Выбрать главу

Nie miałem pojęcia, jak Dell Franklin przyjmie moje następne słowa. Mimo wszystko wypowiedziałem je:

– Cierpiał pan bardziej niż Cathy, prawda?

– Och, jasne, że tak – odpowiedział bez namysłu, uderzając czubkiem buta o podłogę. – Cathy była najlepszą przyjaciółką Tami. Tami była jej ukochanym dzieckiem. Proszę mnie źle nie zrozumieć, Cathy kocha także Joeya. Ale… on nie potrafił zapełnić luki, jak powstała, kiedy Tami została…

Nie był w stanie wykrztusić „zamordowana”, „zabita” albo „zmasakrowana”, czy jakiegokolwiek innego słowa, które określało straszliwy los, jaki spotkał jego jedyną córkę.

Próbowałem pamiętać, po co tu przyjechałem. Musiałem zachować dystans wobec cierpienia Della.

– Więc to nie Mariko była najlepszą przyjaciółką Tami? – zapytałem.

– Miko była tu nowa. I dla Tami, i dla nas. Poza tym… jakby to określić? Wie pan, była kimś egzotycznym. Myślę, że właśnie jej inność zaintrygowała Tami, która spędziła tu całe swoje życie. Nie widywaliśmy w tych stronach zbyt wielu Japończyków, dopóki nie kupili terenów narciarskich. Przypuszczam, że większość z nich jeździła do Vail i Aspen. Tu przyjeżdżali tylko amerykańscy turyści i przeważnie sami biali, tacy jak my. Przez pewien czas mieliśmy trochę Meksykan, kiedy poprawiła się im sytuacja materialna. Ale i oni chętniej jeżdżą do Vail i do Aspen. A więc dziewczęta zaprzyjaźniły się. Miko mogła jeździć z Tami na nartach. Milej im było nabijać sobie razem guzy. Niewiele dziewcząt chciało szaleć na śniegu. Ale mówiąc o Cathy i o Tami, mam na myśli coś więcej. Zwierzenia i całą tę babską romantykę. One miały jakieś swoje specjalne tajemnice.

– Czy Joey nadal tu mieszka? – zapytałem.

Uśmiechnął się. Najwyraźniej moje pytanie przyniosło mu ulgę.

– Widujemy się z nim często. Ma teraz wielki, elegancki dom koło San Diego. Oczywiście z polem golfowym. Jeździmy do niego. On też przyjeżdża do nas.

– Ma samolot – wtrąciłem. – Łatwiej mu podróżować. Dell pokręcił głową.

– Joey ma różnych doradców. Agentów. Menedżerów. Ten odrzutowiec był ich pomysłem. Chcieli, żeby stawał do gry wypoczęty i zrelaksowany. Ustąpił im. Uważam, że traci przez to kupę forsy. Ale to jego pieniądze, a ja tylko od czasu do czasu staram się go przekonać, żeby zrobił z nich dobry użytek.

Postanowiłem sprawdzić, jak Dell zareaguje na wzmiankę o tym, że Lauren i ja lecieliśmy samolotem Joeya.

– Zawieźli nas tym odrzutowcem do Waszyngtonu na zebranie Locarda. Byłem bardzo wdzięczny za to ułatwienie.

Dell kiwnął głową.

– Tak, wiem. Powiedziałem mu, że przynajmniej to może zrobić dla swojej siostry.

Mimo iż w tonie jego głosu nie wyczułem nawet cienia niechęci, odpowiedź zaskoczyła mnie. Użyczenie nam samolotu było pomysłem Della, nie Joeya.

– A jak układały się ich wzajemne stosunki? Mam na myśli Joeya i Tami.

– Bardzo dobrze. Nie było między nimi żadnych tarć. Typowy bratersko-siostrzany układ. Taki jak trzeba.

Odczekałem całą długą minutę w nadziei, że Dell opowie coś więcej. Ale on nie kontynuował tematu. Spróbowałem podejść go z innej strony.

– Ranczo musi wydawać wam się puste. Odpowiedział bez namysłu:

– Powtarzam jej bezustannie, że do tej pory oboje na pewno by już stąd wyfrunęli. Tami wyszłaby za mąż i wyjechała. Może do Denver. Mieszkałaby bliżej pana niż nas. A Joey… zrobiłby, co by zrobił. Wszystko jedno, co.

– Takie argumenty chyba nie pomagają Cathy. Mam rację? Dell uśmiechnął się.

– Bystry z pana facet. Wyczytał pan to na jej twarzy, tak? Ona wciąż jeszcze nie może żyć bez Tami. Choć upłynęło tyle lat. Mam nadzieję, że pan i pańscy przyjaciele znajdziecie odpowiedzi, które uwolnią ją od tego ciężaru. Właśnie dlatego bierzemy na siebie wszystkie te kłopoty. Dlatego jestem gotów poruszyć ziemię na grobie mojej córki. Mam nadzieję, że to uwolni nas wszystkich.

Rozumiałem, co ma na myśli, i powiedziałem mu to. Wyszliśmy ze stodoły. Dell usiadł za kierownicą terenowego pojazdu z balonowymi oponami, a ja wdrapałem się na fotel pasażera.

– Gadanie idzie mi lepiej, kiedy prowadzę – wyjaśnił.

– Może opowie mi pan o Tami?

Ruszył prosto przed siebie, w kierunku odległych pół, i dopiero po chwili zaczął mówić. Powietrze było przejrzyste jak źródlana woda. Unosił się w nim zapach skoszonego siana.

Później, idąc przez Steamboat Springs w poszukiwaniu baru, w którym można by zjeść lunch, zaczęliśmy porównywać nasze wrażenia. Lauren odezwała się pierwsza:

– Cathy mówi, że Dell był dla niej, to znaczy dla Tami, zbyt surowy. Uważał, że trzeba ją ujarzmić jak dzikiego konia. Tami nie odpowiadała ta ojcowska terapia, więc trzymała się raczej z dala od Della. Zażywała pigułki antykoncepcyjne, a zaczęła na krótko przed swoimi piętnastymi urodzinami. Dell nie miał o tym pojęcia, a gdyby się dowiedział, spowodowałoby to masę kłopotów.

– Czy Cathy jest pewna, że Tami uprawiała seks?

– Tak. Twierdzi, że nigdy nie pytała córki, z kim. Raz tylko spytała, czy zna tego chłopaka. Tami odpowiedziała: „Mamusiu, znasz przecież wszystkich”. I na tym się skończyło.

– Mów dalej.

– Przynajmniej kilka razy Cathy zauważyła, że dzieciaki gdzieś chodzą i piją alkohol. Tami i jej towarzystwo. Dell nie wiedział i o tym. Starała się sama przemówić Tami do rozumu i nakłonić ją, żeby się ustatkowała. Użyła tego właśnie słowa: „ustatkowała”.

– Czy to już wszystkie złe wiadomości?

Szliśmy właśnie aleją Lincolna, długą arterią przecinającą niczym kręgosłup śródmieście Steamboat. Lauren zatrzymała się, żeby rzucić okiem na wywieszone na zewnątrz menu kawiarni z szyldem „U Winony”. Przy stolikach stojących na chodniku wzdłuż jezdni siedziało mnóstwo ludzi, co odczytaliśmy jako zachęcający sygnał.

– Tami miała drobne kłopoty w szkole. Raz opuściła popołudniowe zajęcia i wybrała się z paroma kolegami i koleżankami na narty. Wszyscy zostali przyłapani i przesiedzieli jakiś czas w kozie. Innym razem pobiła się w stołówce, kiedy wstawiła się za jakąś przyjaciółką. Znowu została przyłapana. Cathy mówi, że Dell był dumny z tego jej postępku. Gdy była w pierwszej klasie, weszła w konflikt z nauczycielem przedmiotów ścisłych. Twierdziła, że był niesprawiedliwy. Skończyło się na tym, że musiał interweniować dyrektor. Także w tym przypadku Dell stanął po jej stronie. Jak ci się to podoba?

Ostatnie pytanie Lauren odnosiło się do menu. Nie przyglądając się zbytnio liście potraw, powiedziałem, że owszem.

– Usiądziemy?

– Nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy przed jedzeniem pospacerowali jeszcze trochę? Masz dość sił? O ile pamiętam, to najładniejsza ulica w śródmieściu Steamboat. Gdyby zachciało ci się jeść, możemy zrobić kółko i wrócić tutaj. Ta część miasta nie zmieniła się specjalnie, zauważyłaś? Ale na terenach narciarskich w górskiej wiosce zbudowali ostatnio mnóstwo nowych rzeczy.

– Nie wiem, czy byłabym tym zachwycona całą tą nowoczesnością.

Ja też nie byłem nią zachwycony, ale nie chciałem tracić z oczu Tami i Miko.