Welle pokręcił głową, nie patrząc na mnie.
– Zupełnie inne. Zupełnie. Niczego takiego nie zauważyłem. Byłem przekonany, że idzie mi zupełnie dobrze z tym pacjentem. Nadał nie rozumiem, co się stało. Mam z tym kłopot do dziś.
Już otwierałem usta, żeby zadać następne pytanie, kiedy nagle otworzyły się drzwi po drugiej stronie pokoju. Pomyślałem, że Welle nacisnął jakiś ukryty guzik, aby dać sygnał do przerwania naszej rozmowy. Do środka wpadł Phil Barrett, już w podróżnym ubraniu i krawacie.
– Przepraszam, Ray, że przeszkadzam, ale jest telefon do doktora Gregory. Coś pilnego. – Powiedział to takim tonem, jakby nie wierzył, że w moim życiu może się zdarzyć coś na tyle pilnego, by przerwało rozmowę z Raymondem Welle.
Welle uśmiechnął się do mnie, przybierając znowu minę gościnnego gospodarza.
– Proszę odebrać tu, w gabinecie – powiedział, wskazując na biurko. – Phil, z której linii?
– Z tej, gdzie pali się światełko. Zdaje się, że to druga.
Opadł mnie lęk o Lauren i nasze dziecko. Starając się zachować zimną krew, podszedłem do biurka, podniosłem słuchawkę i nacisnąłem guzik znajdujący się pod światełkiem.
– Halo?
– Alan? Mówi Flynn. Jestem w mieście, w Sheratonie. Zdaje się, że pańska znajoma dziennikarka z „Washington Post” miała poważne kłopoty. Być może jest ranna. Nie można jej znaleźć, a w jej pokoju są ślady krwi i wszystko zostało przewrócone do góry nogami. Mógłby pan dokończyć rozmowę i przyjechać tu jak najprędzej? Komisarz Smith chce panu zadać parę pytań. W związku z tym, że ją pan znał.
Przełknąłem ślinę i odwróciłem się plecami do Wellego i Barretta. Dorothy Levin ranna? Nie można jej znaleźć?
– Dziękuję za telefon. Czy jeszcze coś powinienem wiedzieć?
– Jest pan nadal u Wellego, tak?
– Tak.
– Obrał pan słuszną drogę. Proszę na razie nie mówić o tym nikomu. Russ i ja powiemy panu resztę, gdy tylko pan przyjedzie. Jesteśmy na piątym piętrze w Sheratonie. Proszę powiedzieć pierwszemu policjantowi, który się panu nawinie, że czeka na pana komisarz Smith.
– Zajmę się tym najprędzej, jak będę mógł – powiedziałem.
– Będziemy czekać. Słucha pan jeszcze?
– Tak.
– Jeżeli okaże się, że sprawy wyglądają tak, jak się tego obawiam, to chcę powiedzieć, że strasznie mi przykro.
– Mnie też – powiedziałem i odłożyłem słuchawkę. Wlepiłem oczy w widoczne za oknem poszarpane górskie granie i ścielące się nad nimi chmury. Mój wzrok przywarł rozpaczliwie do tego widoku, tak jakbym szukał w jego spokoju ratunku na moje pobudzenie.
– Mam nadzieję, że to nic poważnego – odezwał się Welle.
– Nic, z czym nie mógłbym sobie poradzić, Ray – odparłem, nie patrząc w jego stronę. – Moi znajomi potrzebują konsultacji w sprawie, która właśnie wypłynęła. Przepraszam za to zamieszanie. – Spojrzałem na zegarek. – I tak zabrałem panu zbyt wiele czasu. Przypuszczam, że ma pan jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia przed odlotem do Waszyngtonu. Gdyby pojawiły się jeszcze jakieś pytania w związku z Miko Hamamoto, skontaktuję się z Philem.
– Gdybyście znaleźli potwora, który zamordował te dziewczynki, nie zapomnijcie mnie zawiadomić – powiedział Welle. – Chciałbym być pierwszym, który się o tym dowie.
– Oczywiście – zapewniłem.
Odjeżdżając spod jego domu, uświadomiłem sobie, że moja wizyta na ranczu przy Silky Road rozpoczęła się od kłamstwa i zakończyła na kłamstwie.
Doszedłem do wniosku, że politycy nie budzą we mnie najlepszych skojarzeń.
21.
Russ Claven dostrzegł mnie, gdy rozmawiałem z policjantem, który stał na podeście schodów pożarowych, strzegąc wejścia na piąte piętro Sheratona. Russ podszedł do policjanta, położył mu rękę na ramieniu i powiedział:
– Proszę przepuścić tego pana. Doktor Claven, pamięta pan moje nazwisko? Byłem konsultantem koronera, na zlecenie komisarza Smitha. Komisarz czeka na tego pana.
Pokazałem funkcjonariuszowi dokument stwierdzający moją tożsamość i po chwili znalazłem się w środku. W głębi korytarza stała mała grupka kobiet i mężczyzn w policyjnych mundurach.
– Przykro mi z powodu tego zamieszania – powiedział Russ. – Trudniej przyjmuje się takie rzeczy, kiedy chodzi o kogoś znajomego.
– Tak, to prawda - odparłem.
Russ Claven zmienił się nie do poznania. W jego zachowaniu nie było cienia szorstkości, do której zdążyłem się już przyzwyczaić. Był spokojny, zamyślony, skoncentrowany tylko na sprawie, która wynikła tak niespodziewanie.
Zatrzymaliśmy się jakieś cztery pokoje przed grupką funkcjonariuszy.
– Zanim pójdziemy dalej, przekażę panu, co wiemy – powiedział Russ. – Kiedy dziś rano byliśmy z Flynn u Smitha, komisarz otrzymał informację, że w jednym z pokoi Sheratona zauważono podejrzany bałagan. Smith był bardzo poruszony wiadomością. Powiedział nam, że od czasu, gdy objął komendę, nie było tu ani jednego poważnego przestępstwa. Zaproponował, żebyśmy pojechali z nim do hotelu. Zanim dotarliśmy na miejsce, do pokoju zdążyło już zajrzeć troje ludzi z hotelowego personelu. Każdy z nich mógł zatrzeć ewentualne ślady albo zostawić własne. Recepcja informuje, że pani Levin przybyła w sobotę i miała wyjechać dzisiaj.
To się zgadza z tym, co mi wiadomo wtrąciłem.
– Co gorsza, tutejsze władze nie są przygotowane, żeby odpowiednio zbadać ślady pozostawione na miejscu przestępstwa. Na szczęście zdają sobie z tego sprawę. Flynn przyglądała się, jak paru detektywów zabezpieczało ślady. Powiedziała, że zrobili to fachowo, a następnie kazali zamknąć pokój. Teraz czekamy na przyjazd grupy ze stanowego biura śledczego. Miejscowy koroner jest wprawdzie lekarzem, ale nie ma uprawnień biegłego patologa. Wyjechał zresztą z miasta w jakichś rodzinnych sprawach. Ma wrócić dziś późnym wieczorem. Percy Smith zapytał go, czy gdyby zostały znalezione zwłoki, nie będzie miał nic przeciwko temu, bym rzucił na nie okiem. Powiedział, że nie zgłasza sprzeciwu. Flynn ma zamiar…
– Russ – przerwałem mu – Dorothy Levin jest w separacji z mężem. Obawiała się, że mąż ją śledzi i opisała mi jego zachowanie. Nie zdziwiłbym się, gdyby facet posunął się do jakichś gwałtownych czynów.
– Naprawdę? To by pasowało do tego, co zobaczyliśmy w środku. Zna pan jego personalia?
– Ma na imię Douglas.
– Wspaniale. Widzi pan? Dobrze, żeśmy pana tu wezwali. Przypuszczaliśmy, że może pan wiedzieć o rzeczach, które okażą się pomocne. Coś jeszcze?
Nie odpowiedziałem na jego pytanie.
– Wygląda na to – podjął Russ – że mamy do czynienia ze zbrodnią w afekcie. Prawie na pewno miały tam miejsce jakieś zmagania. Był nóż albo jakieś inne ostre narzędzie. Myślę, że Flynn patrzy na to podobnie. Przynajmniej na razie.
– Wyczuwam, że muszą tu być jakieś „ale”…
– Dorothy jest znaną dziennikarką. Właśnie napisała krytyczny artykuł o polityku, który ma wystarczająco wysoką pozycję, aby jego sprawy zainteresowały opinię publiczną. I nagle okazuje się, że jej pokój jest przewrócony do góry nogami i zbryzgany krwią. Nie można ignorować także tych okoliczności.
To bardzo miła dziewczyna wtrąciłem. – Z poczuciem humoru. – Zaczynałem już godzić się z myślą, że Dorothy nie żyje. Russ znowu chwycił mnie za ramię.
– Człowiek przeżywa takie rzeczy dużo bardziej, gdy chodzi o kogoś, kogo znał – powiedział. – A tak przy okazji, nie było żadnych śladów forsowania drzwi do pokoju. Sama wpuściła tego kogoś do środka. Nie można więc wyłączyć z kręgu podejrzanych hotelowego personelu. A to wiele osób, które trzeba przesłuchać.