszcze panną. Ale dzięki jego czynowi mogła pożyć wystarczająco długo, by mieć męża i dzieci.
— Sir? — odezwała się ponownie Desjani, tym razem z nieco większą natarczywością.
Zdaje się, że znów zamyślił się za głęboko, wracając do tamtych chwil.
— Nic mi nie jest. — Zaczerpnął tchu, czując, jak z serca spada mu ciężar, którego istnienia nawet nie podejrzewał. — To dla mnie bardzo ważne — dodał szeptem, żeby tylko Desjani mogła usłyszeć.
— Domyślam się.
— Miło mi było panią poznać — odezwał się do byłej więźniarki. — Spotkać osobę, która znała kogoś z mojej dawnej załogi. — Ku swojemu największemu zdziwieniu naprawdę tak myślał. W chwili gdy sobie to uświadomił, powrócił ból po stracie, jaką wtedy przeżył. — Nigdy o nich nie zapomniałem, a pani pozwoliła mi poznać losy jednej z tych osób.
Kobieta uśmiechnęła się radośnie.
— Tyle przynajmniej mogłam dla pana uczynić, sir.
— To naprawdę wielka rzecz — poprawił ją natychmiast. — Dla mnie. Jeszcze raz dziękuję. — Skinął głową Desjani. — Już w porządku — zapewnił ją.
— Czy aby na pewno? — zapytała z uśmiechem na ustach. — Oswobadzanie obozów jenieckich zawsze uwalnia masę upiorów przeszłości.
— Uwalnia, ale i przynosi moment ukojenia, gdy w końcu odważymy się spojrzeć im prosto w oczy. — Raz jeszcze podziękował staruszce za wieści i ruszył dalej, by powitać pozostałych. W jego sercu zamiast pustki, jaką czuł jeszcze przed chwilą, pojawiła się radość.
Nie na długo jednak. Musiał opuścić doki, gdy Desjani przekazała mu pilne wezwanie.
— Kapitanie Geary — zameldował się hologram wachtowej z operacyjnego. — Zdaje się, że będziemy mieli spory problem z tymi byłymi jeńcami, sir.
No tak, już po odprężeniu.
— O co chodzi?
— Większość wyższych oficerów domaga się przeniesienia ich na pokład „Nieulękłego” i umieszczenia w areszcie. — Z miny kobiety wynikało, że nawet ona nie wierzy w to, co mówi.
Geary po prostu spoglądał na jej hologram przez dłuższą chwilę.
— Chcą, abym kazał ich aresztować?
— Tak, sir. Czy ma pan ochotę porozmawiać z nimi osobiście?
Niespecjalną miał ochotę. Ale cóż począć? Podszedł do najbliższego wyświetlacza umieszczonego na grodzi i wstukał kod połączenia, prosząc Desjani, by stanęła obok niego.
— Proszę tego posłuchać.
Na panelu ściennym uzyskał znacznie większy obraz. Zobaczył na nim dwie kobiety i mężczyznę. Dwoje z nich nosiło insygnia kapitanów na znoszonych syndyckich ubraniach cywilnych, trzecia osoba była pułkownikiem korpusu komandosów. Wszyscy wyglądali na wiekowych, co kazało się Geary’emu zastanowić, ile czasu spędzili w zamknięciu.
— Mówi kapitan Geary. W czym mogę pomóc?
Nie odpowiedzieli od razu, przez dłuższą chwilę wpatrywali się w niego w sposób, do jakiego Geary zdążył przywyknąć, ale wciąż go nie akceptował. W końcu przemówił mężczyzna w stopniu kapitana.
— Chcielibyśmy się znaleźć w areszcie tak szybko, jak tylko możliwe.
— Dlaczego? Dopiero co wyciągnęliśmy was z obozu pracy. Dlaczego chcecie od razu trafić do cel?
— Mamy wielu wrogów wśród pozostałych jeńców — wyjaśnił kapitan. — Z racji posiadanych stopni sprawowaliśmy nad nimi kontrolę w obozie. Niektórzy z naszych podwładnych nie zgadzali się z decyzjami, jakie musieliśmy podejmować w ciągu kilku minionych dziesięcioleci.
Geary rzucił spojrzenie w stronę Desjani i zauważył, że spogląda ponuro na całą trójkę.
— Nazywam się kapitan Desjani, jestem dowódcą „Nieulękłego”. Czy mogę poznać treść decyzji, które zmuszają was o poproszenie o azyl na pokładzie mojego okrętu?
Więźniowie spojrzeli po sobie, zanim odpowiedzieli. Tym razem przemówiła pułkownik korpusu:
— Chodzi o odpowiedzialność. Więźniowie mają do nas pretensje o wszystko, co poszło nie tak w tamtym okresie.
Nawet Geary się domyślił, że nie chcą udzielić odpowiedzi na to pytanie. Desjani pochyliła się do niego.
— Proszę ich zamknąć, jeśli o to proszą. Lepiej mieć tych troje pod kontrolą, zanim się dowiemy, o co tu naprawdę chodzi.
Geary skinął głową w odpowiedzi, lecz wyglądało to tak, jakby kierował ten gest w stronę więźniów.
— Dobrze. Musimy przyjrzeć się tej sprawie, dlatego chwilowo przystanę na waszą prośbę. — Sprawdził dane widoczne obok ich hologramów. — Jesteście wszyscy na „Lewiatanie”? Zaraz przekażę kapitanowi Tulevowi, aby zamknął was w areszcie domowym.
— Sir, czulibyśmy się pewniej, przebywając pod pańskim bezpośrednim nadzorem.
Spojrzał na nich ostrzej.
— Kapitan Tulev jest doskonałym oficerem floty i moim zaufanym dowódcą. Nie mogliście trafić w lepsze ręce.
Trójka więźniów znów spojrzała po sobie.
— Będziemy potrzebowali strażników.
Robiło się coraz dziwniej.
— Przekażę kapitanowi Tulevowi, żeby postawił przed waszymi drzwiami komandosów. Czy macie mi coś jeszcze do powiedzenia?
Kobieta z insygniami kapitana zawahała się.
— Przedstawimy panu pełen raport z naszej działalności w obozie, sir.