— Tylko kogo zostawić?
— Nikogo. Mamy kilka jednostek, które i tak ledwie nadążają za resztą. — Ten wybór wydawał się bardzo prosty, ale na pewno taki nie był. Połączył się ze „Znamienitym”. — Kapitanie Badaya, mam dla pana zadanie.
Sześć sekund później nadeszła odpowiedź. Badaya wyglądał marnie, lecz nikogo to nie dziwiło, w końcu on i jego załoga pracowali na okrągło, by podołać koniecznym naprawom okrętu przed zbliżającą się bitwą. Tyle tylko mogli ze swojej strony zrobić, by przygotować do niej „Znamienitego”.
— Co mam zrobić, kapitanie Geary?
— Musimy podjąć wszystkie kapsuły ratunkowe z marynarzami Sojuszu, nie możemy sobie jednak pozwolić na spowolnienie tempa marszu całej floty. Po drodze do punktu skoku zajmiemy się likwidacją uszkodzonych okrętów Syndykatu i wszystkich sił wroga pozostających w tym systemie, ale i tak ekipy ratunkowe będą potrzebowały silnej osłony ogniowej, na wypadek gdyby wydarzyło się coś nieoczekiwanego.
Sześć sekund później kapitan Badaya skinął głową.
— O kim pan myśli, komodorze?
— O trzech jednostkach pomocniczych. Do tego ”Orion”, „Niesamowity”, „Determinacja”. Najmocniej uszkodzone okręty eskorty. No i „Znamienity”, jako że ta formacja będzie potrzebowała dobrego, odpowiedzialnego dowódcy.
Badaya znów skinął głową.
— Wykonaliśmy kawał dobrej roboty, kapitanie, ale wciąż jeszcze daleko nam do pełnej sprawności bojowej. Znam pańskie podejście do tej sprawy. Tyle że wykluczenie z udziału w bitwie o Varandal to zupełnie inna sprawa.
— Rozumiem. — Badaya miał wiele wad, jednakże honoru i dumy nie można mu było odmówić. — Dlatego proszę o przyjęcie tej funkcji, nie rozkazuję. Jeśli jakiekolwiek okręty Syndykatu pojawią się w punkcie skoku z Varandala, będzie pan musiał podjąć z nimi walkę i przebić się. Dlatego na stanowisku dowódcy zespołu składającego się z dwóch pancerników i dwóch liniowców potrzebuję kogoś kompetentnego, na kim mogę polegać. — Nie musiał dodawać, o czym oboje z Badayą doskonale wiedzieli, że te cztery jednostki razem nie dałyby dzisiaj rady jednemu w pełni sprawnemu pancernikowi wroga.
— Na powrót Syndyków przed naszym odlotem nie mamy raczej co liczyć — zauważył Badaya. — Aczkolwiek taka możliwość istnieje, nie przeczę. Ale część flotylli, którą rozbije pan na Varandalu, z pewnością ruszy w stronę punktu skoku, a to oznacza, że natkniemy się na nich zaraz po wyjściu z nadprzestrzeni. Zyskamy znakomitą szansę na zaskoczenie i zniszczenie ich.
— To prawda.
— To honorowy przydział — podsumował kapitan „Znamienitego”. — Nie zostawimy za sobą ani jednego marynarza Sojuszu. Nie będziemy też spowalniali tempa marszu pozostałych liniowców, a dzięki temu, że znajdziemy się na tak daleko wysuniętej pozycji, zyskamy możliwość zniszczenia jednostek wroga uciekających z pola walki. Dziękuję za pokładane we mnie zaufanie, sir.
— W pełni pan na nie zasługuje, kapitanie Badaya. — Niewiele mijał się z prawdą, wypowiadając te słowa. Oprócz historii z propozycją objęcia dyktatury nie mógł zarzucić temu oficerowi niczego. Wprawdzie Badaya należał do najbardziej konserwatywnych dowódców, preferujących stare metody walki, i wzdragał się przed wprowadzeniem innowacji, chyba że pierwszy zastosował je przeciwnik, lecz wykonywał posłusznie rozkazy i robił to do końca, dając z siebie wszystko. Co więcej, wierzył w Geary’ego na tyle, że przyjął zadanie, o którym jeszcze pół roku wcześniej nie chciałby nawet słyszeć.
— Dziękuję, kapitanie Geary — powtórzył Badaya. — A jeśli chodzi o tę sprawę dotyczącą wydarzeń po powrocie do przestrzeni Sojuszu, chciałbym poinformować, że wszyscy zainteresowani wiedzą już o pańskim zdaniu i obiecują je uszanować. Jeśli „Znamienity” nie zdoła dotrzeć na Varandala, nie musi się pan tym już przejmować.
— Dobrze wiedzieć, kapitanie Badaya. — Geary pomodlił się w duchu za to, że dowódca „Znamienitego” był na tyle rozsądny, by sformułować ostatnie zdania w sposób w miarę neutralny i dyskretny. Zauważył już kilka razy, że z pozoru niewinne prywatne rozmowy kryją wiele podtekstów. — Przygotuję rozkazy dla jednostek przydzielonych pod dowództwo „Znamienitego”. Do zobaczenia na Varandalu.
— Ci z „Oriona” na pewno nie będą szczęśliwi. Po powrocie do przestrzeni Sojuszu sugerowałbym rozwiązanie tej załogi i zastąpienie jej nową. Nie ma chyba szans na odbudowanie morale tych ludzi.
— Może obejrzenie Numosa stającego przed plutonem egzekucyjnym będzie stanowiło wystarczający bodziec do poprawy — wtrąciła Desjani radosnym tonem.
— Kto wie. — Przedłużający się w nieskończoność remont „Oriona” tak bardzo wkurzał komodora, że nawet on poczuł się rozbawiony tą uwagą. — A skoro o tym mowa, po zniszczeniu „Dumnego” na Lakocie załoga „Oriona” zdołała w końcu naprawić pancerz i kilka systemów uzbrojenia.
— Ale napęd wciąż kuleje — zauważyła zwięźle Desjani. — Może zwróci im pan uwagę na fakt, że chociaż mają już jakie takie osłony i czym strzelać, to wciąż nie zdołają uciec przed wrogiem.
— Udam, że tego nie słyszałem, kapitanie Desjani. — Zamiast się speszyć, kontynuował z uśmiechem na twarzy: — Nie sądzę, by na „Determinacji” i „Niesamowitym” narzekano na te rozkazy.
— Lepiej niech pan nie myśli o rozdzieleniu tych dwóch jednostek — rzuciła Desjani w odpowiedzi. — Po wydarzeniach na Heradao wydają się parą na śmierć i życie.
— Co sprawiło, że ma pani tak dobry humor, kapitanie Desjani?
— Może to, że syndycka flotylla rezerwowa wykonała skok na Varandala i znalazła się w potrzasku pomiędzy siłami Sojuszu i naszą flotą, nie mówiąc już o tych wszystkich instalacjach obronnych, jakie ma nasz system. — Desjani uśmiechnęła się jak wygłodniały wilk. — Są już tylko mięsem armatnim.
— Być może, ale ciągle mają obnażone kły.
Pomimo wciąż ogromnych wymiarów wirtualnego stołu konferencyjnego, Geary zauważył, że skurczył się on wyraźnie w porównaniu z pierwszymi odprawami. Teraz miał we flocie znacznie mniej jednostek, a co za tym idzie, i dowodzących nimi oficerów. Ale dzisiaj, po pamiętnych wydarzeniach na Padronisie, wydawać się mogło, że jad trawiący tę flotę zniknął całkowicie i bezpowrotnie, a kolejne odprawy przebiegać będą w atmosferze szczerości i otwartości.
— Mniemam, że wszyscy państwo zapoznali się już z aktualną sytuacją. Syndycka flotylla rezerwowa dokonała skoku na Varandala, zanim ktokolwiek zdążył zauważyć nasze przybycie na Atalię. Wróg ruszył w pościg za siłami Sojuszu, których liczebności nie potrafimy w tym momencie określić, ale pewne jest, że chodzi o zniszczenie instalacji wojskowych w naszym systemie oraz wszystkich jednostek, jakie tam przebywają. Musimy jak najszybciej dotrzeć na Varandala i pomóc naszym towarzyszom broni walczącym na okrętach, powierzchniach planet i instalacjach orbitalnych.
Wskazał na ekran wyświetlacza unoszący się nad stołem.
— Zdecydowana większość okrętów floty podąży do punktu skoku z największą prędkością, na jaką pozwalają szczupłe zapasy paliwa, obierając taki kurs, który pozwoli nam na przejęcie i zniszczenie uszkodzonych w trakcie bitwy jednostek wroga, które pozostały w tym systemie. Natomiast formacja składająca się z „Oriona”, „Niesamowitego”, „Determinacji”, „Znamienitego”, „Dżinna”, „Tytana”, „Wiedźmy” oraz większości uszkodzonych lekkich jednostek zwolni w tym czasie na tyle, by podjąć kapsuły ratunkowe z marynarzami Sojuszu, a potem podąży za nami na Varandala.