Выбрать главу
* * *

Zanim flota opuści Hearado, należało zrobić jeszcze jedno. Postępowali tak w każdym systemie gwiezdnym, w którym przyszło im walczyć, ale to w niczym nie upraszczało sytuacji Geary’ego. Komodor włożył mundur galowy i stanął na pokładzie dokowym przed szpalerem równie odświętnie ubranych oficerów i komandosów. Na lewym ramieniu każdego z nich znajdowała się czarna opaska lamowana złotymi paskami.

Geary odchrząknął cicho i spróbował przemówić w miarę obojętnym tonem:

— Każde zwycięstwo ma swoją cenę. Wielu naszych towarzyszy broni poległo w tym systemie, walcząc o swoje domy i rodziny, za idee, w które wierzyli, za przyjaciół stojących z nimi ramię w ramię. Składamy teraz hołd szczątkom tych, którzy oddali życie w bitwie. Oby wspominano ich z należytym szacunkiem, oby tym, których pozostawili, darowane były wszelkie smutki. Ich dusze odeszły już, by połączyć się z przodkami, a teraz ich ciała połączą się z żywym światłem gwiazd.

Kapitan Desjani wystąpiła przed szereg z bardzo poważną miną i zrobiła regulaminowy zwrot, stając twarzą do komandosów.

— Prezentuj broń! — Wszyscy unieśli miotacze przed siebie. — Ognia! — Broń nastawiona na najniższy poziom ładunku wyemitowała jasne promienie sięgające sklepienia. — Ognia! — Kolejne rozbłyski. — Ognia!

Desjani wróciła do szeregu.

Geary odwrócił się do niej.

— Wystrzelić ciała naszych poległych w ostatnią podróż.

Tania zasalutowała w odpowiedzi, zrobiła kolejny zwrot, aby wydać odpowiednie rozkazy i przekazać je na wszystkie okręty floty, na których ktoś zginął.

Flota Sojuszu wystrzeliła poległych marynarzy, setki kapsuł zawierających ich zwłoki, kierując je prosto na gwiazdę zwaną Heradao.

Geary słyszał przytłumione słowa modlitwy odmawianej przez Desjani. Podobne dźwięki dochodziły do niego ze wszystkich stron. Odczekał stosowny czas, kierując przy okazji kilka słów do własnych przodków za tych, którzy odeszli, potem wydał ostatni rozkaz:

— Rozejść się!

Komandosi i marynarze poruszali się powoli i ociężale, jak niemal wszyscy uczestniczący w tej ceremonii. Geary stał jak wmurowany ze wzrokiem wbitym w rój kapsuł oddalających się od okrętów floty.

Desjani stanęła obok niego.

— Pożegnanie zawsze jest najtrudniejsze — powiedziała.

— Tak. Chciałbym mieć możliwość zabrania ich do przestrzeni Sojuszu, aby spoczęli na swoich rodzinnych planetach.

— To niezbyt praktyczne — stwierdziła, kręcąc głową. — Musielibyśmy doczepiać kapsuły na zewnątrz kadłubów. Takie traktowanie zwłok odzierałoby je z wszelkiego szacunku. Pogrzeb taki jak ten jest najlepszy. W końcu trafiają prosto w objęcia żywego światła gwiazd.

— Za moich czasów pogrzeby w przestrzeni należały do rzadkości — stwierdził Geary. — Ale wtedy nieczęsto mieliśmy do czynienia z poległymi.

— To naprawdę najlepsze cmentarze dla nich — upierała się Desjani, kładąc dłoń na sercu. — Zostaliśmy stworzeni przez gwiazdy. I oddajemy naszych zmarłych gwiazdom. One emitują nieustannie energię i cząsteczki, z których kiedyś gdzieś, jak to bywa od zarania czasu, zrodzą się nowe gwiazdy, nowe planety, nowe istoty. Z gwiazd powstałeś i w gwiazdy się obrócisz — zacytowała. — To najbardziej honorowy pogrzeb, jaki możemy wyprawić tym, którzy polegli, walcząc po naszej stronie.

— Ma pani rację.

Najbardziej zagorzały agnostyk nie mógłby podważyć prawd zawartych w słowach Desjani i nawet Geary, mimo iż nie cierpiał takich uroczystości, poczuł się w tym momencie cząstką odwiecznego cyklu symbolizowanego przez złote pasy po obu stronach czarnej opaski żałobnej, którą nosił z tej okazji. Jasność, czerń, jasność. Czerń była jedynie przerywnikiem.

— Nie może pan też zapominać — ciągnęła tymczasem Desjani — że gdyby nie pan wszyscy ludzie służący w tej flocie już dawno straciliby życie albo wylądowali w syndyckich obozach pracy, mając w perspektywie jedynie samotną śmierć z dala od bliskich.

— To nie tylko moja zasługa. Nie dokonałbym tego wszystkiego, gdyby nie poświęcenie i odwaga wszystkich tych ludzi, o których pani wspomniała. Ale dziękuję. Dała mi pani siłę wtedy, kiedy jej naprawdę potrzebowałem.

— Nie ma za co. — Jej dłoń spoczęła na moment na jego ramieniu w okolicach opaski żałobnej, a potem Desjani oddaliła się, nic już nie mówiąc.

Stał w dokach jeszcze chwilę, przyglądając się kapsułom mknącym w kierunku gwiazdy.

Gdy kilka godzin później flota dokonywała skoku na Padronisa, daleko za nią planety i miasta Heradao wciąż stały w ogniu wojny domowej.

* * *

Padronis, kolejny opuszczony przez ludzi system gwiezdny. Nie było tam nic, z czego mogłaby skorzystać flota Sojuszu. Geary kręcił głową, wczytując się w dane oceniające zasoby jedynej stacji ratunkowej, jaką Syndycy zostawili tutaj, opuszczając system. Raczej nie znajdą w niej niczego wartego choćby spowolnienia marszu okrętów.

Zgodnie z oczekiwaniami zresztą. Padronis był białym karłem wiszącym samotnie w przestrzeni, bez zwyczajowej otoczki planet i asteroid. Jak wszystkie gwiazdy tej klasy, także Padronis zgromadził w swojej zewnętrznej powłoce zbyt wiele helu i zmienił się kiedyś w nową, wyrzucając w przestrzeń gigantyczne masy materii i emitując oślepiający, choć krótki błysk. Tego typu eksplozje nie służyły innym ciałom niebieskim, zwłaszcza znajdującym się w pobliżu. Wszystkie planety i księżyce zostały albo spalone, albo wypchnięte daleko w przestrzeń kosmiczną. Była tu jedynie zbudowana po eksplozji, ale także porzucona orbitalna stacja ratunkowa. Za jakiś czas Padronis znów zmieni się w nową, niszcząc również to dzieło ludzkich rąk, lecz według odczytów gromadzonych przez sensory floty moment ten nie był jeszcze zbyt bliski i eksplozja gwiazdy nie stanowiła realnego zagrożenia dla okrętów Geary’ego.

— Nie wyobrażam sobie, jak można służyć na takim obiekcie — stwierdził komodor. Wypowiedział te słowa do Desjani, wskazując głową widoczną na wyświetlaczu stację orbitalną. — Potrzebowali jej w czasach, gdy przez ten system przelatywała masa jednostek przestrzennych korzystających z punktów skoku, ale nawet wtedy ludzie na niej stacjonujący musieli mieć poczucie totalnej izolacji. To najbardziej zbliżony do nicości system gwiezdny, jaki istnieje.

Skrzywiła się, skinęła jednak głową.

— Gorzej może być tylko wtedy, gdy człowiek utknie w pobliżu czarnej dziury, ale na coś takiego piszą się tylko szaleni naukowcy. Idę o zakład, że załogę rekrutowano spośród skazanych kryminalistów. Albo wiele lat obozu pracy, albo dyżur na Padronisie. Ciekawe, ilu z nich wolało wybrać obóz pracy?

— Ja bym wolał obóz. — Geary chciał dodać coś jeszcze, gdy nagle hologram zadrgał i zniknął tuż przed tym, jak światła na mostku „Nieulękłego” mocno przygasły.

— Co się dzieje? — zapytała Desjani wachtowych, naciskając klawisze nieczynnego komunikatora.

— Nagłe zamknięcie systemu — zameldował jeden z podoficerów. Z jego głosu przebijało wyraźne zaskoczenie. — Z tego co widzę, wszystko prócz systemów awaryjnych przeszło w stan uśpienia.

— Dlaczego?

— Przyczyna nieznana, kapitanie. Ale… zaraz. Maszynownia melduje, korzystając z systemu komunikacji głosowej. Nastąpiło awaryjne wyłączenie rdzenia. Muszą przeprowadzić pełną diagnostykę reaktora, zanim go ponownie włączą.

Desjani zacisnęła dłonie w pięści.

— Co mogło spowodować takie wyłączenie? Wachtowy z inżynieryjnego wyglądał blado nawet w tak przydymionym świetle.