Выбрать главу

Wtorkowy obiad ugotowałem ja. Był halibut z rusztu i chińska kapusta na parze w sosie czosnkowym. Dania te zaproponowała Lauren. Ostatnio bardzo dbała o to, żeby w diecie były rybne tłuszcze, czosnek i żelazo. W drodze do domu kupiła bochenek wielozbożowego chleba z piekarni Breadworks przy North Broadway.

Miała się już zabrać do posprzątania kuchni, gdzie zostawiłem straszliwy bałagan, kiedy zadzwonił telefon. Odebrałem go w dużym otwartym pokoju przylegającym do całej zachodniej ściany domu.

Mieszkałem w tym domu już od dawna. Spędziłem w nim dwa okresy samotnej egzystencji, a teraz po raz drugi korzystałem z uroków małżeństwa. Moje żony bardzo się od siebie różniły, a druga była lepszą towarzyszką życia, niż pierwsza. Dom, który kiedyś był zwykłą chałupą, teraz prezentował się nader elegancko. Zeszłej jesieni podjęliśmy z Lauren ambitny plan powiększenia go i przebudowania.

Na szczęście widok z okien pozostał taki sam, jak dawniej.

Nasz dom stoi niemal u samej góry zachodniego stoku Hiszpańskich Wzgórz, we wschodniej części doliny Boulder. W pogodny dzień, a w Kolorado przeważnie panuje znośna pogoda, mamy widok na łańcuch Front Rangę od północnych urwisk Pikes Peak po północne zbocza Longs Peak i od zielonego pasa po wschodniej stronie miasta Boulder aż po masyw Continental Divide. Jeśli Pan Bóg ma piękniejsze krajobrazy za swymi oknami, uwierzę w to dopiero wtedy, gdy przyśle mi na dowód pocztówkę z ich zdjęciem.

W miarę zbliżania się lata dni robiły się coraz dłuższe, a słońce wisiało tak długo nad zachodnim horyzontem, że nie można było siedzieć z twarzą zwróconą w tamtą stronę przy podniesionych roletach. Kiedy usłyszałem dzwonek telefonu, podniosłem słuchawkę i usiadłem plecami do górskiego krajobrazu. Spodziewałem się usłyszeć głos mojej wspólniczki. W godzinach pracy Diana Estevez zostawiła mi wiadomość, że chce porozmawiać o wyjazdowym weekendzie, który planowaliśmy spędzić z nią i z jej mężem Raoulem. Ostatnio Diana dostała kota na punkcie wyjazdów do Taos. Przypuszczałem, że chce nas namówić, abyśmy na weekend pojechali nie na wielkie piaszczyste wydmy, lecz właśnie tam.

– Halo – powiedziałem do słuchawki.

– Alan? Mówi A. J.

Zaparło mi dech w piersi. Dwie zamordowane dziewczynki zdążyły na dobre wylecieć mi z głowy.

– Jak się miewasz? – zapytałem.

Prawie zapomniałem o czekającym mnie zadaniu.

– Dziękują, dobrze – odparła tonem, który wykluczał dalsze wypytywanie o jej zdrowie. Lauren przyjmowała czasami taki sam ton. Wyczuwałem go na kilometr. – Myślę, że pora rozpocząć naszą małą przygodę. Otrzymałam trochę informacji. Masz pod ręką coś do pisania?

– Nie, zaczekaj chwilę. – Pobiegłem do sypialni i złapałem notes, który trzymałem obok łóżka. – Strzelaj.

– Po pierwsze, skontaktowałam się z biurem kongresmana Wellego. Z godną uwagi skwapliwością zgodził się z tobą porozmawiać. Byłam zaskoczona. Welle będzie w Kolorado za mniej więcej dwa tygodnie. Za tydzień od najbliższego piątku leci do Denver na jakieś spotkania i wystąpienia w sprawie zbiórki pieniędzy na jego fundusz, a potem wróci do domu na parodniowy wypoczynek. Udało mi się wstępnie ustalić, że moglibyście się spotkać w następny piątek. Możesz wykonać tę robotę? Mam nadzieję, że tak.

– Postaram się tak urządzić, żebym miał ten piątek wolny. Nie powinno z tym być żadnych problemów. Gdzie chciałby ze mną porozmawiać?

– Spotka się z kilkoma osobami zbierającymi fundusze w budynku, który jego współpracownik nazwał Pałacem Phippsa. Powiedział mi, że tam odbyła się niedawno konferencja na szczycie ośmiu krajów. Wiesz coś o tym? Gdzie to jest? Jeśli chcesz, mogę dowiedzieć się czegoś bliższego.

– Nie trzeba. Już raz tam byłem. Jestem pewien, że znajdę ten budynek.

– Jak sobie życzysz. W każdym razie Welle chce się tam spotkać z tobą tuż przed albo tuż po bankiecie ze zbierającymi fundusze.

– Odpowiada mi i jedno, i drugie.

– Nie ty będziesz wybierał porę. Zadzwonią do ciebie w poniedziałek i powiedzą czy ma to być przed czy po. Myślę, że to z ich strony drobne politykierstwo. Wolą żebyś czekał, aż cię wezwą. Ale czy ja mam prawo kwestionować motywy, jakimi kieruje się taki potężny facet? Powiedzieli mi, że dostaniesz wiadomość od człowieka, który nazywa się Phillip Barrett. On będzie…

– Słyszałem o nim od Percy Smitha. To stary przyjaciel Wellego. Był szeryfem okręgu Routt, kiedy Gloria Welle została wzięta jako zakładniczka i zastrzelona. Za jego czasów zamordowano też te dwie dziewczynki.

– Nie wiedziałam o tym. Interesujące. Teraz Barrett jest jednym z ochroniarzy Wellego, może nawet szefem jego sztabu. Nie wiem dokładnie. I mało mnie to obchodzi. Rola tych ludzi polega głównie na trzymaniu petentów na odległość. Chodzi im o to, żeby trzymać zwykłych ludzi dalej niż o parę kroków od ich szefa. Ale mniejsza o to, Barrett poda ci przez telefon godzinę wybraną przez Wellego na audiencję. Podałam Barrettowi twój telefon do gabinetu i komórkę, ale nie podałam telefonu domowego.

– To dobrze. Cieszę się, że będę miał prawie dwa tygodnie czasu, zanim spotkam się z Wellem. Zamierzam pojechać do Steamboat i spróbować skontaktować się z rodziną Tami Franklin. Rozumiesz, żeby poznać jakieś konkrety na jej temat i dowiedzieć się czegoś o jej znajomości z Mariko. Muszę też dostać zezwolenie rodziców Mariko na przejrzenie dokumentacji z jej psychoterapii u doktora Wellego. Czy jakimś cudem nie masz numeru ich telefonu albo jakichś adresów? Czegokolwiek, co by mi pomogło ich odnaleźć?

– Jeśli jeszcze nie mam, to mogę się dowiedzieć. Prześlę ci je faksem najprędzej, jak będę mogła. Przefaksować ci je do gabinetu czy do domu?

– Przesyłaj wszystko tu, do domu.

– Och, a jutro dostaniesz ode mnie paczkę. Wysłałam ją wczoraj wieczorem na twój adres domowy. Są tam kopie wszystkich dokumentów z pierwszego śledztwa, które mogłyby pomóc w tym, co oboje robimy. Wiesz, zeznania, przesłuchania, raporty. Zaznaczyłam rzeczy, które wydały mi się interesujące. Jest jeszcze coś, co mogłabym dla ciebie zrobić dziś wieczorem?

Wyjrzałem za okno dokładnie w chwili, gdy słońce chowało się za granią Continental Divide. Przez całą Boulder Valley szły ku naszemu domowi mroczne cienie, wydłużając się nieustannie.

– Tylko pewną radę. Uważasz, że powinienem dać do zrozumienia Raymondowi Welle, że jestem mężem jego byłej szwagierki?

A. J. roześmiała się.

– Nie, w żadnym razie. Kiedyś później, przyjdzie może moment, że powiemy mu to bez ogródek. Ale jeszcze nie teraz. Hej, a jak ciąża? – zapytała. – Lauren czuje się dobrze?

– Doskonale. Na razie nie ma żadnych kłopotów. Prawdę mówiąc, odkąd jest w ciąży, wygląda na mniej przemęczoną.

– Słyszałam, że to się zdarza. Nie myśl, że sama to wypróbuję. Czy Mary Wright dzwoniła już do niej?

– Nic o tym nie wiem. Ale Lauren siedziała przez dwa pierwsze dni tygodnia na rozprawach w sądzie.

– Zazdroszczę jej siły. Nie mogłabym pracować tyle co ona. To dla mnie zbyt męczące.