Выбрать главу

Tak, technika rozwija się niezwykle szybko. Co będzie za dziesięć, dwadzieścia lat?

…Igor miał dosyć czasu, aby rozmyślać, o czym i ile chciał. Mógł usiąść w wolnym fotelu, wyciągnąć jak wszyscy pasażerowie swój blok uniwersalny i oglądać „Jezioro łabędzie” lub nową sztukę teatralną. Trzeba się tylko dowiedzieć, jakie sztuki dają teraz w różnych teatrach na kuli ziemskiej. Mówią, że najlepsze przedstawienia są w tej chwili w New Yorku, Cambridge i Tambowie.

Jeśli zapragnie, może nacisnąć tylko guziczek „powtórzenie” i przesłuchać zapisane na cienkim metalowym włosku poranne obserwacje meteorologiczne lub przedyskutować swoje myśli, później automatyczna maszyna do pisania wszystko dokładnie przedrukuje. Może wysłuchać dowolnego wykładu, nawet takiego, który był wygłoszony przed tygodniem lub przed rokiem, może zrobić jeszcze tysiąc różnych innych rzeczy.

Nie wolno mu tylko dotykać guziczków na pulpicie sterowania.

Ach, te guziczki, wyśmiewane w pismach humorystycznych, guziczki prześladujące człowieka od najwcześniejszego dzieciństwa do późnej starości! „Precz z guziczkami!” — słuszny postępowy ruch, do niego niewątpliwie należy przyszłość. Igor miał dziś okazję przekonać się, jak łatwo i przyjemnie jest latać nie myśląc o guziczkach. Ale jak wielką miał w tej chwili chęć położyć palce na klawiszach maszyny i poczuć, że ogromny statek podporządkowuje się jego lekkiemu dotknięciu. Niestety, dotykać guzików wolno mu jedynie podczas lotów ćwiczebnych, lotów organizowanych po to tylko, żeby piloci nie zapomnieli kierować samolotem. A Igor lubił prowadzić maszynę — to właśnie spowodowało, że wybrał zawód kierowcy powietrznych liniowców. Ale mówiąc uczciwie, zawód ten stał się nudny, nie sprawia takiej satysfakcji jak dawniej.

4

Spacerując Igor zatrzymał się przy wejściu do jednego z salonów. W rogu siedział wysoki mężczyzna i patrząc w zadumie na blok uniwersalny, ledwo dostrzegalnie poruszał wargami.

Rozmawiał z kimś, a może pracował. Bliżej drzwi paru pasażerów rozmawiało. Dyskusja dotyczyła przede wszystkim zagadnień miejscowych: sprawy ocieplenia Kamczatki przez wykorzystanie ciepła wnętrza Ziemi oraz sprawy jakuckiej kopalni automatycznej.

Dało to okazję rumianemu młodzieńcowi biorącemu udział w rozmowie, do oświadczenia, że wykorzystywanie naturalnych bogactw ziemi jest już przestarzałe. Czas najwyższy zacząć stwarzać sztuczne pokłady rud.

— Nie wystarczają panu zmiany na powierzchni ziemi — uśmiechnął się pewien niemłody pasażer — chciałby pan przekształcić również jej wnętrze?

— A czemuż by nie? — zdziwił się młodzieniec.

Starszy pan zwlekał chwilę z odpowiedzią.

— Rozmawiałem onegdaj z pewnym… hm, też dosyć młodym obywatelem — przy tych słowach uśmiechnął się lekko — i ów młodzieniec wyjaśnił mi, że człowiek może otrzymywać wszystko, co mu się podoba ze wszystkiego, co mu się podoba. Na przykład ze zwykłego kamienia brukowego — żelazo, złoto albo kiełbasę. W tym celu trzeba po prostu — dosłownie powiedział „po prostu” — rozbić atomy na ich części składowe i z tych części zbudować nowe atomy.

— Fascynująca myśl! — zawołał żywo młodzieniec.

— Wiele jest tych fascynujących pomysłów — uśmiechnął się znowu starszy pan. — Ale pytanie, które z nich należy urzeczywistniać?

— Te, które są najbardziej celowe — wtrącił się nagle pasażer z kąta.

— A co uważać za najbardziej celowe? — zaatakował go natychmiast młodzieniec. — Jakie pan zastosuje kryteria?

— No, na przykład nakłady pracy ludzkiej. To, oczywiście, przede wszystkim. Dalej, nakłady energii. I nie w ogóle, rzecz jasna, ale z uwzględnieniem jej aktualnego bilansu, zasobów surowcowych z danej chwili. Następnie odległość i trudności transportu. I wiele innych rzeczy.

— O… — rzekł z lekkim rozczarowaniem młodzieniec. — Pan, jak widzę, należy do ludzi, którzy wszystko liczą…

— Współpracownik Biura Planowania — przedstawił się pasażer z figlarnym uśmiechem i dorzucił po krótkiej chwili: — Wie pan przecież, że nie skąpimy środków na różne eksperymenty — jak najśmielsze i na wielką skalę. Ale… — popatrzył uważnie na towarzyszy jakby pragnąc się upewnić, czy ich interesuje ten temat, i ciągnął dalej: — Gdy sprawa dotyczy normalnej eksploatacji, dochodzi do głosu matematyka. Weźcie na przykład zaporę przez Cieśninę Beringa, wraz z jej pompami ciągnącymi wodę z Oceanu Spokojnego do Arktyki. Ze współczesnego punktu widzenia jest to instalacja niezbyt doskonała. Zastanówcie się tylko: dla podtrzymania ciepłego klimatu na półkuli północnej trzeba wydobyć rudę uranową, otrzymać z niej materiał rozszczepialny, dostarczyć do zapory i załadować reaktory. Oczywiście, że prawie wszystko to robi się automatycznie, ale prawie, a nie wszystko. Pod tym względem jakucka kopalnia automatyczna stoi na wyższym poziomie. Raz uruchomiona, będzie pracować pięćdziesiąt jeden lat bez udziału człowieka. A nasz samolot — zakończył niespodziewanie — jest mocno przestarzały.

Młoda dziewczyna o jasnych warkoczach, w lekkiej sukience, przysłuchująca się z uwagą rozmowie, rozejrzała się po wnętrzu salonu.

— Nie mam na myśli wygody pasażerów i wyposażenia technicznego — uśmiechnął się nieznacznie pracownik Biura Planowania. — Ale czy państwo zwrócili kiedy uwagę na pilota?

Igor drgnął mimo woli i cofnął się w głąb korytarza.

— Na pilota? — powtórzyła dziewczyna. W głosie jej zabrzmiało zdziwienie. — Ale przecież pilot siedzi tam gdzieś w swej kabinie. Jest niewidzialny.

— Nie tylko niewidzialny, ale w ogóle bezczynny. Jest to jeden z najciekawszych problemów naszego czasu. Dopóki w powietrzu zachodzą wypadki, które się już kiedyś zdarzały, można spokojnie polegać na maszynie. Ale z chwilą, gdy nastąpi coś nieprzewidzianego, wypadek bez analogii w „pamięci” maszyny, staje się ona bezradna. Z tego powodu leci w niej wykwalifikowany pracownik. Setki pilotów kręci się w powietrzu pełniąc zwykły dyżur zamiast zajmować się twórczą pracą, do której wszyscy mają prawo. Przy tym każdy wypadek ingerowania w pracą maszyny jest rozpatrywany jako wydarzenie nadzwyczajne. We wszystkich maszynach wprowadza się niezbędne ulepszenia, żeby coś podobnego nigdy już nie mogło się powtórzyć. W ten sposób prawdopodobieństwo koniecznych interwencji stale się zmniejsza. I piloci mają coraz mniej roboty. To samo dotyczy naszego pilota. Jest to oczywiście człowiek, który uczciwie służy społeczeństwu, ale my pozbawiamy go naturalnej radości pracy. To jest po prostu okrucieństwo.

— Ale on przecież coś robi — zaprotestowała dziewczyna. — Ten pilot.

— Tak. Czyta, dyktuje, może tworzy poemat. Rozumie się. Ale to nie jest rozwiązanie problemu.

— A jak często zdarza mu się mieć coś do roboty?

— Zrozumiałem z tego tylko jedno — pół żartem, pół serio odezwał się starszy pan — że piloci będą wiecznie odbywać przejażdżki na samolotach. Dlatego, że jeżeli nawet pozostanie prawdopodobieństwo jednego nieszczęśliwego wypadku na dziesięć lat na wszystkich liniach lotniczych, Kontrola Bezpieczeństwa Pracy i tak będzie żądała, aby piloci latali na wszystkich samolotach. Miałem do czynienia z tą instytucją. Ja ich znam.