Cudze pisanie
Człowiek pióra zostawał sam, żadna z potencjalnych kobiet jego życia nie była kobietą je- go życia, odchodziły jedna po drugiej, zabierały swe kunsztowne rękopisy i pachnące perfu- mami wydruki komputerowe, przepadały bez wieści.
Wszystkie kobiety człowieka pióra również pisały. Było to potworne. Człowiek pióra czuł się zawsze zagrożony przez cudze pisanie, ale zagrożenie, jakie w człowieku pióra wzbudzali inni ludzie pióra, należało do porządku świata. Trzeba uważać na cudze książki, tak jak trzeba uważać na palniki gazowe, tak jak trzeba uważać na ruchliwych skrzyżowaniach, przy wsia- daniu do windy i przy płaceniu rachunku. Cudze pisanie może wyrządzić znaczne szkody, może spowodować duchową kraksę, może wymknąć się spod kontroli, może wypełnić nie- wypełnione. Może eksplodować.
Człowiek pióra unikał cudzego pisania, nie czytał książek innych ludzi pióra, nie czytał książek swoich rówieśników, w zasadzie poza żyjącymi Noblistami w ogóle nie czytał ksią- żek żyjących ludzi pióra. Dobry pisarz to jest martwy pisarz – szeptał do siebie nienawistnie i sycąc się jadowitością swego skłonnego do ciemnych paradoksów mózgu, sięgał po klasykę. Unikał współczesnych książek niczym zbiegowisk ulicznych, bał się, że jakikolwiek elemen- tarny odruch, odruch zwykłej ciekawości, odruch złowieszczej fascynacji, odruch magnetycz- nej grozy wciągnie go do tętniącego podniesionymi głosami i wulgarnymi światłami wnętrza. Unikał bieżącej twórczości i aktualnych tekstów, wydawało mu się, że jest to arystokratyczna powściągliwość, gwarantująca najwyższe wtajemniczenia ducha. Niestety, próba przemierze- nia labiryntu współczesności wyłącznie z Sofoklesem pod pachą, kończyła się kłopotliwym fiaskiem.
Człowiek pióra w poszukiwaniu kobiety swego życia zawierał liczne znajomości z poten- cjalnymi kobietami swego życia i tak się rozpaczliwie i nieubłaganie składało, że wszystkie potencjalne kobiety życia człowieka pióra również pisały. Twierdziły wprawdzie z całkowitą, choć niezależną od siebie zgodnością, iż pisały od dawna, iż pisały już grubo wcześniej, iż przelewały swe myśli na papier na długo przed zawarciem znajomości z człowiekiem pióra, ale on w to raczej nie wierzył. Był pewien, że osobiście natchnął je weną. W jego pewności była pycha, ale był też wstręt. Kiedy patrzył na zaczernione przez nie kartki, wydawało mu się, że papier pokryty jest ślepymi znakami ospy. Tekstów pisanych przez potencjalne kobiety życia niepodobna było uniknąć. Przysyłały je listami poleconymi, zostawiały za framugą drzwi, cichcem wtykały do kieszeni marynarki, szczegółowo sprawdzały znajomość rękopi- sów, domagały się wnikliwych i pochlebnych omówień, osobiście czytały obszerne fragmenty na głos, czytały przez telefon, czytały w kawiarni i czytały w łóżku. Nad ciemnymi dachami miasta przetaczała się wichura szczurzej sierści, wapiennego piachu i damskich manuskryp- tów.
Ostatnia potencjalna kobieta życia człowieka pióra pisała nowele opiewające świat bez- powrotnie utraconego dzieciństwa. Bezbrzeżny smutek tych opowiadań potęgowała umiesz- czona w bez mała każdym z nich, mniej lub bardziej zawoalowana refleksja, iż bezpowrotnie utracone dzieciństwo było w dodatku puste, ponieważ ostatnia potencjalna kobieta nie znała wówczas człowieka pióra, nie był on, niestety, towarzyszem jej dziecięcych zabaw.
Przedostatnia prowadziła dziennik i literalnie dzień po dniu opisywała wszystko, co było do opisania. Zapisywała, co się jej śniło, jaki robiła sobie makijaż, jakiej używała kredki, ja- kiego kremu, jakich cieni do powiek, kto telefonował, z kim się widziała, jaką przymierzała spódnicę, jaką prasowała bluzkę i na jakich obcasach szła przez Karmelicką.
Trzecia od końca potencjalna kobieta życia człowieka pióra pisała doń wielostronicowe li- sty, w których dokonywała morderczo – drobiazgowej wiwisekcji ich związku. Lektura tych dusznych traktatów wpędzała człowieka pióra w makabryczne depresje, aby zażegnać ból świata, sięgał on wówczas po kieliszek. Czwarta od końca pisała kompletnie niezrozumiałe cykle próz poetyckich.
Piąta od końca, w masywnym jak tom dzieł zebranych kalendarzu, relacjonowała swe buj- ne życie towarzyskie, przyjęcia, bankiety, imprezy, kto z kim przyszedł i kto z kim wyszedł, kto się upił i jakie miały miejsce skandale, zapisywała nazwy knajp i jakie trunki, i jakie drin- ki sama popijała, a raczyła się zdrowo – prawdę powiedziawszy, jak na kruchą, eteryczną blondynkę, chlała jak zwierzę. Wiele zapisów w masywnym kalendarzu uczynionych było chybotliwym pismem, były tam niejasne refleksje euforycznie idące przez głowę po kilku popołudniowych, dyskretnych, ale bardzo tęgich łykach, były tam też często litanijne zdania ściśle wyszczególniające poranne koszmary.
Szósta od końca potencjalna kobieta człowieka pióra też coś pisała, niechybnie musiała coś pisać, dziś już wszakże nie wiadomo, jaki ściśle uprawiała gatunek literacki, pisarstwo jej uległo całkowitemu zapomnieniu.
Był koniec tysiąclecia, człowiek pióra zostawał sam, kobiety opuszczały go jedna po dru- giej. Jeszcze na tydzień przed rozstaniem z podobnym, choć niezależnym od siebie nostal- gicznym entuzjazmem wyznawały człowiekowi pióra, iż marzą o wspólnej podróży do We- necji, parę dni zaś później odchodziły bez słowa.
Ostatnia, pulchna rozwódka w średnim wieku, która w porach lunchu z niesłychanym za- pałem oddawała mu gasnące blaski swego epickiego ciała, nagle jakby na powrót tknięta grotem fanatycznej pasji zawodowo – zarobkowej powróciła do swego pozazmysłowego ży- cia, od rana do wieczora wypełnionego zajadłą działalnością gospodarczą. Spędzali z sobą trzy pory lunchu w tygodniu: w poniedziałek, czwartek i piątek i teraz nagle przestali się wi- dywać w ogóle. Człowiekowi pióra wydawało się, że uczynili to za obopólną zgodą i ku obo- pólnej uldze, on w każdym razie odczuwał ulgę, odczuwał ulgę, ponieważ nie będzie więcej musiał czytać opowiadań opiewających przepadłe dzieciństwo, odczuwał ulgę, ponieważ wy- dawało mu się, że znów będzie mógł całymi dniami pisać. We wtorki, środy i soboty starał się wprawdzie pisać ze zdwojonym natchnieniem, zaś w poniedziałki, czwartki i piątki wstawał trochę wcześniej, aby zdążyć wykonać przed porą lunchu dopołudniowe pensum, ale było to męczące i burzyło harmonię życia codziennego. Jak zanotował w jednym ze swych zeszytów:
„Seks w porze lunchu z uprawiającą działalność gospodarczą rozwódką w średnim wieku wiedzie do chaosu”.
Przedostatnia potencjalna kobieta życia człowieka pióra, prowadząca drobiazgowy dzien- nik długonoga reporterka miejskiej popołudniówki, otrzymała ofertę atrakcyjnej pracy na Wybrzeżu i wyjechała – zdaniem człowieka pióra – z osobliwym i nieco nadmiernym pośpie- chem. Przypuszczał, że natychmiast po jej wyjeździe zasypią go stosy miłosnej koresponden- cji, był pewien codziennych, pełnych żarliwej tęsknoty telefonów, ale skończyło się na jednej zdawkowej widokówce. W duszy człowieka pióra anioł ulgi potykał się z demonem rozcza- rowania.