Geary skinął głową, nagle poczuł przypływ smutku.
— Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy.
— Jeśli uda się panu tego dokonać, nie łamiąc przy okazji przysięgi złożonej Sojuszowi, moi komandosi także dadzą z siebie wszystko.
Geary zmarszczył brwi, rozważając znaczenie tych słów.
— To naprawdę bardzo dwuznaczne stwierdzenie jak na panią.
— Może zatem wyrażę się jak najprościej: chciałam powiedzieć, że jeśli wyda pan rozkaz godzący w dobro Sojuszu, uczynię wszystko, aby moi chłopcy go nie wykonali.
— W takim razie nie mamy problemu, ponieważ nie zamierzam wydawać takiego rozkazu.
— Czyli można powiedzieć, że doszło do obopólnego zrozumienia. — Carabali znów zapatrzyła się w dal, przymykając na moment oczy. — A jeśli otrzymamy rozkaz aresztowania pana… cóż, to może skomplikować sprawę. W sumie nie powinno być z tym problemu. Powinniśmy wykonywać rozkazy zgodne z prawem. Ale jeśli nie złamie pan przysięgi, zrobi się nieprzyjemnie. Kiedyś, dawno temu, pewien mędrzec stwierdził, że w czasie wojny wszystko jest proste, tylko że natura rzeczy prostych jest niezwykle skomplikowana. W każdym razie coś w tym stylu. Aresztowanie oficera jest jak najbardziej legalne, nawet w przypadku człowieka o nieposzlakowanej opinii i czystej kartotece, ponieważ tak każe prawo. Wojskowi i cywilni prawnicy mogliby o tym dyskutować w nieskończoność. Niemniej zgodnie z tym co pan niedawno powiedział, Sojusz opiera się na zasadach, które powinniśmy szanować, a jedną z nich jest sprawiedliwość dla każdego.
— To prawda, pułkowniku. — Geary wstał. — Przysięgam, że uczynię co w mojej mocy, aby nigdy nie musiała pani stanąć przed wyborem: rozkaz albo zasady. Stoimy po tej samej stronie barykady i szczerze powiedziawszy, cieszy mnie to.
— Mnie też, sir. — Carabali poszła jego śladem. — Nie jest pan wcale taki zły jak na szczura kosmosu.
— Dziękuję, pułkowniku. Pani też jest niczego sobie. — Carabali pozwoliła sobie na jeszcze jeden przelotny uśmiech, potem stanęła na baczność i zasalutowała. Zanim zdążyła sięgnąć do komunikatora, by przerwać połączenie, Geary zdążył dodać: — Pułkowniku, porucznik z pani opowieści naprawdę nie miała innego wyjścia.
Carabali skinęła głową.
— I doskonale o tym wiedziała, sir. Ale nigdy nie pogodziła się z decyzją, do której ją zmuszono. Proszę o pozwolenie na odmeldowanie, sir. — Zasalutowała raz jeszcze i jej hologram zniknął.
Geary osunął się powoli na krzesło. Czuł się tak, jakby kazano mu żonglować na raz setką piłeczek i powiedziano, że jeśli chociaż jedna z nich upadnie, oznaczać to będzie rozpad Sojuszu.
Dotarł na mostek godzinę przed planowanym skokiem na Atalię. Flota leciała w szyku bojowym, składającym się z głównego zgrupowania i kilku mniejszych związków taktycznych stanowiących osłonę. Przyjęto to ustawienie na wypadek, gdyby się okazało, że syndycka flotylla rezerwowa czeka tuż za punktem skoku. Geary dokonał przeglądu okrętów, sprawdził ich stan i poziom zaopatrzenia, krzywiąc się za każdym razem, gdy dostrzegał zbyt niskie poziomy zapasów paliwa i amunicji, potem wygłosił krótką odezwę do ich dowódców.
— Bądźcie gotowi na wszystko, jak tylko wyjdziemy z nadprzestrzeni. Jeśli Syndycy czekają na nas w pobliżu wyjścia ze studni grawitacyjnej, uderzajcie na najdogodniejsze cele wszystkim, co macie. Wydaje mi się jednak, że będą czekali na nas w nieco większej odległości od punktu skoku i zdołamy mimo wszystko zająć lepsze pozycje, zanim zaatakujemy. Do zobaczenia na Atalii. Za nią jest już tylko Varandal.
— Piętnaście minut do skoku — zameldował wachtowy z operacyjnego.
Rione wstała z miejsca dla obserwatora i pochyliła się nad fotelem admiralskim.
— Czy może mi pan powiedzieć, dlaczego flota, będąc w tak opłakanym stanie, ma zamiar atakować kogoś na Atalii, zamiast uciekać pełnym ciągiem w kierunku punktu skoku na Varandala?
— Ponieważ Syndycy z pewnością przygotowali się na próbę przebicia i ucieczki — wyjaśnił Geary. — Ale proszę nie dać się zmylić, jeśli sytuacja na to pozwoli, rozkażę moim okrętom kierować się od razu na punkt skoku. Wątpię jednak, żeby Syndycy pozostawili nam taką możliwość.
— Nie powstrzymają nas — oświadczyła zdecydowanym głosem Desjani.
Rione zmierzyła ją wzrokiem, zanim odpowiedziała:
— W to akurat wierzę.
Odwróciła się i zajęła swoje miejsce. Tania w tym czasie siedziała ze zmarszczonymi brwiami, usiłując znaleźć ukryty sens w tej krótkiej i w gruncie rzeczy prostej odpowiedzi. Nie udało się jej jednak.
Geary przyglądał się zegarowi, który odmierzał kolejne sekundy przybliżające flotę do studni grawitacyjnej. W końcu wydał rozkaz:
— Do wszystkich okrętów Sojuszu. Wykonać skok na Atalię.
Nadprzestrzeń ma wiele minusów. Odczuwa się w niej nieprzyjemne swędzenie, które jest tym silniejsze, im dłużej przebywa się w studni grawitacyjnej. Większość ludzi twierdzi, że czuje się wtedy, jakby skóra przestała pasować do reszty ciała. Jest też niepokój, jakby jakaś nieznana siła obserwowała cię nieustannie, choć nie sposób jej zauważyć. No i ta niekończąca się szarość — nicość pozbawiona gwiazd — towarzysząca okrętom przez cały czas bez względu na długość skoku.
Istniały w niej tylko przedziwne światełka pojawiające się niespodziewanie, rozmieszczone bez ładu i składu. Pozostawały dla ludzi tajemnicą, jako że nikt nie był w stanie zbadać ich tutaj, poza normalnymi wymiarami. Oglądając je teraz, Geary nie potrafił się pozbyć myśli, że według legendy jego dusza była jednym z takich światełek przez cały czas, gdy ciało spoczywało zamrożone w komorze hibernacyjnej.
Jakkolwiek jednak na to patrzeć, nadprzestrzeń była niezwykle nudnym wymiarem. Odizolowane w nim okręty miały ograniczoną możliwość komunikacji. Mogły wysyłać jedynie krótkie wiadomości tekstowe, z pola widzenia zniknęło też wszystko co materialne. Mimo to Geary znajdował w czasie skoków powody do zadowolenia. Nadprzestrzeń oferowała mu bowiem bezwzględny spokój, którego nie potrafił znaleźć w materialnym wszechświecie.
Nikt jednak nie mógł pozostawać w studni grawitacyjnej bez końca. Prędzej czy później trzeba ją było opuścić i stawić czoło trudnej rzeczywistości.
— Przybędziemy na Atalię za dwie godziny. — Desjani stanęła przed nim w kajucie admiralskiej, dzieliła ich tylko holomapa. — To będzie trudna walka.
— Mam tylko nadzieję, że ta rezerwowa flotylla okaże się znacznie mniejsza od szacunków porucznika Igera i nie będzie czekała na nas tuż przy wylocie ze studni grawitacyjnej, aby uderzyć z pełną mocą, zanim zdołamy się zorientować w sytuacji. — Geary wstał, włączył wyświetlacz, przywołując symulowany widok okrętów floty lecących w nadprzestrzeni. Jak naprawdę wyglądały w tym momencie, nikt nie mógł wiedzieć. Szeregi wielkich jednostek, formacje mniejszych krążowników i niszczycieli, wreszcie trzymające się centrum szyku zgrupowanie jednostek pomocniczych i uszkodzonych.