Выбрать главу

— Dwa pancerniki, jeden okręt liniowy, sześć ciężkich krążowników, jeden lekki, dziewięć niszczycieli — wyliczała Desjani. — Tyle ich jeszcze zostało.

Geary przyjrzał się obrazom na ekranie, czując rosnący niepokój.

— Dlaczego Syndycy nie zniszczyli wszystkiego? Wiele instalacji obronnych zostało trafionych głowicami kinetycznymi, ale sporo innych celów w ogóle nie ruszono. Wszystkie kompleksy floty wydają się nietknięte.

— Więc po co tutaj przylecieli? — wyszeptała Desjani.

— To flota Sojuszu! — Nadchodzący przekaz zaskoczył Geary’ego, dopiero teraz zauważył, że przy punkcie skoku pełnił dyżur jeden z niszczycieli floty. Samotny okręcik otoczony masą przybywających do tego systemu jednostek. Słyszeli właśnie głos oficera dowodzącego „Haubicą”. — Żywemu światłu gwiazd niech będą dzięki!

Desjani odwróciła się do wachtowego z operacyjnego.

— Pobierzcie pełne rejestry z banków danych tego niszczyciela, chcę mieć pełny obraz wszystkiego, co Syndycy zrobili w tym systemie. Natychmiast!

— Łączymy się z ich systemami bojowymi — zameldował wachtowy. — Dane są już na pani wyświetlaczu.

— „Haubica”, utrzymujcie dotychczasową pozycję — rozkazał Geary i natychmiast skoncentrował się na własnym wyświetlaczu, na którym odtwarzano z wielkim przyspieszeniem ostatnie wydarzenia. Okręty Sojuszu stawiły wrogowi czoło w odległości niespełna pół godziny świetlnej od wylotu studni grawitacyjnej. W wyniku tego starcia straciły liniowiec i pancernik oraz sporo jednostek eskorty.

— Taka wielka różnica w liczebności, a oni po raz kolejny ruszyli prosto na wroga — wymamrotał Geary.

Admirał Tethys zaplanowała tę operację, lecz zginęła na pokładzie „Zachęty”. Dowodzenie po niej przejął kapitan Deccan z „Krzywego”, ale i jego okręt eksplodował podczas drugiego przejścia ogniowego z Syndykami. Jego miejsce zajął więc kapitan Barrabin z „Chłosty”, choć nie na długo — przesterowanie rdzenia reaktora wyeliminowało tę jednostkę niespełna dwie godziny świetlne od punktu skoku.

Zgodnie z informacjami zapisanymi w bazach danych niszczyciela od tego momentu dowodzenie wszystkimi siłami Sojuszu na Varandalu przejęła kapitan Jane Geary z „Dreadnoughta”. Już tylko on, jego bliźniacza jednostka „Niezawodny” oraz ostatni z liniowców z nieliczną eskortą stawiały opór wrogowi. Pomiędzy kolejnymi starciami Syndycy odpalali salwy głowic kinetycznych, celując w instalacje obronne systemu. Ale nie przeprowadzili ani jednego powtórnego uderzenia na cele, które przetrwały, podobnie jak nie mieli ochoty na zaatakowanie resztek floty, chociaż mieli kilka okazji.

Dlaczego nie zamierzali wykończyć reszty obrońców systemu? Dlaczego nie zniszczyli więcej instalacji Sojuszu? Wprawdzie obrazy, które odbierał Geary, przedstawiały sytuację sprzed kilku godzin, możliwe więc, że tymczasem wszystko uległo zmianie.

— A to co, u licha? — Desjani z napięciem wpatrywała się w wyświetlacz, a jej palce przebiegły w ekspresowym tempie po klawiaturze, aby ponownie odtworzyć wybrany fragment nagrania. — Proszę spojrzeć tutaj. To moment po ostatnim przejściu z naszymi okrętami.

Geary przeniósł wzrok na podświetlone przez nią detale, skupiając się wyłącznie na syndyckiej flotylli. Sensory floty były tak czułe, że potrafiły zobrazować nawet niewielkie detale odległych o całe godziny świetlne obiektów.

— Wahadłowce?… Co oni wyprawiają?… Lecą z ciężkich krążowników na inne okręty — mruknęła Desjani pod nosem, potem wprowadziła kolejny ciąg komend i obraz zacieśnił się po raz kolejny, pokazując obszar, na którym wahadłowce znajdowały się tuż obok kadłuba ciężkiego krążownika. — To ludzie. Widzi pan? Oni przerzucają załogi z ciężkich krążowników.

— Ale dlaczego?

Odpowiedziała Rione głosem, w którym pobrzmiewało mocne zdenerwowanie.

— Zdalne sterowanie. Mówiliście mi kiedyś, że Syndycy pracują nad jednostkami, którymi można zdalnie sterować.

— Kto chciałby automatyzować tak ciężkie… — Powód takiego postępowania dotarł do Geary’ego i Desjani jednocześnie.

— Zamierzają wykorzystać krążowniki do zniszczenia wrót hipernetowych — powiedziała Tania. — To ma sens. Wszystko się wiąże, proszę spojrzeć. Syndycy wdarli się głęboko do wnętrza systemu, ale nie niszczyli wszystkiego na swojej drodze, nie bombardowali nawet naszych największych instalacji.

— To przynęta — wyszeptał Geary.

— Tak. Gdyby wybili wszystkich obrońców, rozwalili każdą instalację w tym układzie planetarnym, moglibyśmy wykonać ostry zwrot i wrócić do punktu skoku, wiedząc, że muszą ruszyć za nami. Ale jeśli jest tu tylu ludzi i tyle sprzętu do uratowania…

— Ruszymy na nich. — Geary przesunął palcem po wyświetlaczu, wyobrażając sobie ruchy floty. — Gdy nas zauważą, poczekają na dogodny moment, potem uderzą na obrońców, rozbijając ich do reszty, i wyślą krążowniki w kierunku wrót hipernetowych. Reszta floty skieruje się w stronę punktu skoku, przechodząc przez nas. Zanim się zorientujemy, co jest grane, fala uderzeniowa już ruszy, a oni wykonają skok, zanim dotrze do granic systemu. Gdyby nie to, że wiemy doskonale, co zamierzają zrobić z wrotami, mieliby wielkie szanse na powodzenie tego planu.

— Dostaliby nas i cały zmilitaryzowany układ planetarny. — Desjani wyglądała tak, jakby gotowa była wymordować Syndyków gołymi rękami. — Tylko skąd mają pewność, że implozja wygeneruje wystarczająco wiele energii? To słaby punkt ich planu.

— Zwiększenie skali wybuchu kolapsu wrót hipernetowych jest tak samo możliwe jak jej ograniczenie — przypomniał jej Geary. Nie obejrzał się na Rione. Gdy Cresida pracowała nad problemem minimalizacji fali uderzeniowej, udało jej się dokonać obliczeń dotyczących odwrócenia sytuacji. Geary powierzył Wiktorii dane dotyczące tego programu masowej zagłady, mając nadzieję, że nikt nigdy nie zdoła go wprowadzić w życie. — Powinniśmy założyć, że Syndycy wpadli na podobne rozwiązanie.

Minęło piętnaście minut od ich przybycia. Wróg dostrzeże ten fakt dopiero za dwie i pół godziny, ale Geary wiedział, że nie może sobie pozwolić na stratę choćby sekundy z tego czasu, ponieważ rozkazy, które musi wysłać do obrońców systemu, będą szły jeszcze dłużej.

Najważniejsze w tym momencie było więc opracowanie strategii postępowania dla ludzi z Varandala.

— Mówi kapitan John Geary, czasowo dowodzący połączonymi flotami Sojuszu. Do kapitan Jane Geary, dowodzącej flotyllą broniącą systemu Varandal. Celem Syndyków jest doprowadzenie do kolapsu wrót hipernetowych poprzez ostrzelanie pęt podtrzymujących przejście. Jeśli im się to uda, energetyczna fala uderzeniowa unicestwi całe życie w obrębie waszego układu planetarnego. Mamy powody przypuszczać, że wróg użyje do tego celu bezzałogowych, zdalnie Sterowanych ciężkich krążowników, ponieważ żaden okręt znajdujący się w pobliżu wrót w momencie kolapsu nie ma szans na przetrwanie. Waszym zadaniem jest obrona wrót… — W tym momencie musiał zamilknąć na moment, by nikt nie wychwycił załamania w jego głosie. — Musicie to zrobić za wszelką cenę. To ważniejsze od wszystkiego innego, wliczając w to niszczenie okrętów wroga nie zagrażających bezpośrednio wrotom i ochronę nie zbombardowanych jeszcze instalacji. Nie dopuśćcie do sytuacji, w której wasze okręty mogą zostać zniszczone przez przeważające siły wroga. Tylko wy możecie ocalić wrota i ten system przed zagładą. Wycofajcie się. Pomoc nadchodzi. Na honor naszych przodków. Mówił John Geary. Bez odbioru.

Zdołał wrócić, dotrzeć do systemu, w którym znajdowała się jego stryjeczna wnuczka, i w pierwszych słowach do niej skierowanych poprosił o poświęcenie życia, jeśli to będzie konieczne, w obronie wrót hipernetowych.