— Ma pani rację. Już to sprawdziłem.
— Zatem wie pan, że sytuacja nie ulegnie poprawie, dopóki nie dotrzemy do przestrzeni Sojuszu. — Desjani od razu przeszła do sedna sprawy. — Mimo wielkich poświęceń, aby zdobyć maksymalną ilość materiałów rozszczepialnych, zdołamy co najwyżej utrzymać aktualny poziom zaopatrzenia w paliwo. Ale to oznacza także, że będziemy musieli zrezygnować z produkcji rakiet. Dostaniemy za to kartacze, których aktualne stany są już zadowalające. Sytuacja w kwestii zaopatrzenia w rakiety nie ulegnie poprawie, dopóki nie znajdziemy się w przestrzeni kontrolowanej przez Sojusz. Przebywając na terenie wroga, będziemy też zużywali znacznie więcej paliwa, niż jesteśmy w stanie wyprodukować. Jeśli mamy znów walczyć, lepiej zróbmy to na Heradao, potem może być już wyłącznie gorzej. Kończą nam się zapasy, ponieśliśmy także sporo strat, ale zniszczyliśmy przy okazji po wielekroć więcej jednostek wroga. Z tym że Syndycy mając czas, odrobią je znacznie szybciej niż my, jeśli pozostaniemy na ich terytorium.
Spojrzał na hologram przedstawiający Heradao, mierząc wzrokiem liczoną w latach świetlnych przestrzeń dzielącą ten system od granic Sojuszu.
Desjani obserwowała go przez kilka chwil, potem odezwała się znowu, tym razem znacznie ciszej.
— Martwi pana także to, co się wydarzy po powrocie do domu. — Geary oderwał wzrok od hologramu, by spojrzeć jej w twarz. — A może raczej to, czego większość załóg będzie od pana oczekiwała, gdy to nastąpi.
Czy przed tą kobietą nie da się ukryć żadnego sekretu? Czy kiedykolwiek rozmawiał z nią otwarcie na takie tematy? Geary pokręcił głową, lecz nie po to, by zaprzeczyć jej słowom.
— Nie zrobię tego, Taniu. Nawet jeśli większość ludzi służących w tej flocie, a nawet mieszkających na terytoriach podległych Sojuszowi pragnie, aby osoba uważana za legendarnego Black Jacka wjechała do senatu na białym koniu i rozpędziła legalnie wybrany rząd. Nie zniszczę tego, co sprawiało, że walka za Sojusz była warta każdej poniesionej ofiary, nawet w imię ratowania systemu. Ale zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi liczy na to. Znajdą się pewnie tacy, którzy spróbują mnie w to wrobić, a ja nie wiem nawet, jak sobie z tym wszystkim poradzić.
— Owszem, wie pan. — Spojrzała mu pewniej w oczy. — Chociaż powinnam raczej powiedzieć, że wie pan już, czego nie robić. Pana celem jest zachowanie tego, co sprawiło, że warto walczyć za Sojusz, ale nade wszystko zakończenie wojny. Teraz musi pan tylko ustalić strategię działania, a taktyka sama się pojawi.
— To nie takie proste…
— Wiem, dlatego nie może pan pracować nad tym w pojedynkę! Proszę pytać o radę! Czy w tej flocie nie ma pan nikogo prócz pani senator, komu może pan zaufać?
Ostatnie zdanie zmusiło Geary’ego do opuszczenia wzroku na moment. Wiktoria już dawno przestała wymieniać nazwisko dowódcy flagowca, a Desjani nigdy nie mówiła o współprezydent Rione inaczej niż „pani senator”. Niby wszystko było w porządku, bo określenie to było zgodne z prawdą, ale niosło też przekaz negatywny — politycy nie cieszyli się poważaniem wśród wojskowych, którzy obarczali ich całą odpowiedzialnością za brak zwycięstw w tej wojnie.
— Chce pani wiedzieć, dlaczego nigdy nie poprosiłem pani o radę w tej sprawie?
— Wyjawienie tego może być doskonałą okazją do zmiany relacji pomiędzy nami.
Szlag by to! Co wstąpiło w Desjani? Geary znów spojrzał jej w oczy.
— Nie prosiłem, ponieważ bałem się, że przyzna mi pani bezwarunkowo rację, cokolwiek powiem, że złamie pani przysięgę wierności i podąży za mną, cokolwiek zrobię, bo wierzy pani święcie, że zesłało mnie i prowadzi żywe światło gwiazd.
Desjani skinęła głową z pełną powagą.
— Tak, poszłabym za panem. — Widząc minę Geary’ego, wyciągnęła przed siebie rękę w obronnym geście. — Ponieważ wiem, że bogowie zesłali pana tej flocie i że potrafi pan korzystać ze wsparcia, które panu dają. Z tego też powodu mam pewność, że nie uczyni pan niczego, co byłoby sprzeczne ze złożoną kiedyś przysięgą. Jasne jest więc, że nie zniszczy pan Sojuszu, zatem mogę spokojnie podążać za panem, jeśli oczywiście pozwoli mi pan na to. W tej flocie jest wielu ludzi, którzy pomogą panu odnaleźć właściwą drogę, jeśli pan im zaufa. Jestem pewna, że wie pan, o kim mowa. Proszę mi wierzyć, kochamy Sojusz równie mocno jak pan. Muszę przyznać, że jakiś czas temu gotowa byłam na poparcie zbrojnego przewrotu, ale dzisiaj, kiedy przypomniał nam pan, czym naprawdę jest honor, nie popełniłabym podobnego błędu. Próbując dorównać wrogowi bezwzględnością, doprowadziliśmy wyłącznie do tego, że ludność Światów Syndykatu znienawidziła nas jeszcze bardziej i zaczęła walczyć ze zdwojoną siłą. Jaki jest sens w zwycięstwie, jeśli dzięki niemu staniemy się lustrzanym odbiciem wroga? Ale sytuacja polityczna w Sojuszu i w naszej flocie nie polepszy się, jeśli będziemy odkładali tę decyzję w nieskończoność.
Gary miał z tuzin ripost i zaprzeczeń na końcu języka, lecz zdawał sobie doskonale sprawę, że to tylko słowa, którymi starałby się obejść palący problem. Skupił wzrok na holograficznym wyobrażeniu odległych gwiazd, aby uporządkować sobie wszystko to, co sam wiedział i co powiedziała mu właśnie Desjani. Tworzył z tych fragmentów układankę, która w końcu zaczynała przypominać właściwy obraz sytuacji. Po chwili skinął głową.
— Dziękuję. Ma pani rację. We wszystkich kwestiach. Unikałem podjęcia decyzji. Znałem wszystkie za i przeciw, zwlekałem jednak z dokonaniem ostatecznej oceny, ponieważ paraliżowała mnie myśl nie tylko o utracie floty tuż przed dotarciem do domu, ale i o sytuacji, jaką tam zastaniemy, kiedy wrócimy.
Desjani się uśmiechnęła. Napięcie szybko ją opuszczało.
— Czy to znaczy, że lecimy na Heradao?
— Tak, Taniu, lecimy na Heradao. Spróbujemy odbić jeńców wojennych Sojuszu, jeśli nadal przebywają w tym systemie, i zniszczyć wszystkie siły Syndykatu stacjonujące w jego obrębie. Opracuję także strategię potrzebną na czas, kiedy wrócimy do Sojuszu.
— Może pan poprosić o radę kapitanów Duellosa, Tuleva…
— I panią. — Geary skrócił jej listę. — Wygląda na to, że jest pani bardzo znaczącym trybikiem w mojej machinie doradczej. — Słysząc tę pochwałę, Desjani spłoniła się lekko. — Sam nie podjąłbym tej decyzji jeszcze długo i zapewne atakowałbym każdego, kto chciałby ją na mnie wymusić. Pani udało się wepchnąć mnie na dobre tory tylko dlatego, że zna mnie pani znacznie lepiej, niż przypuszczałem. Okazała się też pani tak twardą sztuką, że musiałem ustąpić i przejrzałem w końcu na oczy.
Teraz roześmiała się znacznie szerzej.
— Ta twarda sztuka miała swego czasu do czynienia z wieloma prawdziwymi sukinsynami. Pan to przy nich małe piwko. Sir.
— Dzięki… — Zawahał się. — Żaden z pozostałych dowódców nie zauważył, że mam z tym problem?
— Nigdy nie mówił pan otwarcie o potrzebie większej ostrożności w działaniu. Ale ja miałam okazję poznać pana lepiej, wielokrotnie rozmawialiśmy przecież na różne tematy. Wiem, że jest pan wystarczająco mądry, by doceniać wagę rad udzielanych przez innych oficerów. Już sam fakt, że robi pan co może, żeby uniknąć tego ostatniego, dał mi wiele do myślenia.
— W takim razie chyba powinienem podziękować przodkom, że trafiłem na tak zdolnego dowódcę mojego okrętu flagowego. To znaczy podziękować im po raz kolejny.
Jeden kącik ust Desjani powędrował lekko w górę.
— Uznaję te słowa za służbowy komplement. Pozwoli pan jednak, że go teraz opuszczę. Mam sporo obowiązków na głowie, a pan musi przygotować rozkazy skoku na Heradao.