— Zrobić? — zapytał F’lar chwilowo nie pojmując.
— Z młodszymi synami — powiedział gładko Robinton — dla których nie ma już Warowni. Mogliby zarządzać w Południowym Bollu, Forcie, Iscie i Igenie… żeby tylko wymienić Lordów, którzy mają największe rodziny i pełnych nadziei synów.
— Ten Kontynent Południowy, F’larze. Kiedy będziemy mogli dopuścić ludzi na Kontynent Południowy? — zapytał Groghe. — Ten Torik, który pozostał w Południowej Warowni; może jemu przydałby się jeden albo dwóch, albo trzech mocnych, aktywnych, energicznych, ambitnych chłopaków?
— Na Kontynencie Południowym są Władcy z przeszłości powiedziała Lessa srogo. — Nikomu tam nie mogą zrobić krzywdy, ponieważ kraj ten jest chroniony przez robaki piaskowe lub jak kto woli — pędraki.
— Pamiętam o tym, Władczyni Weyru — zauważył Groghe podnosząc brwi. — Najlepsze miejsce dla nich, nie zawracają nam głowy, robią co chcą, a nie cierpią na tym porządni ludzie.
Głos Groghe’a, jak spostrzegł Robinton, pozbawiony był zjadliwości, co było godne pochwały, jeżeli wziąć pod uwagę, jak bardzo ucierpiała Warownia Fort od nieodpowiedzialnego kierowania Weyrem Fort przez T’rona.
— Sprawa polega na tym, że Południowy jest sporej wielkości, obsiany jest też cały robakami, więc nie ma znaczenia, czy oni latają zwalczac Nici czy nie, żadnej większej szkody to nie powoduje.
— Czy byłeś kiedyś poza swoją Warownią podczas opadania Nici? — zapytał F’lar Groghe’a.
— Ja? Nie! Co ty sobie myślisz, że ja zwariowałem? Chociaż to stado młodzików, rwących się do walki z najbłahszego powodu… Żebyś wiedział, jak walczą na pięści. A całą broń kazałem stępić, ale hałas, jaki robią, wystarcza, żeby mnie wpędzić Pomiędzy albo wypędzić na zewnątrz… Och, rozumiem, o co ca chodzi, Przywódco Weyru — dodał ponuro Groghe, a jego palce zatańczyły raptownie po szerokim pasie. — Tak, to może sprawiać kłopoty, prawda? Nie jesteśmy przystosowani do życia poza Warowniami, czyż nie? Torik wcale nie planuje powiększenia obszaru pod swoją Warownię? Coś trzeba zrobić z tymi młodszymi z rodów. I to nie tylko w mojej Warowni, co, Sangelu?
— Gdybym mógł coś zaproponować — wtrącił się szybko Robinton widząc, że F’lar się waha. Biorąc pod uwagę, z jaką skwapliwością F’lar poprosił go gestem, by mówił dalej, był chyba wdzięczny, że Harfiarz mu przerwał. — No, więc pół Obrotu temu piąty syn Lorda Groghe, Benelek, wpadł na pomysł, jak usprawnić pewną maszynę żniwną. Mistrz kowalski Fortu sugerował, że powinno to zainteresować Fandarela. I rzeczywiście poczciwy Mistrz Kowali się tym zainteresował. Młody Benelek udał się do Telgaru na specjalne szkolenie i namówił także jednego z synów z Dalekich Rubieży, żeby do niego dołączył, jako że chłopak też miał pociąg do mechaniki. Krótko mówiąc w siedzibie Cechu jest teraz ośmiu synów Panów Warowni i trzech chłopców z Cechów Rzemieślniczych, którzy wykazali się podobnymi uzdolnieniami do kowalskiego fachu.
— Co proponujesz, Robintonie?
— Leniwe ręce sieją niezgodę. Chciałbym zobaczyć wybranych młodych ludzi, zwerbowanych ze wszystkich Cechów i Warowni, którzy by wymieniali między sobą pomysły, a nie wymysły.
Lord Groghe zamruczał.
— Oni chcą mieć ziemię, a nie pomysły. A co z Południowym?
— To rozwiązanie można niewątpliwie rozważyć — powiedział Robinton, traktując naleganie Groghe’a tak lekko, jak tylko się ważył. — Jeźdźcy z przeszłości nie będą żyć wiecznie.
— Prawdę rzekłszy, Lordzie Groghe, my wcale nie jesteśmy przeciwni rozszerzaniu Warowni na Południowym — powiedział F’lar. — Tylko, że…
— Należy zdecydować, kiedy to zrobić — dokończyła Lessa, kiedy F’lar się zająknął.
W jej oczach pojawił się osobliwy błysk, po którym Harfiarz zorientował się, że nie jest to jedyne jej zastrzeżenie.
— Mam nadzieję, że nie będziemy musieli czekać do końca tego Przejścia — powiedział zrzędliwie Sangel.
— Nie, tylko tak długo, aż minie niebezpieczeństwo, że nasze słowo okryje hańba — powiedział F’lar. — Jeżeli cofniesz się myślami, Weyry zobowiązały się, że zbadają Kontynent Południowy…
— Weyry zobowiązały się również, że uwolnią nas od Nici oraz Czerwonej Gwiazdy — powiedział poirytowany już Sangel.
— F’nor i Canth wciąż jeszcze noszą blizny po tej Gwieździe — przypomniała mu Lessa, oburzona na krytykę Weyrów.
— Bez obrazy, Władczyni Weyru, F’larze, F’norze — powiedział Sangel mamrocząc i niezbyt subtelnie maskując swoje rozdrażnienie.
— To jeszcze jeden powód, dla którego mogłoby okazać się zbawienne ćwiczenie młodych umysłów w odkrywaniu nowych sposobów na robienie różnych rzeczy — powiedział Robinton, gładko odwracając uwagę Sangela.
Robinton był ogromnie zadowolony z nastawienia Sangela. Przypominał ostatnio F’larowi i Lessie, że starsi Lordowie Warowni uparcie trwali w przekonaniu, że gdyby jeźdźcy smoków naprawdę się do tego przyłożyli, to mogliby spopielić Nici u ich źródła na Czerwonej Gwieździe i na zawsze skończyć z zagrożeniem, które przywiązywało ludzi do Warowni. Uznał jednak, że wystarczy napomknąć o tym i szybko zmienił temat.
— Mój archiwista, mistrz Arnor, oczy trafi, próbując odcyfrować niszczejące skóry Kronik. Radzi sobie dobrze, ale czasami wydaje mi się, że wcale nie rozumie tego, co ocala, i stąd popełnia błędy przy kopiowaniu zatartych słów. Fandarel też mówił o tym problemie. Stanowczo uważa, że źródłem niektórych niejasności w tych starych Kronikach jest błędne kopiowanie. No, ale jeżeli mielibyśmy kopistów, którzy znaliby się na tym…
— Chciałbym, żeby Jaxom trochę się w tym poćwiczył powiedział Lytol.
— Miałem nadzieję, że to zaproponujesz.
— Nie wycofuj się z oferty, że weźmiesz mojego syna, Lytolu — powiedział Groghe.
— No, jeżeli Jaxom…
— Nie widzę powodów, żebyśmy nie mieli zastosować obydwu rozwiązań — powiedział Robinton. — Tutaj, gdzie Jaxom musi uczyć się kierować Warownią, wychowywaliby się chłopcy w jego wieku i o jego randze, ale Jaxom nabywałby również nowych umiejętności z innymi ludźmi, o odmiennej randze i przeszłości.
— Po głodzie uczta? — powiedział N’ton tak cichym głosem, że usłyszeli go tylko Robinton i Menolly. — A mówiąc o ucztach, oto nasz honorowy gość!
Jaxom stanął wahaniem w progu, pamiętając na tyle o dobrych manierach, by oddać zebranym ukłon.
— Ruth już się umościł i czuje się dobrze, prawda, Jaxomie? — zapytała Lessa życzliwie, gestem przywołując chłopca do swego boku.
— Tak, Lesso.
— Tu również uporządkowaliśmy rozmaite inne sprawy, krewniaku — ciągnęła dalej uśmiechnąwszy się, kiedy zobaczyła jego pełne niepokoju spojrzenie.
— Znasz mojego syna, Horona, czyż nie? Jest w twoim wieku? — zapytał Groghe.
Jaxom zaskoczony skinął głową.
— No to będzie się tu wychowywał jako twój towarzysz.
— I prawdopodobnie jeszcze jacyś inni chłopcy — powiedziała Lessa. — Chciałbyś?
Robinton zauważył, jak Jaxom z niedowierzaniem szeroko otwiera oczy, popatrując to na Lessę, to na Groghe’go, to z powrotem na Lytola, na którym jego spojrzenie zatrzymało się, aż Lytol uroczyście skinął głową.
— A kiedy Ruth będzie już dobrze latał, może byś przyleciał do mojej siedziby Cechu, żeby przekonać się, czy nie mógłbyś się ode mnie dowiedzieć na temat Pernu czegoś, czego Lytol nie wie? — zapytał Robinton.