W tym celu według mego projektu została sporządzona wielopromieniowa lampa elektronowa kulistego kształtu. Wewnętrzna powłoka kuli była pokryta warstwą elektretu — substancji zdolnej elektryzować się i przez czas nieograniczony zachowywać ładunek elektryczny. Armatki elektronowe rozmieszczono w środku kuli w ten sposób, że promienie elektronów ekranowały dowolne odcinki jej powierzchni. Jedna grupa promieni stwarzała na powierzchni elektretu elementy pamięci, to jest zapisywała impulsy elektryczne, inna grupa promieni zliczała te impulsy. Ogniskowanie wiązek elektronowych było bardzo ostre i na powierzchni jednego mikronu kwadratowego można było zapisać do pięćdziesięciu impulsów elektrycznych. W ten sposób na wewnętrznej powierzchni głowy Suemy można było ulokować do trzydziestu miliardów sygnałów — kodu impulsowego. Jak pan widzi, pojemność pamięci Suemy nie była wcale mniejsza od pojemności pamięci ludzkiej!
Postanowiłem nauczyć Suemę słyszeć, czytać, mówić i pisać. Nie było to zbyt skomplikowane. W zeszłym stuleciu niemiecki uczony Helmholz ustalił, że dźwiękom mowy ludzkiej odpowiadają ściśle określone kombinacje częstotliwości drgań, którym nadał nazwę „formantów”. Ktokolwiek wymówi głoskę „o” — czy to będzie mężczyzna, kobieta, starzec czy dziecko — zawsze będzie temu dźwiękowi odpowiadała właściwa częstotliwość drgań. Te więc częstotliwości wziąłem za podstawę kodu sygnałów dźwiękowych.
Trudniej było nauczyć Suemę czytać. Jednakże udało mi się to osiągnąć. Wielką usługę oddały mi w tym odbiorcze lampy telewizyjne. Jedyne oko Suemy było po prostu obiektywem fotograficznym, który rzucał tekst na światłoczuły ekran lampy telewizyjnej. Promień elektronowy tej lampy w zetknięciu z odbiciem wywoływał cały układ impulsów elektrycznych, stanowiących ścisłe odpowiedniki każdego znaku lub rysunku.
Nauczyć Suemę pisać było rzeczą łatwą. Zastosowałem tu sposób używany w maszynach elektronowych starego typu. Znacznie bardziej skomplikowaną sprawą okazała się mowa.
Musiałem skonstruować generator dźwiękowy, który w wyniku określonej kolejności impulsów elektrycznych wytwarzał różne dźwięki. Wybrałem dla Suemy głos kobiecy, pasujący całkowicie do jej imienia. Dlaczego tak postąpiłem? Niech mi pan wierzy — bynajmniej nie dlatego, że jestem kawalerem i odczuwam potrzebę kobiecego towarzystwa.
Powodowałem się względami technicznymi; Głos kobiecy jest czystszy i łatwiej poddaje się rozłożeniu; na drgania dźwiękowe.
W ten sposób zdołałem skonstruować podstawowe organy zmysłów, organy powiązania Suemy ze światem zewnętrznym. Pozostawała najtrudniejsza część zadania: zmusić Suemę, aby we właściwy sposób reagowała na podniety zewnętrzne. Przede wszystkim powinna była odpowiadać na pytania. Czy zauważył pan kiedy, jak się uczy mówić dziecko? Mówią do niego zwykle: „Mama!” — i dziecko powtarza: „mama”. Rozpocząłem tak samo. Gdy wymawiałem do mikrofonu słowo „powiedz” — powstawał kod, za pomocą którego włączał się generator, odtwarzający głos. Impulsy elektryczne biegły początkowo po przewodach w kierunku pamięci Suemy, utrwalały się w niej i natychmiast wracały do generatora dźwiękowego. Suema powtarzała wypowiedziane słowa. Tę najprostszą operację — powtarzanie — wykonywała bez zarzutu. Stopniowo komplikowałem to zadanie. Czytałem jej na przykład kilka stron z rzędu. Podczas czytania tekst zapisywał się w pamięci Suemy. Potem mówiłem: „Powtórz!” — i Suema dokładnie odtwarzała cały tekst. Niech pan weźmie pod uwagę, zapamiętywała wszystko od razu! Pamięć miała, jak się to mówi, fenomenalną, gdyż składały się na nią impulsy elektryczne, które się nie zacierały i nie znikały. Potem Suema zaczęła czytać głośno. Kładłem książkę przed obiektywem jej oka i Suema czytała. Impulsy obrazu zapisywały się w jej pamięci i natychmiast przechodziły do generatora dźwiękowego, w którym przekształcały się w dźwięki. Przyznaję, że czytania jej słuchałem nieraz i wielką przyjemnością. Miała miły głos, czytała dość wyraźnie, chociaż trochę sucho, bez modulacji.
Zapomniałem powiedzieć panu o jeszcze jednej szczególnej właściwości Suemy, dzięki której właśnie była ona samoudoskonalającą się maszyną elektronową. Bez względu na wielki zasięg pamięci, Suema posługiwała się nią bardzo oszczędnie. Gdy czytała lub słyszała jakiś nowy, nie znany jej przedtem tekst, zapamiętywała tylko nowe słowa, nowe fakty i nowe logiczne układy programowe. Odpowiedź na zadane pytanie musiała zestawić sama, za pomocą kodów słownych, zapisanych w jej pamięci w różnych miejscach. Jak to robiła? W pamięci jej gromadził się w postaci kodów program odpowiedzi na różne pytania. Panował tam pewien określony porządek, według którego promienie elektronowe sczytywały potrzebne słowa. W miarę rozszerzania się zasięgu pamięci Suemy, wzrastał również zakres programów.
W organizmie jej był przewidziany układ analityczny, który kontrolował wszelkie możliwe odpowiedzi na zadane pytanie. Ten układ dozwalał tylko na tę odpowiedź, która była w całkowitej zgodzie z logiką.
Montując Suemę przewidziałem kilkadziesiąt tysięcy zapasowych układów, które włączały się automatycznie w miarę udoskonalania się maszyny. Gdyby nie miniaturowe i superminiaturowe części, taka maszyna nie pomieściłaby się z pewnością w jednym budynku.
U mnie zaś mieściła się cała w niedużej, wzrostu człowieka, okrągłej metalowej kolumnie, nad którą wznosiła się szklana głowa. W środkowej części kolumny znajdowała się podpórka dla oka, które skierowane było na podstawkę do książek. Podstawka była ruchoma, z dźwigniami do przewracania stron. Po lewej i prawej stronie oka były umieszczone dwa mikrofony. W tej samej kolumnie, w przerwie między okiem a podstawką do książek, był zainstalowany odtwarzający dźwięki telefon. Z tyłu kolumny, we wgłębieniu wmontowałem maszynę do pisania i kasetę, w którą wkładało się zwój papieru.
W miarę jak pamięć jej zbogacała się coraz większą ilością faktów, poszczególne dziedziny pamięci uzupełniały wciąż nowe wzorce programów, Suema stawała się zdolną do wykonywania coraz bardziej skomplikowanych operacji logicznych. Mówię logicznych, gdyż Suema rozwiązywała nie tylko zadania matematyczne, lecz odpowiadała na najrozmaitsze pytania. Czytała olbrzymią ilość książek i pamiętała doskonale ich treść, znała prawie wszystkie języki europejskie i swobodnie tłumaczyła z każdego z nich na rosyjski lub na jakikolwiek inny język. Przestudiowała różne dziedziny wiedzy, między innymi fizykę, biologię, medycynę i na żądanie podawała mi właściwe informacje.
Stopniowo Suema stawała się bardzo interesującym towarzyszem pracy i spędzałem z nią długie godziny, omawiając różne problemy naukowe. Nieraz na jakieś moje twierdzenie odpowiadała: „To niesłuszne. Sprawa przedstawia się inaczej”… Albo też: „To jest nielogiczne…” Pewnego razu oznajmiła mi wprost: „Głupstwa pan mówi”. Zdenerwowałem się i powiedziałem jej, że nie umie zachować się przyzwoicie. Suema odparła na to: „A pan?
Cały czas mówi pan do mnie per» ty«, chociaż jestem dla pana nieznajomą kobietą”. „Niech to diabli! — wykrzyknąłem. — Skąd ci przyszło do głowy, że jesteś kobietą i w dodatku nieznajomą?” — „Stąd — odrzekła — że mam na imię Suema i mówię głosem kobiecym o paśmie częstotliwości dźwięku od trzechset do dwóch tysięcy drgań na sekundę. To jest cecha głosu kobiecego. A nieznajoma jestem, bo nikt nas sobie wzajemnie nie przedstawił”. — „Myśli pani, że jedyną cechą kobiecości jest częstotliwość rejestru głosu?” — zapytałem niezwykle uprzejmie. — „Istnieją jeszcze inne cechy, ale te są dla mnie niezrozumiałe” — odparła Suema. — „A co pani pojmuje pod słowem» zrozumiałe«„? — pytałem dalej. „Zrozumiałe jest to wszystko, co przechowuję w swojej pamięci i co nie przeczy znanym mi regułom logiki” — odpowiedziała.